[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Gdzie oni są?- Dookoła nas.To mozdzierze - powiedział sierżant.- Słuchajcie uważ-nie.Macie cię tu okopać.Słyszycie?- Tak - odpowiedział nowy.- Jesteśmy w środku gówna.Jeśli zrobimy to dobrze, możemy się wy-cofać, możemy przejść skrótem na zachód i zwiać za ich plecami na szczyt.Chcę, żeby oba końce były zabezpieczone, kiedy po cichu wycofamy się ześrodka.Jeśli zamkną nam drogę od zachodu, jesteśmy ugotowani.Od wscho-du też.Z obu stron.Macie osłonę ze swojej zachodniej strony i osłaniaciezachód, rozumiecie? Jak komuchy obejdą wzgórze, nie uciekajcie.Słyszycie?- Tak, tak.Sierżant rzucił pęk magazynków na dwadzieścia kul.- Strzelajcie z półautomatycznego.Słyszycie?- Tak.Przyjąłem.- Będzie więcej ataków.Zostańcie tu.Nie ruszajcie się, w przeciwnymwypadku nasze własne rakiety odstrzelą wam dupy.- Przyjąłem.Przyjąłem.271- Jeśli zrobimy to dobrze, obejdziemy ich od tyłu i bezpiecznie wej-dziemy na szczyt.Kiedy odpalę flarę.Jak zobaczycie moją flarę na zacho-dzie, ruszajcie na szczyt do bazy.Tylko po mojej flarze.Położył dłoń na ramieniu Jamesa i tak długo nim potrząsał, aż James po-wiedział:- Przyjąłem.Jak odpalisz flarę.Sierżant z powrotem ruszył na zachód, w dół strumienia.Na południowej stronie chaty, w jej cieniu, powiększyli rów łopatkami,kuląc się przy każdym wybuchu mozdzierzy i artylerii.Były potężne jaknajwiększy grzmot, który James słyszał w życiu.- Robię to sto razy szybciej niż na szkoleniu - powiedział szeregowiec.Wskoczyli do dziury.- Niech mnie szlag, jeśli wiem.daj mi M&M.W pasie zamiast jednego ładunku z amunicją James nosił torebkę M&M.- Daj mi trochę - powiedział szeregowiec.- Dam, jak przestaniesz mówić Niech mnie szlag, jeśli wiem.- To taki nawyk.Aż tak często tego nie mówię.- Mów O ile wiem , Jezu Chryste albo Pocałuj mnie w dupę.Wprowadz jakieś urozmaicenie.- Przyjąłem, kapralu.- Jak się nazywasz?- Nash.- Kurwa! - wrzasnął James.Pociski przebiły chaty, na wszystkie stronyrozrzucając słomę.Odbył szkolenie podstawowe, obchodzenia się z bronią, postępowania wdżungli, szkolenie nocne, szkolenie przetrwania, uników i ucieczki, ale terazdowiedział się, że nikt w żadnym razie nie mógł go wyszkolić w żaden liczą-cy się sposób i że jest już martwy.Zniżył głos.- Nie mają szesnastek - powiedział.- To na pewno kałasznikowy.-Bzyk, bzyk, bzyk, pociski nad głowami jak jadowite owady, bzyk, bzyk.Kurz i kawałki słomy wirujące w powietrzu.Liście z palmowego zagajnikaspadły tylko kilka metrów dalej.- Wszystko zabijają! - powiedział Nash.- Nie wiedzą, że tu jesteśmy, więc się zamknij, dobra?%7ładen z nich nie odpowiedział ogniem.272Od zachodu rozległa się kanonada z broni automatycznej.- OSAANIAJ MNIE, OSAANIAJ MNIE, OSAANIAJ MNIE, OSAA-NIAJ MNIE! - krzyczał ktoś.James wstał i zobaczył Czarnego zbiegającegodo dolinki od zachodu.Teraz wrzeszczał: - STRZELAJ! STRZELAJ!STRZELAJ!James otworzył ogień w kierunku wschodnim.Czarny niósł na ramieniukarabin maszynowy M60, a za sobą wlókł pięćdziesięciokilogramowąskrzynkę z nabojami.Zanurkował do okopu prosto na nich, po czym rozwaliłim bębenki w uszach, wrzeszcząc:- Nikt nie przejdzie przez to kurestwo! - Ukląkł i zaczął strzelać, wyso-ko nad nim w niebo tryskały strumienie ziemi.Wyrównywał nawis nad do-linką jak buldożer.