[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kopeć nie miał najmniejszego zamiaru walczyć i był tak nieustępliwy w realizacji swych postanowień, że nawet Wierzba miał ochotę na niego warczeć.Kopeć utrzymywał, że czeka na coś, co ma się wydarzyć.Nie powiedział, co to ma być.Klinga utknął na południu, na terenach oddanych bez walki, wzdłuż rzeki Main.Miał za zadanie zebrać tamtejszych mieszkańców razem i zatrzymywać wszystkich posłańców, udających się w jedną lub drugą stronę.To nie była szczególnie trudna robota.Przez rzekę nie wiodły żadne mosty; miała tylko cztery miejsca, gdzie można było ją przekroczyć w bród.Władcy Cienia musieli być zajęci czymś innym.Nic nie wzbudziło ich podejrzeń.Albo, być może, zakładali, że brak wiadomości sam w sobie stanowi dobrą wiadomość.A na to właśnie czekał Kopeć.Tak jak powiedział Klinga, kapłani stanowili koszmar Taglios.Współistniały tu trzy główne religie, i to bynajmniej nie w pokojowy sposób.Każda miała swoje odgałęzienia, frakcje i wyznania, które wadziły się pomiędzy sobą, kiedy nie były właśnie zajęte zwalczaniem wyznawców pozostałych religii.Jądro kultury taglijskiej stanowiły różnice religijne oraz wysiłki kapłanów, starających się zdobyć przewagę nad konkurencją.Wielu ludzi z niższych klas nie popierało właściwie nikogo.Szczególnie na wsiach.Podobnie zresztą jak ród władający miastem, który nie ośmielał się przyjąć żadnej religii, gdyż to zapewne byłoby równoznaczne z utratą władzy.Stary Kopeć czekał, aż jeden z głównych kapłanów wpadnie na pomysł, że może zdobyć sławę dla siebie i swojej braci, wyprawiając się w pole i zdobywając głowy najeźdźców, z którymi nikt inny nie potrafił walczyć.- Czysto cyniczny, polityczny manewr - powiedział Kopeć Wierzbie.- Prahbrindrah czekał długo, aby pokazać komuś co się stanie, jeżeli nie postąpią w zgodzie z tym, co zaplanował.Pokazał im.Jeden z kapłanów wpadł na błyskotliwy pomysł.Przekonał około piętnastu tysięcy facetów, że mogą stawić czoło doświadczonym zawodowcom.Głowy do góry.Wyprowadził więc tłum, aby przyjrzeć się najeźdźcom.Nie mieli najmniejszych kłopotów z ich odnalezieniem.Dowódca wojsk Władców Cienia również osądził, że na to właśnie czekał.Pozostałe zdobycze Władców zostały pozyskane w jednej wielkiej bijatyce.Wierzba i Kopeć, oraz kilku innych stali na szczycie wzgórza, gdzie mogli widzieć ich przedstawiciele obu stron i przez dwie godziny oglądali jak dwa tysiące ludzi masakruje piętnaście tysięcy.Ci taglianie, którym udało się uciec, zawdzięczali to w znacznej części faktowi, że wrogowie byli zbyt zmęczeni, aby ich ścigać.- Teraz będziemy walczyć - powiedział Kopeć.Tak więc Wierzba ruszył ze swymi siłami i manewrował nimi, dopóki tamci nie zdenerwowali się i nie ruszyli za nim.Uciekał do czasu aż się nie zatrzymali.Potem znowu manewrował.I znowu uciekł.I tak w kółko.Opierał się na wspomnieniach z niejasno zapamiętanych opowieści o tym, jak Czarna Kompania wycofywała się przez tysiąc mil, prowadząc wroga w zasadzkę, w której został niemalże wycięty w pień.Być może ci faceci też słyszeli o tej historii.W każdym razie nie czekali na to, by ich ktoś poprowadził.Za pierwszym razem, kiedy udaremniono ich pościg, po prostu rozbili obóz i nie ruszali się więcej.Wtedy Wierzba rozmówił się z Kopciem, a ten skrzyknął jakichś ochotników z prowincji, którzy zaczęli budować mur wokół najeźdźców.Następnym razem jednak tamci zwyczajnie zawrócili i zaczęli maszerować na Taglios, co powinni byli zrobić od razu, zamiast usiłować się wzbogacić.Wierzba wsiadł więc na nich z tyłu i naprzykrzał się nieustannie do czasu, aż przekonał dowódcę oddziałów wroga, że będzie musiał z nim walczyć, gdyż w przeciwnym razie nie będzie miał ani chwili spokoju.Wierzba zwrócił się do Kopcia:- Nie mam zielonego pojęcia o strategii, taktyce ani niczym takim, wiem jednak, że tak naprawdę muszę pracować tylko nad jednym facetem.Tym, który dowodzi tamtymi gośćmi.Jeżeli uda mi się skłonić go do zrobienia tego, co chcę, inni pójdą za nim.A wiem, jak go rozwścieczyć i doprowadzić do takiego stanu, że będzie musiał mnie zaatakować.I to właśnie zrobił.Ostatecznie generał Władców Cienia ścigał go do murów miasta, które trwało w pełnej gotowości.Była to rozszerzona wersja gry Cordy'ego.Tylko że tym razem dzieła nie miał dokończyć ogień.Wszyscy mieszkańcy zostali ewakuowani a na ich miejsce weszli ochotnicy, w liczbie dwunastu tysięcy.Kiedy Wierzba i Kopeć przeganiali najeźdźców po kraju, ci chłopcy budowali mur.Wierzba schronił się do miasta i zagrał tamtym na nosie.Zrobił wszystko, na co było go stać, aby wodza przeciwników doprowadzić do szaleństwa; choć trzeba przyznać, że tamten długo mu się opierał.Poddał miasto, potem zaś zebrał wszystkich ludzi, jakich miał na taglijskim terytorium, i którzy byli w stanie jeszcze się ruszać.W końcu zaatakował.To był wredny bój.Dla najeźdźców z tego powodu, że w ciasnych uliczkach nie mogli skorzystać z przewagi lepszej dyscypliny.Z dachów bez przerwy strzelali w nich łucznicy.Z drzwi i bocznych alejek wyskakiwali na nich co rusz faceci z włóczniami.Ale napastnicy byli przecież lepszymi żołnierzami.Zabili wielu taglian, zanim zdali sobie sprawę, że znaleźli się w pułapce, mając naprzeciw siebie wroga około sześciokrotnie liczniejszego, niż się spodziewali.Ale wtedy było już za późno, aby mogli się wydostać.Zabrali ze sobą jednak wielu tubylców.Kiedy wszystko się skończyło, Wierzba wrócił z powrotem do Taglios.Klinga również pojawił się w domu, otworzyli tawernę i przez kilka tygodni celebrowali zwycięstwo.W tym czasie Władcy Cienia zrozumieli, co się stało, i wpadli we wściekłość.Grozili wszystkim, na co ich było i na co nie było stać.Książę Prahbrindrah Drah wypiął się na nich i oznajmił, że wszystkie groźby mogą włożyć sobie tam, gdzie słońce nie dochodzi.Wierzba, Cordy i Klinga dostali miesiąc wakacji, a potem nadszedł czas na kolejną część zadania - długą podróż na północ w towarzystwie Radishy Drah i Kopcia.Wierzba nie sądził, aby ta wyprawa okazała się szczególnie zabawna, ale nikt nie potrafił wymyślić lepszego sposobu na zrobienie tego, co należało zrobić.17
[ Pobierz całość w formacie PDF ]