[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ardee.tęskniłem za tobą.Nie, zbyt żałośliwe.Dostrzegł mężczyznę, który, marszcząc brwi, obserwował go z okna na piętrze.Zakaszlał więc i pośpiesznie skierował się w stronę jej domu, pomrukując:- Lepiej coś zrobić, lepiej coś zrobić, lepiej coś zrobić.Jego pięść załomotała w drewno.Stał i czekał, a serce tłukło mu się prawie ozaciśnięte zęby.Słysząc szczęk zasuwki, przywołał na twarz swój najbardziej przypochlebny uśmiech.Drzwi się otworzyły i w progu stanęła niska, krągła i wyjątkowo nieatrakcyjna dziewczyna.Wiele się mogło zmienić, ale z całą pewnością nie była to Ardee.- Tak?- Eee.Służąca.Jakim trzeba być durniem, żeby oczekiwać, że Ardee sama otworzy mudrzwi.Jest przecież mieszczanką, nie żebraczką.Odchrząknął.- Oto wróciłem.To znaczy, chciałem powiedzieć.Czy tu mieszka Ardee West?- Mieszka.- Służąca uchyliła drzwi szerzej i Jezal wszedł do słabo oświetlonej sieni.-Kogo mam zapowiedzieć?- Kapitan Luthar.Dziewczyna obróciła za nim głowę tak gwałtownie, jakby szarpnął za przywiązany doniej niewidzialny sznurek.- Kapitan.Jezal dan Luthar?- Zgadza się.Dziwne.Czyżby Ardee rozmawiała o nim ze służbą?- Och.zechce pan zaczekać.Dziewka wybałuszyła oczy, wskazała mu drzwi i czmychnęła w popłochu, jakby wodwiedziny wpadł imperator Gurkhulu we własnej osobie.W półmroku pokój gościnny wyglądał jak urządzony przez osobę, która ma dużopieniędzy, mało smaku i o wiele za mało przestrzeni na spełnienie swoich ambicji.Znajdowało się w nim kilka krzykliwie tapicerowanych foteli, przerośnięta i przesadnieozdobna gablota oraz - na jednej ze ścian - monumentalny obraz, który, gdyby był choćodrobinę większy, wymagałby przebicia się przez ścianę do sąsiedniego domu.Wpadająceprzez szpary w zasłonach dwa snopy przykurzonego światła wyławiały z ciemnościbłyszczący, choć lekko zwichrowany zabytkowy stół.Każdy mebel z osobna prezentowałbysię zapewne niezgorzej, ale zebrane razem w jednym miejscu przytłaczały gościa.Przyszedłem tu ze względu na Ardee, upomniał się w duchu Jezal, z niesmakiemwodząc wzrokiem po pokoju.Nie ze względu na jej meble.Co za niedorzeczna sytuacja! Nogi się pod nim uginały, w ustach mu zaschło, miałzawroty głowy.I z każdą upływającą chwilą było coraz gorzej! Nie bał się tak nawet wAulcus, kiedy rzuciła się na niego horda wrzeszczących szanków.Kręcił się nerwowo popokoju, na przemian zaciskając i rozluzniając pięści.Wyjrzał przez okno na spokojną ulicę.Oparłszy się o krzesło, przyjrzał się z bliska olbrzymiemu obrazowi: muskularny król wogromnej koronie siedział w swobodnej pozie na tronie, a dworzanie w lamowanych futremszatach kłaniali mu się i płaszczyli u jego stóp.Harod Wielki, domyślił się Jezal, ale ta chwilarozpoznania nie przysporzyła mu wielkiej radości: dokonania tego człowieka stanowiłyulubiony - i najnudniejszy - temat inicjowanych przez Bayaza rozmów.Jeśli o Jezala chodzi,to Harod Wielki mógł się iść kisić w occie.Albo w ogóle się.- No, no, no.Stała w drzwiach.Zwiatło padające z sieni połyskiwało w jej ciemnych włosach iobrzeżało białą sukienkę.Przekrzywiła głowę, na jej skrytej w półcieniu twarzy pojawił sięledwo widoczny ślad uśmiechu.Prawie się nie zmieniła.Jakże często zdarza się w życiu, żechwile najbardziej wyczekiwane przynoszą największe rozczarowania.Widok Ardee po takdługim rozstaniu z całą pewnością stanowił wyjątek od tej reguły.Wszystkie staranniećwiczone gambity konwersacyjne błyskawicznie wyparowały i Jezal znów miał w głowie takąsamą pustkę, jak przy pierwszym spotkaniu.- A zatem przeżyłeś.- mruknęła.- No.tak.Ledwo, ledwo.- Uśmiechnął się z wysiłkiem.- Myślałaś, że zginąłem?- Miałam taką nadzieję.Te słowa błyskawicznie starły mu uśmiech z twarzy.-.kiedy nie dostałam nawet jednego listu.Ale, prawdę mówiąc, myślałam, że poprostu o mnie zapomniałeś.Jezal się skrzywił.- Przepraszam, że nie pisałem.Bardzo mi przykro, naprawdę.Codziennie.Zamknęła drzwi i oparła się o nie plecami, z rękami zaplecionymi z tyłu, patrząc naniego wilkiem.- Codziennie chciałem do ciebie napisać, ale.zostałem wezwany i nikomu niezdążyłem powiedzieć, nikomu, nawet rodzinie.Byłem.daleko stąd, na zachodzie.- Wiem, gdzie byłeś.Całe miasto o tym mówi; skoro nawet ja o tym słyszałam, tomusi to być naprawdę powszechna wiedza.- Słyszałaś?Ardee ruchem głowy wskazała za siebie.- Od służącej.- Od służącej?!Jakim cudem, u diabła, ktokolwiek w Adui mógł się dowiedzieć o jegoniepowodzeniach, a już zwłaszcza służąca Ardee West?! Wyobraznia, nieproszona, zaczęłamu podsuwać nieprzyjemne obrazy.Tłum służących zaśmiewających się do łez na wieść otym, jak leżał i opłakiwał pogruchotaną twarz.Krążące wśród ważnych osobistości plotki otym, jak głupio musiał wyglądać, gdy prostak z Północy karmił go łyżeczką.Poczuł, że rumieni się po czubki uszu.- Co ci powiedziała?- No wiesz
[ Pobierz całość w formacie PDF ]