[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Nie wiem, co zaszło między tą dziewczyną a Landgrafem, mogę się tylko domyślać.Ale jedno powiem bez żadnego wahania.Jeżeli się kiedyś znowu spotkają, jedno z nich wtedy zginie.Tymczasem Calonnin Ro-Vijar nie zajmował się takimi drobiazgami.Jeżeli powróci teraz do Asurdunu, będzie musiał donieść Trellowi o drugim niepowodzeniu.Najważniejsze było następujące pytanie: czy Slanderscree była kiedyś w porcie Moulokinu? Jeżeli tak, potrafił wyobrazić sobie cały szereg fantastycznych możliwości wyjaśniających, co stało się z wielkim kliprem lodowym.Chociaż usilnie tego pragnął, jego „eskorta honorowa” nie dopuściła do tego, żeby porozmawiał czy przekupił któregoś z mieszkańców miasta.Nie mając bezpośrednich informacji będzie musiał ekstrapolować z dostępnych mu danych.To było coś, co bardzo dobrze umiał robić, coś, dzięki czemu gry, które prowadził z człowiekiem Trellem, były ciekawe.A stawka była tak wysoka, że nie miał zamiaru opuszczać Moulokinu, dopóki nie dowie się, co naprawdę stało się z ich łupem.ROZDZIAŁ 15Przez tyle już dni jedyną atrakcją podróży była niezmienna, falista, żwirowata ziemia i rzadka roślinność, że Ethan zapragnął wreszcie, by urozmaiciło ją pojawienie się jakiegoś ducha, a może nawet dwóch.Nic z tego, jedyną rozrywką stała się dwumetrowej szerokości szczelina, która biegła ze wschodu na zachód dalej, niż zdołały sprawdzić grupy zwiadowców, o obolałych szifach.Proponowano liczne metody pokonania tej przeszkody.Jeden z oficerów sugerował na przykład, żeby zdjąć duramiksowe płozy z pokładu, gdzie je składowano i użyć ich jako pomostu przez rozpadlinę.Na odmianę tym razem to Ta-hoding wpadł na sposób rozwiązania problemu.Chociaż sam do siebie miał tylko umiarkowane zaufanie, za to do nowego stanowiska dowodzenia podchodził z bezgranicznym entuzjazmem.I chociaż i Ethan, i Hunnar byli bardzo zaniepokojeni, rozkazał całemu wolnemu personelowi zejść z tratwy.Slanderscree zatoczyła szeroki łuk i ruszyła prosto na szczelinę ze wszystkimi żaglami wydętymi na pełnym wietrze.W ostatniej chwili tak ustawiono reje i żagle, żeby dały jak największy ciąg w górę.Jak jakiś otyły ptak olbrzymia tratwa uniosła swój dziobowy koniec w kierunku nieba.Kiedy dziób zaczął znowu opadać ku ziemi, po drugiej stronie rozpadliny znalazły się wprawdzie tylko dwie przednie osie, ale to wystarczyło.Ciężar i szybkość statku były dostateczne, żeby cały przeleciał na drugą stronę wąskiej otchłani, chociaż tylna oś i koła niebezpiecznie się w niej zagłębiły.Ta-hoding wyjaśnił, że mają ze sobą zapasowe osie i gdyby to przedsięwzięcie się nie powiodło, był w stanie i tak naprawić każdą szkodę.Jak widać wystarczyło zagrożenie, że utkną na dobre w tej ponurej krainie, żeby natchnąć brawurą nawet ostrożnego kapitana.Następnego dnia dojechali na skraj płaskowyżu.Dla wszystkich oficerów tak marynarki, jak armii, było oczywiste, że marynarze stęsknili się już za bezkresnym obszarem lodowego oceanu, który niedostępny leżał dwieście metrów pod nimi.Sami czuli, jak pociąga ich ten lód.Kliper ruszył dalej na południe równolegle do pionowego urwiska.Za lewą burtą odwijała się bezkresna, brunatna nić jałowej ziemi, za prawą połyskiwał lśniący lód i błękitne niebo.Ta-hoding i jego załoga tak już się wyszkolili w manewrowaniu statkiem, że Ethan przestał martwić się, kiedy podjeżdżali niepotrzebnie blisko do zapierających dech w piersi przepaści.Te manewry miały nie dopuścić, by załoga poddała się najgorszemu rodzajowi zmęczenia umysłowego, wywołanego niczym nie urozmaiconą nudą.