[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie przestając mówić, To-masz Tytoń wyjął cygara z kieszeni kiltu i poczęstował nimi obecnych.Zapalili wszyscyoprócz Sarvanta.Cygara okazały się wyśmienite.Tomasz Tytoń wypuścił z ust kłąb zielonkawego dymu i powiedział: Zostaniecie uwolnieni w chwili, kiedy stąd wyjdę.Czyli wkrótce, bowiem jestemczłowiekiem bardzo zajętym.Muszę podjąć wiele decyzji, podpisać wiele dokumentów,pełnić wiele funkcji.Mój czas nie należy do mnie, lecz do Wielkiej Białej Matki.Churchill pykał z cygara zbierając myśli.Jego koledzy, jak zwykle, mówili jeden przezdrugiego, jednak milkli zawsze, gdy zabierał głos.Nie tylko dlatego, że jako porucz-nik, był pod nieobecność Stagga ich oficjalnym dowódcą  siła osobowości czyniła goprzywódcą prawdziwym.Churchill był niewysokim mężczyzną o krótkiej szyi i potężnych mięśniach rąk i nóg.Jego twarz, choć z pozoru dziecinna, zdradzała mocny charakter; włosy miał rude, a napoliczkach ślady piegów.Niebieskie oczy, okrągłe i dziecinne, nos krótki, kartoflowatymogły na pierwszy rzut oka nadawać mu wygląd bezradnego dziecka, lecz cechował gotakże dziecięcy talent komenderowania wszystkimi, którzy go otaczali.Dzwięczny niskigłos doskonale uzupełniał ten portret. Jest pan z pewnością bardzo zajęty, panie Tytoniu  przemówił wreszcie  alechyba nie do tego stopnia, by nie móc nas poinformować, o co w ogóle tu chodzi.Je-steśmy więzniami.Nie pozwolono nam skontaktować się z naszym dowódcą i dokto-rem Calthorpem.Mamy powody podejrzewać, że spotkali się z nieczystym zagraniem.Lecz ilekroć o nich pytamy, pan odpowiada:  Stanie się to, co ma się stać.Bardzo topiękne! Bardzo pocieszające! Panie Tytoniu, domagam się odpowiedzi na nasze pyta-nia.Niech się panu nie wydaje, że strażnicy, których postawił pan pod drzwiami, ocaląpana od rozszarpania na części tu i teraz.%7łądamy odpowiedzi i chcemy je uzyskać na-tychmiast! Proszę wziąć cygaro.I ochłonąć.Z pewnością jest pan w trudnej sytuacji, niewielepan wie i to pana gniewa.Tylko proszę nie mówić mi o prawach.Nie jesteście obywate-lami DeCe i to stawia was w niezmiernie delikatnej sytuacji.Udzielę wam jednak kilkuodpowiedzi; po to zresztą tu przyszedłem.Po pierwsze: zostaniecie zwolnieni.Po dru-gie: macie miesiąc na przystosowanie się do naszego życia.Po trzecie: jeśli pod koniectego miesiąca nie zdradzicie zadatków na dobrych obywateli DeCe, zostaniecie zabici.Nie wygnani, lecz zabici.Gdybyśmy odprowadzili was pod eskortą do granicy, przyczy-30 nilibyśmy się do zwiększenia populacji naszych wrogów.Tego nie mamy zamiaru czy-nić. Cóż, przynajmniej wiemy, na czym stoimy.Choć w gruncie rzeczy niewiele namto wyjaśnia.Czy będziemy mieli dostęp do Terry? Na statku są rezultaty dziesięciu latunikalnych badań. Nie.Ale własność prywatna zostanie wam zwrócona. Dzięki.Czy wie pan, że oprócz paru książek nie mamy właściwie własności pry-watnej? Jak będziemy zarabiać na życie nie mając pracy? Pracy, o którą w tak prymi-tywnym społeczeństwie może nam być raczej trudno. Doprawdy, nie mam pojęcia.W każdym razie nie odebraliśmy wam życia.Bylitacy, którzy uznali to za zbytnią hojność.Tomasz Tytoń włożył dwa palce w usta i gwizdnął.W drzwiach pojawił się mężczy-zna, trzymający w rękach niewielką torbę. Muszę już iść, panowie.Sprawy wagi państwowej.Jednakże, ponieważ nie chcemy,byście łamali prawa tego błogosławionego kraju na skutek niewiedzy, i by nie zechciałowam się na przykład kraść, człowiek ten objaśni wam nasze prawa i pożyczy sumę pie-niędzy wystarczającą do przeżycia przez tydzień.Zwrócicie je nam po znalezieniu pra-cy.Jeśli znajdziecie pracę.Niech was Columbia błogosławi!Godzinę pózniej ośmiu mężczyzn stało przed budynkiem, z którego właśnie ich wy-prowadzono.Kres niewoli nie przyniósł ulgi; czuli się raczej oszołomieni i bezradni.Churchill przyjrzał się im, i chociaż odczuwał to samo, powiedział: Na litość boską, rozchmurzcie się! Co się z wami dzieje? Przecież bywało gorzej.Pamiętacie, jak na Wolf 69 III płynęliśmy na tratwie przez te jurajskie rozlewiska? Jaknapadł na nas ten baloniasty stwór, przewrócił tratwę, straciliśmy broń i wracaliśmy nastatek piechotą, z gołymi rękami? Było gorzej niż teraz, a przecież nie wyglądaliśmy jaksiedem nieszczęść.Co się stało? Aż tak się zmieniliście? Obawiam się, że tak  odpowiedział Steinborg. Przyczyna nie leży w tym, żestraciliśmy odwagę; po prostu oczekiwaliśmy zbyt wiele.Lądując na nieznanej plane-cie spodziewaliśmy się niespodzianek i nieszczęść.Byliśmy ich pewni.A Ziemia.no,po prostu spodziewaliśmy się zbyt wiele.A poza tym jesteśmy bezbronni.Pozbawiononas broni i jeśli wpadniemy w kłopoty, nie możemy zwyczajnie utorować sobie strzała-mi drogi do statku [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wpserwis.htw.pl