[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Reynevan i Ni-koletta, poniesieni rozgorączkowaną ciżbą, znalezli się w kręgu przedostatnim.Z Reynevanem sąsiadowała jedna z zamaskowanych szlachcianek.Rękę Nikolet-ty ściskał dziwny stwór w bieli. Eia! Magna Mater!Kolejny przeciągły krzyk i rozbrzmiewająca nie wiedzieć skąd dzika muzykadały hasło  tanecznicy ruszyli, kręgi zaczęły obracać się i wirować.Wirowanie coraz szybsze i szybsze  odbywało się naprzemiennie, każdy krąg wirowałw kierunku przeciwnym, niż sąsiadujący.Sam widok powodował zawrót głowy, inercja ruchu, szalona muzyka i frene-tyczne krzyki dopełniały dzieła.W oczach Reynevana sabat rozpłynął się w ka-lejdoskop plam, nogi, jak mu się zdawało, przestały dotykać ziemi.Tracił świa-domość. Eiaaa! Eiaaa! Lilith, Asztarte, Kybele! Hekate!349  Eiaaaa!Nie wiedział, jak długo to trwało.Ocknął się na ziemi, wśród innych leżącychi pomału podnoszących się.Nikoletta była przy nim  nie puściła jego ręki.Muzyka wciąż grała, ale melodia zmieniła się, dziki i wizgliwie monotonnyakompaniament wirowego tańca zastąpiły zwyczajne miłe i skoczne nuty, w rytmktórych podnoszące się czarownice zaczęły podśpiewywać, podrygiwać i pląsać.Przynajmniej niektóre i niektórzy.Inni nie podnosili się z murawy, na którą upadlipo tańcu.Nie wstając, połączyli się w pary  w większości przynajmniej, bozdarzały się i trójki, i czwórki, i jeszcze obfitsze nawet konfiguracje.Reynevannie mógł oderwać wzroku, gapił się, bezwiednie oblizując wargi.Nikoletta widział, że i jej twarz płonie nie tylko od blasku ognisk  odciągnęła go bezsłowa.A gdy odwracał głowę, ofuknęła. Wiem, że to ta maść. przytuliła się do jego boku. Lotna maść takje rozpala.Ale nie patrz na nie.Obrażę się, jeśli będziesz patrzył. Nikoletto. ścisnął jej dłoń. Katarzyno. Wolę być Nikolettą  przerwała natychmiast. Ale ciebie.Ciebie wo-lałabym jednak nazywać Reinmarem.Gdy cię poznałam, byłeś, nie przeczę, za-kochanym Alkasynem.Ale wszak nie dla mnie nim byłeś.Nic nie mów, proszę.Słowa nie są potrzebne.Płomień niedalekiego ogniska strzelił w górę, sypnęła się w niebo kurzawaiskier.Tańczący wokół zakrzyczeli radośnie. Rozhulali się  mruknął  tak, że nie zwrócą uwagi, gdy się wymkniemy.A chyba czas się wymknąć.Odwróciła twarz, odblask ognia zatańczył na jej policzkach. Dokąd ci tak pilno?Nim ochłonął ze zdumienia, usłyszał, że ktoś się zbliża. Siostro i konfratrze.Stała przed nimi rudowłosa, trzymając za rękę młodą wieszczkę o lisiej twarzy. Mamy sprawę. Słucham? Eliszka, ta tutaj  zaśmiała się swobodnie ruda  wreszcie zdecydowałasię zostać kobietą.Tłumaczę jej, że to wszystko jedno, z kim, chętnych tu wszaknie brakuje.Ale ona uparła się jak prawdziwa koza.Krótko: tylko on i on.Znaczyty, Toledo.Wieszczka spuściła podkrążone oczy.Reynevan przełknął ślinę. Ona  kontynuowała bona femina  wstydzi się i waguje spytać wprost.Trochę też lęka się ciebie, siostro, że jej oczy wydrapiesz.A że noc krótka i czasużal na gonienie się wokół krzaków, spytam wprost: jak to z wami jest? Jesteś dlaniego joioza? A on dla ciebie bachelar? Jest wolny czy też zgłaszasz do niegoprawa?350  Mój ci jest  odrzekła Nikoletta krótko i bez wahania, wprawiając Reyne-vana w krańcowe osłupienie. Sprawa jasna  kiwnęła głową rudowłosa. Cóż, Eliszka, gdy się niema, co się lubi.Chodz, znajdziemy ci kogoś innego.Bywajcie.Dobrej zabawy! To ta maść  Nikoletta ścisnęła mu ramię, a głos miała taki, że aż sięwzdrygnął. To ta maść sprawia.Wybaczysz mi? Bo może  nie dała mu ochłonąć  miałeś na nią ochotę? Ha, jakie może,z pewnością miałeś, ta maść działa na ciebie tak samo, jak.Wiem, jak działa.A ja przeszkodziłam, wlazłam w paradę.Nie chciałam, by cię miała.Ze zwyczaj-nej zawiści.Czegoś cię pozbawiłam, niczego nie przyrzekając w zamian.Zupełniejak pies ogrodnika. Nikoletto. Usiądzmy tu  przerwała, wskazując małą grotę w zboczu góry. Nieskarżyłam się dotąd, ale od tych wszystkich atrakcji ledwie trzymam się na no-gach.Usiedli. Boże  odezwała się  tyle wrażeń.Pomyśleć tylko, że wtedy, po tympościgu nad Stobrawą, gdy opowiadałam, żadna mi nie uwierzyła, Elżbieta, An-ka ani Kaśka, żadna nie chciała dać wiary.A teraz? Gdy opowiem o porwaniu,o podniebnym locie? O sabacie czarownic? Chyba.Chrząknęła. Chyba w ogóle nic im nie powiem. Słusznie  kiwnął głową. Pomijając już rzeczy niewiarygodne, mojaosoba w twej opowieści nie wypadłaby najkorzystniej.Prawda? Od śmiesznoścido okropności.I kryminału.Z błazna zostałem rozbójnikiem. Przecież nie z własnej woli  przerwała mu natychmiast. I nie skut-kiem własnych uczynków [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wpserwis.htw.pl