[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Regino - powiedział - potrzebujesz pomocy.- Potrzebuję, żebyś mi rozkazywał.- Nie.Potrzebujesz.- Niczego mi nie brak.- Potrzebujesz terapii.- Jestem wolna.Willy nauczył mnie wolności.- Wolności od czego?- Odpowiedzialności.Strachu.Nadziei.Wolności od wszystkiego.- Willy cię nie uwolnił.On cię zniewolił.- Pan nie rozumie.- On był sadystą.- To nic złego.- Wtargnął do twojego umysłu, skrzywił cię.Nie mówimy o jakimś niedowarzonym profesorku psychologii, Regino.Ten zboczeniec był grubą szychą.Facet pracował dla Pentagonu, zajmował się modyfikacją behawioralną, odkrywał nowe sposoby prania mózgu.Narkotyki tłumiące jaźń, Regino.Podprogowe warunkowanie.Willy był dla Wielkiego Brata tym, czym Merlin dla króla Artura.Tylko że Willy rzucał złe czary, Regino.Przemienił cię w to.w masochistkę, dla własnej rozrywki.- I w ten sposób mnie uwolnił - oznajmiła pogodnie.-Widzi pan, kiedy człowiek już nie boi się bólu, kiedy uczy się kochać ból, wtedy nie boi się niczego.I dlatego jestem wolna.Dan chciał nią potrząsnąć, ale wiedział, że potrząsaniem niczego nie osiągnie.Wręcz przeciwnie.Regina będzie tylko błagać o więcej.Chciał postawić ją przed współczującym sędzią i bez jej zgody uzyskać nakaz leczenia psychiatrycznego.Ale nie był jej krewnym, tylko praktycznie obcym człowiekiem; żaden sędzia nie zechce go wysłuchać, po prostu tak się tego nie załatwia.Chyba nie mógł dla niej nic zrobić.- Wie pan, ciekawa sprawa - odezwała się.- Myślę, że Willy tak naprawdę nie umarł.- Och, na pewno umarł.- Może nie.- Widziałem zwłoki.Mamy pozytywną identyfikację uzębienia i odcisków palców.- Może - powtórzyła.- Ale.ciągle zdaje mi się, że on żyje.Czasami wyczuwam go gdzieś daleko.czuję jego obecność.To dziwne.Nie potrafię tego wytłumaczyć.Ale właśnie dlatego nie załamałam się do końca.Bo jakoś nie całkiem wierzę w jego śmierć.On wciąż istnieje.gdzieś tam.Tak uzależniła swoje samopoczucie i chęć do życia od Willy’ego Hoffritaa, tak bardzo potrzebowała jego pochwały i aprobaty albo przynajmniej rozmowy z nim przez telefon co jakiś czas, że nigdy nie pogodzi się z jego śmiercią.Dan podejrzewał, że mógłby zabrać ją do kostnicy, pokazać zakrwawionego trupa, zmusić, żeby położyła dłonie na zimnej martwej skórze, odsłonić przed nią groteskowo zmasakrowaną twarz, podsunąć jej pod nos raport koronera - i wcale by jej nie przekonał, że Hoffritz został zabity.Hoffritz wszedł do jej wnętrza, rozbił jej psychikę i połączył odłamki we wzór bardziej mu odpowiadający, posługując się własną osobą jako spoiwem.Gdyby Regina pogodziła się z rzeczywistością jego śmierci, straciłaby spójność własnej osobowości i groziłby jej obłęd.Jedyną jej nadzieję - tak pewnie sama uważała - stanowiła wiara, że Willy wciąż żyje.- Tak, on gdzieś tam jest - powtórzyła.- Czuję to.On jest gdzieś daleko.Z poczuciem całkowitej bezradności, gardząc własną niemocą, Dan ruszył do drzwi.Za jego plecami Regina szybko wstała z sofy.- Proszę.Zaczekaj - powiedziała.Obejrzał się na nią.- Możesz.mnie mieć - zaproponowała.- Nie, Regino.- Zrób ze mną, co chcesz.-Nie.- Będę twoim zwierzątkiem.Zrobił krok w stronę drzwi.- Twoim małym zwierzątkiem.Powściągnął chęć ucieczki.Podeszła do niego, kiedy otwierał drzwi.Jej perfumy pachniały subtelnie, lecz efektownie.Położyła dłoń na jego ramieniu.- Podobasz mi się - oznajmiła.- Gdzie mieszkają twoi rodzice, Regino?- Działasz na mnie.- Twoja matka i ojciec? Gdzie mieszkają?Dotknęła jego ust smukłymi, ciepłymi palcami.Obrysowała zarys warg.Odepchnął jej rękę.- Naprawdę mi się podobasz.- Może rodzice wyciągną cię z tego.- Podobasz mi się.- Regino.- Zrób mi krzywdę.Bardzo wielką krzywdę.Odsunął ją od siebie takim gestem, jakim współczujący hipochondryk odpycha natrętnego trędowatego: stanowczo, z niesmakiem, obawiając się zarażenia, lecz uwzględniając jego ciężki stan.- Kiedy Willy posłał mnie do szpitala, odwiedzał mnie codziennie.Załatwił mi separatkę i kiedy przychodził, zawsze zamykał drzwi, żebyśmy byli sami.Gdy zostawaliśmy sami, całował moje sińce.Codziennie przychodził i całował moje sińce.Nie wyobraża pan sobie, poruczniku, jak cudownie jego usta pieściły moje sińce.Jeden pocałunek i każde obolałe miejsce, każda mała, wrażliwa ranka ulegała przemianie.Zamiast bólu, każdy siniak wypełniała rozkosz.Zupełnie jakby.jakby łechtaczka wyrastała na miejscu każdego sińca, i kiedy mnie całował, szczytowałam raz po raz.Dan wyszedł i zatrzasnął za sobą drzwi.26Zimny, porywisty wiatr pędził strzępki śmieci po nocnych ulicach, a w powietrzu wisiała groźba deszczu, kiedy Earl Benton zabrał Laurę i Melanie do mieszkania na parterze nieregularnego dwupiętrowego kompleksu w Westwood, na południe od Wilshire Boulevard.Mieszkanie składało się z pokoju, wnęki jadalnej, kuchni, sypialni i łazienki.Wydawało się większe niż w rzeczywistości, ponieważ duże okna wychodziły na bujnie zarośnięty dziedziniec, o tej porze oświetlony punktowymi błękitnymi i zielonymi reflektorami ukrytymi w gęstwinie.Mieszkanie należało do Paladyna i spełniało funkcję „bezpiecznego domu”
[ Pobierz całość w formacie PDF ]