[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Do marszałka Samcadarisa, czekającego na wieści po- śród legionu tysiąca wojowników nieopodal Pałacu Quinari, spiesznie wysłano gońca.Przez wszystkie szeregi przeleciała wieść o aktywności wrogów.Silvanestyjscy wojownicy zamarli, czekając na rozkazy.Obok Samcadarisa stali Mówca, Vixa i Gundabyr.- Co o tym myślisz, marszałku? - spytał Elendar.- Taką wrzawę może podnieść nawet kilku żołnierzy - odparł młody wódz.- Radzę, żebyśmy poczekali.Po kilku minutach od Bramy Czerwonej Róży nadbiegł drugi goniec.- Sir! Widać już wrogów! - zawołał.Żołnierskie szeregi drgnęły niespokojnie.- Czekać! - osadził wojowników Samcadaris.- Musimy poczekać!Przy południowej Bramie, zaniepokojeni obrońcy patrzyli, jak z rzeki wylania się podwójny szereg Dargonestyjczyków, którzy zwartym szykiem ruszają ku murom.Każdy niósł na barkach długi drąg wyglądający na drabinę szturmową.Wśród Silvanestyjczyków podniosły się okrzyki: - Szturm! Szturm! - i łucznicy 1)odnieśli łuki.Podmorcy jednak zatrzymali się w odległości poza zasięgiem strzał.Powietrze pełne było zgiełku, w którym przeważał odgłos łamanego drewna.Silvanestyjczycy wymienili pomiędzy sobą zdumione spojrzenia, gdy z lasu wyłoniła się wielka kula splątanych gałęzi i krzewów.Miała przynajmniej dwadzieścia stóp średnicy i pchali ją ku bramie spętani Silvanestyjscy jeńcy.Vixa usłyszawszy o tym, natychmiast odgadła cel tak dziwacznego przedsięwzięcia.- Coryphen zamierza podpalić bramę.- Wyjaśniła też obecnym, że owe długie drągi to najpewniej ogniste lance Gundabyra.- Mówiłeś, że tego ognia nie da się ugasić wodą? - spytał Samcadaris krasnoluda, który skinął tylko głową.- No to jak z nim walczyć?- Można go tylko stłumić -- wyjaśnił krasnolud.- Najlepiej zasypać piaskiem lub ziemią.Samcadaris wydał rozkazy, by ku bramom zaniesiono worki z piaskiem i inny dodatkowy sprzęt, nie używany zwykle podczas obrony grodu.Zajęło się tym kilkuset wojowników.Stojący na blankach nad bramą łucznicy wstrzymali się jeszcze, a drewniana kula nieubłaganie toczyła się w stronę portyku.Za nią kryli się Dargonestyjczycy, którzy tłukąc więźniów kijami, brutalnością chcieli zapewnić sobie ich współpracę.Z szeregu wystąpiło też kilku ognistych lansjerów - dołączyli oni do skrytych za drewnem nadzorców.Pod zagrożoną bramą pojawił się przysłany przez Samcadarisa oddział posiłkowy w sile stu pięćdziesięciu wojowników.Szybko podali oni na mury przyniesione ze sobą worki oraz owe tajemnicze wyposażenie - i rozpoczęło się pełne napięcia oczekiwanie.Tuż przed bramą teren nieco się wznosił, toczenie więc kuli na tym ostatnim odcinku kosztowało wroga sporo czasu - i bólu.Kiedy jednak dopchnięto ją na tyle, że łucznicy z murów mogliby mierzyć do napastników, niemal pionowo celując pociskami, zaskoczeni obrońcy przekonali się, że jedynymi, których mogą porazić, są ich ziomkowie.Dargonestyjczyków, którzy nie żałowali jeńcom razów batami, splecionymi z szorstkich podwodnych roślin, chronił drewniany okap.Wykonano go niemałym staraniem z desek, wyjętych z futryn drzwi i innego drewna, które złupiono w Brackenost.Ujrzawszy to, łucznicy bezsilnie