[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Taka jest też i gloria - radość chrześcijanina - choć o wiele bardziej (nieskończenie bardziej, gdyby nie nasze ograniczone możliwości) wzniosła i promienna.Bo też i sama opowieść jest bardziej wzniosła - i jest prawdziwa.Sztuce nadano wymiar prawdy.Bóg jest Panem aniołów i ludzi, i elfów.Legenda i historia spotkały się i zlały w jedno.W Bożym Królestwie obecność największych nie pomniejsza maluczkich.Odkupiony człowiek pozostaje człowiekiem.Opowieści, fantazje wciąż trwają i trwać powinny.Ewangelia nie zniosła legend, ale je uświęciła, a szczególnie uświęciła „szczęśliwe zakończenie”.Chrześcijanin ciągle jeszcze musi pracować, trudząc swe mięśnie i umysł, musi cierpieć, mieć nadzieję i umierać, ale już teraz dana jest mu świadomość, że jego zamiłowania i zdolności mają jakiś cel, który może być odkupiony.Tak wielka jest obfitość, którą mu zaoferowano, że ledwo ośmiela się przypuszczać, iż poprzez fantazję umożliwiono mu współuczestniczenie w rozwoju listowia z drzewa opowieści i w wielorakim ubogacaniu stworzenia.Wszystkie opowieści mogą się sprawdzić, jednak gdy w końcu zostaną odkupione, będą tak podobne do form, jakie im nadaliśmy, a jednocześnie tak od nich odmienne, jak i odkupiony człowiek będzie i podobny, i odmienny od upadłego człowieka, którego znamy.NOTYNota A (s.21)Same korzenie (a nie tylko funkcję) tych opowieści i ich cudowności stanowią satyra i kpina z niedorzeczności; motyw snu zaś nie jest prostym zabiegiem ramy, ale jest nieodłącznym elementem akcji i zmian w świecie.Dzieci potrafią to dostrzec i docenić - pod warunkiem, że pozostawi się je samym sobie.Jednak wielu z nich (w tym i mnie) przedstawiono Przygody Alicji w Krainie Czarów jako baśń.Wraz z tym nieporozumieniem pojawia się poczucie niesmaku pozostawione przez zabieg snu.O czym szumią wierzby obywa się bez ramy marzenia sennego: „Kret pracował zawzięcie cały ranek, robił wiosenne porządki w swoim mieszkaniu” [Kenneth Graham, O czym szumią wierzby, tł.Maria Godlewska, Warszawa 1969, s.5].Tak zaczyna się opowieść i ów właściwy ton utrzymuje się do końca.Tym bardziej może się wydać dziwne, że A.A.Milne, wielki miłośnik tej znakomitej książeczki, na początku jej udramatyzowanej wersji umieścił cudaczną scenę przedstawiającą dziecko telefonujące za pomocą żonkila.Choć może to i nie takie dziwne, bo rozumiejący miłośnik (a to zupełnie co innego niż wielki miłośnik) książki Grahama nigdy nie podjąłby się jej dramatyzacji.W tej formie można przedstawić jedynie najprostsze jej składniki - pantomimę czy satyryczną bajkę.Samą sztukę - choć nie jest wybitna - można uznać za całkiem znośną i zabawną, szczególnie jeśli się nie zna książki; ale owych kilkoro dzieci, które zabrałem na przedstawienie Ropucha z Ropuszego Dworu, było zdegustowane otwierającą sceną.Co do reszty, wolały książkę.Nota B (s.37)Oczywiście szczegóły te z reguły przedostawały się do opowieści (nawet wówczas, gdy były jeszcze powszechnie praktykowane) ze względu na swą wartość „opowieściotwórczą”.Gdybym napisał opowiadanie, w którym kogoś powieszono, to po upływie wieków (gdyby przetrwało ono tak długi czas, co już samo w sobie byłoby dowodem na jego trwałe, a nie tylko lokalne czy doraźne wartości) mogłoby ono świadczyć o tym, iż powstało w czasach, gdy istotnie wieszano ludzi w majestacie prawa.Ale tylko „mogłoby” - taki wniosek bowiem nie byłby wcale oczywistością.Aby zyskać pewność, badacz z przyszłości musiałby wiedzieć na pewno, kiedy karano śmiercią przez powieszenie i kiedy żyłem ja, autor opowiadania.Mogłem przecież zapożyczyć ten motyw z innych czasów i miejsc, z innych opowiadań, wreszcie mogłem go po prostu wymyślić.Jednak nawet jeśli tamto pierwsze rozumowanie okazałoby się poprawne, to scena powieszenia znalazłaby się w moim opowiadaniu tylko dlatego, że (a) byłem świadom jej dramatycznej, tragicznej czy wręcz makabrycznej wymowy w tym utworze i (b) ci, którzy przekazali dalej tę opowieść, zachowali w niej to zdarzenie, gdyż i oni odczuwali silnie jego wymowę.Oddalenie w czasie, zwykła dawność i obcość mogą z biegiem lat wyostrzyć poczucie tragedii lub grozy, ale musi być ono i bez tego dość ostre, by działanie czarodziejskiej osełki czasu mogło być skuteczne.Najmniej więc sensownym pytaniem dotyczącym Ifigenii, córki Agamemnona, jakie zadać mogliby bądź na jakie mieliby odpowiadać krytycy literaccy, jest problem, czy opowieść ojej ofierze w Aulidzie pochodzi z czasów, gdy powszechnie praktykowano ofiarę z ludzi.Powiedziałem „z reguły”, gdyż można sobie wyobrazić, że to, co obecnie uważamy za opowiadanie, było ongiś czymś zupełnie innym - mianowicie opisem autentycznego zdarzenia lub rytuału
[ Pobierz całość w formacie PDF ]