– Zaczynam się odrobinę martwić, mój chłopcze.– September uczepił się pobliskiej rei, na jego twarzy pod maską malowało się rozczarowanie.– Hunnar i cała reszta też tak się czują i są ku temu powody.Nie trafiliśmy na żadną rozpadlinę, która by choć w przybliżeniu przypominała kanion moulokiński.To po prostu nie ma sensu, chłopcze.– Mówił z napięciem, chociaż spokojnie.– To niemożliwe, żeby istniał tylko jeden jedyny kanion tego rodzaju, wrzynający się w ten kontynent.Musi ich być więcej.– Żaden ze mnie geolog, Skuo, ale przyznam, że i mnie się to wydaje osobliwe.September wykrzywił się; jego mina zdawała się jak wir cała zbiegać na ostrym, zakrzywionym nochalu.– Jeżeli nawet będziemy musieli zawrócić drogą, którą przebyliśmy, możemy się spokojnie założyć, że Poyowie zakończyli już inspekcję Moulokinu i nie znalazłszy nas tam pojechali gdzieś indziej w pogoni.– Rozjaśnił się nieco na tę myśl.– W tym momencie może to być dla nas najlepsze wyjście.Myślę, że pójdę pogadać z kapitanem i Sir Hunnarem.Nie zwariuj no mi tylko, chłopcze.– Ruszył w stronę steru, zatrzymał się, kiedy Ethan pokazał na dziób.– Jutro możemy już nie mieć wyboru, Skuo.Strome pagórki, które rysowały się na północnym i wschodnim widnokręgu, odkąd tylko wychynęli z krainy Złocistych Saia, zbliżały się, zataczały przed nimi łuk i groziły, że odetną im łatwą drogę na zachód.Zostałoby im wtedy tylko wracać po własnych śladach.Zbocza przed nimi robiły wrażenie bardziej urwistych niż te, wzdłuż których od wielu dni podróżowali.Zaczynali dostrzegać ślady erozji, a to mogło świadczyć o niebezpiecznie kruchych zboczach i osypiskach.Niemal na pewno będą musieli zawrócić, jeżeli nie trafią na wolną od nich przełęcz, prowadzącą na drugą stronę.Slanderscree udowodniła już, że nadaje się do żeglugi po lądzie, ale nie będzie w stanie wspiąć się na jakąś większą stromiznę.Tak jak to przepowiadał Ethan, jeszcze tego wieczora dojechali do pierwszych niewysokich, ale stromych pagórków.Zdecydowali się rozbić na wpół stałe obozowisko pod osłoną najwyższej górki i następnego dnia rano rozesłać zwiadowców w szalupach na kołach, żeby rozejrzeli się, czy nie znajdą jakiegoś przejazdu na zachód, z którym byłby się w stanie uporać kliper lodowy.Zdecydowano, że obydwie grupy zwiadowców oddalą się na maksimum pięć dni.W tym czasie załoga miała zająć się dokonywaniem drobnych, chociaż uciążliwych reperacji statku i spróbować znaleźć sobie coś do roboty, zanim zwiadowcy nie wrócą.* * *Sinahnvor odbywał patrol na przednim pokładzie, zdążył już zmarznąć w tę niemal bezchmurną noc, kiedy uwagę jego zwróciło jakieś migotanie na zboczu pagórka.Wyglądało to tak, jak gdyby mrugało jakieś pokaźne oko
[ Pobierz całość w formacie PDF ]