zgrzytnęli zębami.Samcadaris przesłał im polecenie, by jeszcze wstrzymali się z otwarciem ognia.Marszałek miał pewien plan, wedle którego nie trzeba było mordować nieszczęsnych jeńców.Dargonestyjczycy tymczasem, pomagając sobie przeraźliwymi wrzaskami i ciskając na brańców okropne przekleństwa, zmusili ich, by zapchnęli masę drewna tuż pod bramę.Okap szybko cofnięto, po to jednak tylko, by osłonić nim zbliżających się ognistych lansjerów, którzy nie zwlekając, żwawo cisnęli swoje ciężkie pociski na zgromadzony stos drewna.Dla potrzeb walki na lądzie zbrojmistrze Coryphena zmodyfikowali nieco wynalazek Gundabyra - osadzony na drągu cylinder podzielono na dwie komory, z których jedna zawierała ognistą pastę, do drugiej zaś wlano morską wodę.Wystarczyło rozbić cylinder i wszystko wokół zajmowało się ogniem.Ze sterty gałęzi zaczął sączyć się dym.Lansjerzy cisnęli na nią dwie, trzy, potem cztery ogniste lance.Po zielonych gałązkach ogień spłynął w dół i szybko zebrał się w kałużę pod nimi.- Teraz! - rozległy się okrzyki zaczajonych na dachu bramy obrońców.Z góry błyskawicznie spuszczono w dół kotwiczki na linach.To było owo osobliwe uzbrojenie Samcadarisa.Haki natychmiast ugrzęzły w splątanych gałęziach.Obrońcy zaczęli ciągnąć za liny i płonąca masa uniosła się t ziemi.Nad blankami pojawiły się płomienie, zmuszając łuczników do wycofania się.Płonącą kulę podniesiono na znaczną wysokość - i przecięto liny.Kula opadła na ziemię i potoczyła się prosto na linie nacierających.Podmorcy rozpierzchli się natychmiast, wydając przeraźliwe wrzaski, od których - jak wyraził się później jeden z obrońców - niemal uszy pękały.Gdy opis Krzaczanej Bitwy dotarł do pałacu, wśród słuchaczy zagrzmiał serdeczny śmiech.Nikt jednak nie miał złudzeń - noc jeszcze się nie skończyła i bój daleki był od rozstrzygnięcia.Z lasu bowiem wyłoniły się kolejne drewniane okapy.Ukryci pod tymi prowizorycznymi dachami Dargonestyjczycy ruszyli teraz na mury.W powietrzu świsnęły strzały, które natychmiast zaczęły zbierać krwawe żniwo, napastnicy parli jednak przed siebie.Do podstaw muru i Bramy Czerwonej Róży dotarło niemal dwadzieścia okapów, pod którymi skryło się kilka setek Quoowahbów.Wysocy i potężnie zbudowani podmorcy zaczęli ciskać w obrońców oszczepami, podczas gdy inni, wyposażeni w zdobyczne narzędzia, zaatakowali wrota.Na wszystkie strony posypały się drzazgi - ale dębowe skrzydła wierzei miały po dziesięć cali grubości.Za nimi zresztą kryły się drugie wrota, z górskiego kryształu, osadzone tu magicznie jeszcze za czasów Silvanosa.Obrońcy pozwolili podmorcom tracić siły na rąbanie dębiny, przekonani, że kryształu z pewnością nie wyłamią.Przez cały ten czas na napastników leciała ulewa strzał, kamieni i strugi wrzącej oliwy.- Wszystko to jest irytująco głupie - zauważył Gundabyr, kiedy do pałacu Quinari dotarł kolejny meldunek o poczynaniach podmorców.- Sądziłem, że owi niebieskurczybykowie są sprytniejsi.- Nie sądzę, by kiedykolwiek przedtem mieli okazję atakować miasto otoczone murami - myślał głośno Samcadaris.- Dopiero się uczą.i płacą za to wysoką cenę - mruknął ponuro Mówca
[ Pobierz całość w formacie PDF ]