[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ponadto trzeba by przebyć las i trafić w ciemności na polanę.nie,to zupełnie beznadziejne.Nie sądzę, by podjęli taką decyzję rozważał Max,obchodząc raz jeszcze polanę. Szczególnie bez radia.Bo gdyby mieli choćjeden działający aparat, w pierwszym rzędzie próbowaliby wywołać Hara.On byłprzez cały czas przytomny i odbiornik miał w porządku! Zaraz, a skąd wiesz, że był przytomny? Halo, Har? Adam przełączył sięna falę Adlera. Czy jesteś pewien, że przez cały czas nie straciłeś przytomno-ści? Pamiętasz wszystko?Har pamiętał wszystko dokładnie.W pierwszej chwili nie mógł, co prawda,podnieść się z ziemi, gdyż padając potłukł się dotkliwie.Pózniej jednak, choć bezręcznego reflektora, który pozostał w kabinie wirolotu, dotarł do pojazdu i spraw-dziwszy, że nikt w nim nie pozostał, zszedł w dół stoku na poszukiwania.Niezdołał jednak dojść daleko, bo odnaleziony we wnętrzu pojazdu reflektor ledwiesię palił, uszkodzony widać podczas katastrofy, a na koniec zgasł zupełnie.WtedyHar wspiął się raz jeszcze w górę stoku i odszukał rakietnicę z ładunkami świetl-nymi.Wtedy to na tle nieba nad grzbietem dostrzegł odblask rakiet wystrzelonychprzez Adama.Usłyszawszy te wyjaśnienia, spojrzeli raz jeszcze po sobie, jakby jeden oddrugiego oczekiwał rady, i nic nie mówiąc skierowali się powoli w górę. Mieli tylko dwie drogi powiedział Max. W dół nad strumieniem albow górę. Może poszli w górę i minęli Hara w ciemności? Ted zgubił torbę z rakiet-nicą.Max rozłożył bezradnie ręce.Z wysokości kilkunastu metrów objęli raz jesz-cze snopem światła kotlinkę, jakby spodziewając się wbrew wszystkiemu, że jed-114nak przeoczyli jakieś zagłębienie czy wykrot.Nagle Adam ścisnął silnie ramięMaxa. Cicho.Nie ruszaj się i nie gaś reflektora! Patrz tam, u wylotu żlebu.Na granicy jasnego pola oświetlonego lampą, w miejscu, gdzie potok spływałw gardziel jaru, majaczył jakiś ruchomy cień.Max odruchowo skierował smugęświatła w ten punkt.Cień cofnął się gwałtownie za skałę, potrącając kilka kamieni.Adam syknął niecierpliwie i szarpnął dłoń Maxa, przenosząc światło na śro-dek kotliny. Niepotrzebnie go spłoszyłeś! powiedział z wyrzutem, Myślałem, żeto oni. usprawiedliwiał się Max. To Floryta.Co on tu robi o tej porze? Dałbym głowę, że nikogo tam niebyło.Musiał nadejść z dołu korytem potoku. Ich bezczelność jest zdumiewająca! Przecież słyszał, że tu jesteśmy i wi-dział światło.Po co tu właził?Ostrożnie zeszli na powrót w kotlinę.Max trzymał przed sobą miotacz, Adampenetrował światłem okoliczne skałki. Adam! powiedział nagle Max. Nie okłamujmy się! Oni tu byli przed-tem.Porwali Teda i Ewę! A ten.ten wrócił po Hara!Rzucił się biegiem w stronę, gdzie zniknął Floryta.Za skałką jednak ani teżniżej, nad strumieniem, nie było nikogo. Wróć, Max! powiedział Adam. W ten sposób niczego nie osiągniemy.Jeśli Floryci porwali ich rzeczywiście, to i tak nie odnajdziemy w nocy żadnychśladów.Nie mamy nawet wirolotu i paliwa do aparatów lotnych.Trzeba natych-miast wracać do rakiety i wezwać Cyklopa.Będą musieli i tak po nas przyle-cieć, bo do południa nie zdołamy wystartować.Przylecą z pojazdami i wspólnymisiłami spróbujemy odszukać zaginionych. Jeśli nie zechcą ich oddać dobrowolnie, niewiele zdziałamy zauważyłMax ponuro, oglądając się ze złością, lecz poszedł za Adamem w stronę wirolotu.Hara zastali przy wraku.Bez powodzenia usiłował uruchomić radio.Opowie-dzieli mu o wyniku poszukiwań. Z radia nici oświadczył Max, rzuciwszy okiem na aparaturę. O uru-chomieniu wirolotu nie ma co marzyć.Całe szczęście, że zbiornik paliwa ocalał.Przetankujemy paliwo do aparatów lotnych.Tylko jak my trzej wrócimy przypomocy dwóch aparatów? Polecisz z Harem.Trzeba szybko coś zrobić z jego ręką, bo puchniew oczach.Potem wrócisz z dwoma aparatami i zabierzesz mnie. Nie, ja tu zostanę.Lećcie wy dwaj i natychmiast wyślijcie meldunek do ba-zy zadecydował Max. Będę czekał koło wirolotu.Mam flary i reflektor.Zadwadzieścia pięć minut zacznę sygnalizować, znajdziesz mnie bez trudu.Nie cze-kaj na połączenie z Orfą, niech się tym zajmie Wera.Napełnij zbiorniki aparatów115i wracaj.A nie zapomnij, że drugi aparat trzeba zawiesić na piersi jak zapasowyspadochron.Inaczej będziesz koziołkował w powietrzu.Mówił to szybko, by nie dopuszczać do siebie przykrego uczucia, które cza-iło się jakby za kręgiem światła lampy.Zwiadomość, że pozostanie tu sam przezkilkadziesiąt minut, nie nastrajała zbyt wesoło.Gdy odlecieli, zgasił reflektor.Wolał siedzieć w ciemności.Wydawało mu się,że światło wokół niego daje przewagę temu nieokreślonemu czemuś , co czaiłosię w mroku.Po omacku wcisnął się do na wpół zmiażdżonej kabiny wirolotu i położywszymiotacz na kolanach, a reflektor w zasięgu dłoni, przycupnął na brzegu pochyłoleżącego fotela.Rzucił okiem na świecącą tarczę zegarka.Dopiero pięć minut upłynęło odstartu tamtych, a Maxa już bolały oczy od uporczywego i mimowolnego wypa-trywania w ciemności.Przymknął powieki, poczuł ulgę, choć ciemność była tasama.Spojrzał na zegarek i przestraszył się: musiał chyba zasnąć! Dokoła pano-wała jednak nadal ta sama cisza i ciemność.Sięgnął po lampę.Lampy nie by-ło! Gorączkowo szukał przez chwilę wokół siebie.Jest! Zsunęła się nieco dalej.Chciał ją zapalić, lecz znieruchomiał nagle.Tuż obok niego rozległ się słaby, lecz wyrazny dzwięk jakby lekkie uderze-nie w metalowy korpus pojazdu.Całą siłą woli powstrzymywał się od zapalenialampy.Wytężony słuch nie ułowił nic więcej.Cienka błona maski tłumiła nie-co zewnętrzne odgłosy, lecz nie na tyle, by jakiś bliski dzwięk mógł w tej ciszyumknąć jego uwagi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]