[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Studentki trzymał na dystans, a swoje wykłady zaczął nasączać jadowitym humorem.Wolny czas kawalerskiego życia po wykładach doktor Hehłak poświęcał pracy naukowej, a w jego duszy, niczym wątły ślad po niegdyś gorejącym ognisku młodzieńczych marzeń żarzyły się jeszcze tylko dwa małe węgielki: żeby zdobyć profesurę przed czterdziestką i żeby wynaleziono szczepionkę na AIDS, zanim stuknie sześćdziesiątka, bo sześćdziesiątkę doktor Hehłak arbitralnie uznał za wartość graniczną wieku, po której przekroczeniu istnienie kurew na świecie przestanie mieć dla profesora Hehłaka praktycznie znaczenie.O tym, żeby w efekcie pracy naukowej zdobyć nagrodę Nobla, wyjechać do Arabii Saudyjskiej i zafundować sobie harem dziewic doktor Hehłak nie marzył.Nie wiadomo, dlaczego.- Przepraszam, panie doktorze, mam jedno pytanie: woli pan worek jutowy, lniany czy konopny?Doktor socjobiologii Marek Hehłak patrzył właśnie na zegarek, 12.04, ten cholery wykład się przeciągnął, a ta wyszczekana diablica Aneta Kowalska jeszcze wyskakuje z jakimiś kretyńskimi pytaniami.- Odpowiem pani za tydzień.Dziękuję państwu za uwagę - doktor Hehłak nie miał ochoty dać się teraz wciągnąć w jakieś żarciki pod swoim adresem.- Ale panie doktorze, ja nie wiem, w co mam się ubrać za tydzień.Pan przed chwilą sugerował, że się ubieramy jak kurwy, no więc jaki worek pan sobie życzy.- Czy na głowę trzeba założyć taką zasłonę jak w Iranie, czy może być pogrzebowa woalka po mojej ciotce? - z trzeciego rzędu auli rozległ się sopran Moniki Zalewskiej, której duże niebieskie oczy ledwie mieściły się w bluzce.- Jeśli chodzi o panią, to w zupełności wystarczy, jak pani wyłączy te dwie migające diody.Jak już muszą migać, to niech je sobie pani zamontuje na czole, to może da się przywabić pani rozum z biustonosza na swoje miejsce.Monika Zalewska w ułamku sekundy zaczerwieniła się, a potem wybuchnęła:- Niech pan sam sobie diodę wyłączy! To, co pan.to pańskie zakończenie wykładu.to najlepiej widać, że to panu dioda miga nie tam, gdzie trzeba.Cała aula zadudniła od rżenia audytorium.Doktora Hehłaka zatkało.Różne odżywki już słyszał od swoich studentek i studentów, ale taka bezczelność się jeszcze dotąd nie przydarzyła.Doktor Hehłak miał jednak na tyle rozwinięty zmysł samorefleksji, żeby zauważyć, że w bezceremonialnej wypowiedzi studentki tkwi ziarno prawdy podobne rozmiarom do tego, z którego w przyrodzie wyrasta palma kokosowa.Socjobiolog nie odpowiedział więc nic i tylko trzęsącymi się z nerwów rękami zaczął kompulsywnie porządkować rozrzucone po pulpicie kartki swoich notatek.Nagle i tak już gasnące rżenie na sali gwałtownie się załamało.Doktor Hehłak usłyszał ciche: „O, Jezu”, a kiedy podniósł wzrok, zobaczył, że Zalewska już nie jest czerwona na twarzy, tylko przybrawszy kolor prześcieradła osuwa się z powrotem na swoje miejsce.Ale nie tylko z nią działo się coś dziwnego - Aneta Kowalska, Joanna Ostrowiec, Magda Zadzior, jak również kilku studentów -wyraźnie zbledli, a większość z tych bladych trzymała się za serce.Doktor Hehłak nie wierzył w doczesny wymiar bożej sprawiedliwości a już na pewno nie wierzył w to, że Stwórca mógłby pokarać zbiorowym zawałem studentów nabijających się z wykładowcy.Doktor Hehłak wierzył natomiast w permanentny spisek studentów przeciwko sobie, dlatego (choć nie rozumiał fizjologicznego mechanizmu blednięcia dla kawału) dość zdecydowanym głosem zażądał:- Proszę mi tu nie urządzać teatru, wydział aktorski jest na Miodowej 22.Monice Zalewskiej krążenie jakby wróciło na twarz.Wstała i energicznie zaczęła się przemieszczać w kierunku pulpitu wykładowcy.Nie ona jedna zresztą.Była 12.05, 30 kwietnia 2004 roku.***Doktor Hehłak obudził się.Zegar kwarcowy wiszący na przeciwległej ścianie pokazywał 5.10.Wpadający przez kuchenne okno na wschodniej ścianie różowy blask jutrzenki oświetlał pobojowisko.Niczym postrzępiony proporzec przegranej armii, z żyrandola zwieszały się smętnie czerwone, koronkowe majteczki.Raz, dwa, trzy, cztery, pięć - doktor Hehłak liczył ciała pokonanych „wrogów”.Niemożliwe - pomyślał.- Tyle by się nie zmieściło do cienkocienko (którym doktor Hehłak jeździł od siedmiu lat, wciąż nie mogąc z pensji naukowca dorobić się turbolotu).Niemożliwe, pięciu nie mogłem przywieźć - doktor Hehłak zwątpił w swoją zdolność liczenia do pięciu.Zalewska raz, te nogi wystające spod koca to Anety Kowalskiej na pewno, te rude pierzaste włosy, które przy każdym wdechu łaskotały doktora Hehłaka po nosie, to wizytówka Joanny Ostrowiec, prawą ręką doktor czuł, że kontroluje jakąś obłą część, sądząc z dotyku Magdy Zadzior, ale do kogo należy ta ręka, której paznokcie pieszczotliwie wbijają się doktorowi w żebra.Jezus, Maria, to sąsiadka z pierwszego piętra, ona jest mężatką - socjobiolog zesztywniał na moment z przerażenia, jednak był to bardzo krótki moment, bo na dłuższy doktor Hehłak nie miał już siły.Tak, sąsiadka to był żywy dowód, że wydarzenia poprzedniego wieczora i dzisiejszej nocy to nie był jakiś permanentny spisek studentek, tylko, że po prostu stało się coś niepojętego, coś daleko wykraczającego poza socjobiologię.Gdyby doktor Hehłak wierzył, że może się wyplątać z tych wszystkich rąk i nóg, nie budząc tej całej ośmiornicy, to jeszcze teraz o 5.11 zerwałby się do lustra, żeby sprawdzić, czy to wszystko rzeczywiście jemu się przydarzyło.Najpierw po wykładzie lazły za nim i w kółko przepraszały, a to za docinki, a to za wyzywające stroje.Więc im powiedział, że jeżeli się obawiają, że je złośliwie uwali na egzaminie końcowym, to mogą się przestać płaszczyć, bo czy na wykład będą chodziły gołe czy w habitach, to na egzaminie będzie się liczyła wiedza.Nie pomogło, lazły za wykładowcą krok w krok aż na uniwersytecki parking.Doktor Hehłak otworzył wtedy drzwiczki swojego cienkocienko i myślał, że chowając się w samochodzie, uwolni się od ich namolności.Skądże - wszystkie cztery zaczęły się pakować prawymi drzwiami do środka.Wtedy dość obcesowo zasugerował im, że jeśli chodzi o podwożenie, to wygodniejsze będą turboloty kolegów studentów, którzy grają na giełdzie, albo handlują prochami
[ Pobierz całość w formacie PDF ]