- Panowie, mam dość amunicji, żeby wybić cały rodzajludzki.Nigdy więcej nie nazwę nikogo czarnuchem, przysiągł sobie w duszy Ja-mes.Kciukiem nacisnął przełącznik i automatycznie wypuścił cały magazy-nek.Wyżej na zboczu znowu odezwały się mozdzierze.- Wierzysz w to?- Kurwa, co jest? Co jest, kurwa?!- Sierżant powiedział, że atak jest na całą górę!- Ludzie to się nie umieją zachować - oznajmił Czarny.- Zwykle nieatakują w biały dzień.- Niech mnie szlag - powiedział James.- Co jest?- Nie wiem.Rozśmieszasz mnie.- Ty mnie rozśmieszasz.- Czemu się śmiejecie?Nie potrafili przestać.Cała ta sprawa.Człowiek czuł się tak szczęśliwy,że nie potrafił przestać się śmiać.- Niech mnie szlag, jeśli wiem! - Teraz śmiali się we trzech.Przełado-wali i strzelali, James wykorzystał dwa następne magazynki.Wreszcie Czar-ny krzyknął:- PRZESTACCIE PRZESTACCIE PRZESTACCIE PRZERWIJCIEOGIEC KURWA!W najbliższej okolicy panował spokój, choć wyżej na zboczu wciąż byłosłychać mozdzierze.273- Daj mi M&M - powiedział Czarny.- Jasne, do diabła.- James rzucił mu całe opakowanie.Czarny otworzyłje zębami i zaczął szybko żuć.Spod krzewów, które kilka minut wcześniej kanonada rozerwała na ka-wałki, rozległo się popiskiwanie.- Co to jest? Wiewiórka z Wietkongu?- Małpa.- Gibon - powiedział James.Czarny uśmiechnął się, odsłaniając pomazane czekoladą zęby.- Jest flara.Idziemy.- Dokąd?- W górę.- Idziemy w górę? Nie ma żadnego w górę.- Ruszamy, jak moja broń wystygnie.Teraz nie da się jej dotknąć.- Co tu się dzieje?- Dotknij.Usmażysz sobie palec.- Nie będę dotykał tego gówna.- Załadujcie następny magazynek - powiedział Czarny.- Musimy iść wgórę.- Człowieku, tam są mozdzierze.- Musimy iść.Wstawajcie.Czarny ruszył w górę z gigantycznym karabinem maszynowym na ramie-niu, jakby to był kilof górniczy; niósł go na poduszce z oliwkowego ręcznikai trzymał za podstawę.Za Czarnym szedł Houston, za Houstonem Nash.Nad nimi na tarasach ciągnęły się pola ryżowe.Wzdłuż rowów wspinalisię w górę.Nie wiadomo skąd nadleciały pociski, szarpiąc małe pędy i z pluskiemwpadając do wody.Bez słowa przebiegli przez groblę, padli na suchy brzeg i zaczęli się czoł-gać, aż znalezli rów, w który skoczyli, żeby uciec przed tym, kto chciał ichzabić.- Nie rozumiecie! - powiedział Nash.- Nie jestem na to gotowy.Przy-jechałem dopiero trzy dni temu!- Ja zacząłem drugą turę - odparł James.- Nie wiem, kto z nas jest głup-szy.Mijali płonące chaty i opuszczone wioski, nigdzie nie widząc ludzi.Tą274całkowitą nieobecnością zdawali się tym dobitniej sugerować swoje istnie-nie.James i pozostali usłyszeli strzały, po jakimś czasie głos krzyczący wobcym języku.Dotarli do wioski, którą mieszkańcy opuścili ledwo kilkaminut temu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]