[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nik znowu przyspieszył, przeskakując tory.Przebiegł jeszcze kilkanaście kro-ków, obejrzał się przez ramię i widząc kaps z trudem forsujący sypkie zboczetorowiska, potknął się zgrabnie i runął na ziemię wypuszczając koszyk tak zręcz-nie, że cała jego zawartość znalazła się w trawie.Podniósł się na tyle szybko,by umknąć przed kapsem, rzucającym się z wyciągniętym chwytakiem na rozsy-pane grzyby.Drugi kaps schował chwytak widocznie już pozbierał wieruszkiz asfaltu i pospieszył w ślad za pierwszym, by podzielić z nim zdobycz.Niezdążył jednakże.Znieruchomiał, jakby oprzytomniały nagle w swym wieruszko-wym szaleństwie, zakołysał się w tył i w przód i znów zamarł w bezruchu.Zza zakrętu torów wynurzyły się nagle ślepia pospiesznego.Kaps, który goniłprzed chwilą Nika, dostrzegł pociąg o kilka sekund pózniej.W pierwszej chwilizachwiał się gwałtownie i ruszył z powrotem w stronę, drogi, zaraz jednak do-tarło widać do świadomości zamkniętego w nim Proksa, że nie ma mowy o tym,by zdążył przebyć tory przed pociągiem.Szarpnął się w tył, zawirował w miejscui zastygł, jak zahipnotyzowany reflektorami elektrowozu, który był już o kilkametrów.Tim, wpatrzony w kaps, z palcem na przycisku stopera, dostrzegł chwy-tak wysunięty na całą długość z korpusu w kierunku toru, jakby tym bezsilnym,rozpaczliwym gestem chciał zatrzymać pędzący pociąg.Elektrowóz przemknął obok kapsu.Tim wcisnął guzik stopera.Kaps zachwiałsię silnie, jego kołysanie było coraz wolniejsze, odchylenia od pionu coraz więk-sze i nim minął go ostatni wagon, leżał już bez ruchu ze zwisającym bezwładniechwytakiem.Zielonkawe światełko na końcu owalnego cielska gasło powoli.Tim spojrzał na tarczę stopera, ale było zbyt ciemno, by dokładnie odczytaćwynik pomiaru, wszystko nie trwało jednak dłużej niż kilka sekund.Tim poszukałwzrokiem Filipa i dostrzegł jego sylwetkę wyskakującą z rowu.Filip wbiegł natory tuż za ostatnim wagonem, pochylił się i natychmiast zawrócił biegiem w kie-runku Tima.Drugi kaps stał wciąż na skraju drogi, kołysząc się lekko.Zwiatełkona jego szczycie miarowo drgało, przygasając i rozbłyskując na przemian.Timnigdy dotychczas nie widział niczego podobnego. Na co czekasz? Biegiem do zagajnika! syknął Filip mijając Tima, Udało się!Tim pobiegł za nim.Przy pierwszych drzewach lasku czekał Nik.50 Mieliśmy szczęście.Nikomu dotychczas nie udało się tego zdobyć po-wiedział Filip, pokazując półtorametrowy odcinek przewodu. Podeszliśmy ich.Wcale nie są tacy mądrzy, jak się powszechnie uważa.A w każdym razie niewszyscy. Podobnie jak ludzie: bywają mądrzejsi i głupsi zauważył Tim. Zwięta racja, bracie.Ty sam to stwierdziłeś.A całe pokolenia ludzi wbiłysobie do głowy, że obca, wysoko rozwinięta cywilizacja musi w całości składać sięz geniuszy.Zasugerowaliśmy się własnymi doświadczeniami.Kiedy przed inwa-zją próbowano pierwszych wypraw w Kosmos, wybierało się do tego najlepszych.Nie zdążyliśmy osiągnąć tego stanu, kiedy praca na planetach innych układówstaje się ciężką, niewdzięczną robotą i trzeba szukać chętnych nie tylko wśróduczonych.Tim milczał.Przed oczyma miał jeszcze obraz kapsu z bezsilnie wyciągniętymchwytakiem.Było w tym coś tragicznego, wstrząsającego. Filip! powiedział po długiej chwili. My go zabiliśmy, tak? On niemoże bez tego ogona, po ciemku. Widziałeś, jak fiknął.Ile to trwało, od przecięcia przewodu? Pięć i trzy dziesiąte Tim spojrzał na stoper, który Filip oświetlił latarką. Niedługo się męczył.Aapę wyciągał, jakby chciał się bronić. To jedyne, co oni potrafią: wyciągać łapę.Po cudze.Zauważ, że ich kapsyskonstruowane są wyłącznie z myślą o braniu.Nie mają żadnych innych zewnętrz-nych urządzeń oprócz chwytaka. Mimo wszystko to jednak przecież istoty rozumne, a my. Nie przejmuj się.Jak można współczuć istocie, której się nigdy nie widzia-ło i nie wie się nawet, jak ona wygląda? A do tego, gdy chodzi o tak przewrotneistoty, jak Proksowie. Więc uważasz, że to, co mówił stary Greg, jest prawdą? Wkrótce będziemy mieli na to dowody. My, to znaczy kto? My wszyscy, ludzie. Jakie dowody? wtrącił się Nik. Przecież to było osiemdziesiąt lattemu! Pracuje się nad tym powiedział Filip zagadkowo. Mógłbyś trochę jaśniej obruszył się Tim. Każesz nam robić takierzeczy, a potem nie powiesz, o co chodzi.Kto i nad czym pracuje?Filip złożył dwa palce w kształt litery T.Tim przypomniał sobie, że cośpodobnego pokazywał mu Maks. Wiecie, co to znaczy? Nie odpowiedzieli razem Tim i Nik. No, to nie powinienem z wami rozmawiać o tych sprawach.Ale niechtam, I tak się wkrótce dowiecie.To symbol organizacji, pewnego tajnego ruchuo zasięgu międzykwadratowym, wymierzonego przeciwko Proksom. I ty do niego należysz? zaciekawił się Nik. Pewnie, że tak.Mam nadzieję, że nie będziecie o tym z nikim gadać? A ten znak? Co to jest? spytał Tim. Litera.Pierwsza litera słowa tamandua. Co to znaczy? To nazwa tej organizacji? Tak, a poza tym tak się nazywa pewien gatunek mrówkojada.51Tim zastanowił się przez chwilę. Mrówkojad to zapewne takie zwierzę, co jada mrówki? Owszem.Tamandua żyje w Południowej Ameryce. Więc.jeśli Proksowie tępią mrówki, a mrówkojad też, to.nazwa jeststosowna raczej dla zwolenników Proksów! Czegoś tu nie rozumiem! powie-dział Tim.Filip zaśmiał się cicho
[ Pobierz całość w formacie PDF ]