[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie sądzę jednak, aby przydały się na coś usprawiedliwienia – odparł Anglik.– Robię wszystko, aby wam pomóc.– To doceniam.I dziękuję.Rozmawiali dalej, już spokojniej, o malejącej szansie odnalezienia Tomka.Przed wieczorem wróciła któraś z ekip.Do pokoju weszli Smuga i Abeer.Poszarzali ze zmęczenia, ze spalonymi od wichru, kurzu i słońca twarzami.Usiedli na podsuniętych taboretach.Obyli się bez słów.Wracali sami.Wilmowski podniósł się i zaznaczył czerwonym kolorem kolejną partię mapy.Usiadł ciężko.Smuga podparł głowę.Milczeli.O czym mieliby mówić?Nowicki powoli wracał do zdrowia.Leżał w łóżku hotelowym z kompresami na oczach.Przy nim siedziała Sally z zaczerwienionymi oczyma.Kiedy marynarz zasypiał, popłakiwała z cicha.Była kompletnie rozbita.Gdyby nie Patryk, który z uporem i dziecinnym entuzjazmem zmuszał ją do rozmów i spacerów, całkiem zamknęłaby się w sobie.Chwilami odzyskiwała dawny wigor i wtedy chciała uczestniczyć w ratunkowych wyprawach.Gdzieś jechać, pędzić, coś robić.Potem jednak wracało przygnębienie.Za to Nowickiego, jak się wydawało, nie opuszczała nadzieja.Mimo swojego trudnego i niepewnego położenia, mimo dotkliwego poczucia straty z powodu nieobecności Tomka, bywał ożywiony, a nawet tryskał humorem i po swojemu żartował, zwłaszcza w obecności Sally.Gdy zostawał sam, popadał w przygnębienie, po którym następowały ataki wewnętrznej wściekłości i buntu.Wstawał wówczas z łóżka i chodził po pokoju, obijając się o meble, zanim nauczył się ich położenia na pamięć.Zaciskał aż do drżenia dłonie, a jego twarz wykrzywiała nienawiść.Unieruchomienie przez chorobę, tak bardzo sprzeczne z jego ruchliwą naturą, sprawiało, że cierpiał istne katusze.Gdy jednak proponowano mu spacer w pobliżu hotelu, niezmiennie odmawiał.– Warszawiak nie będzie robił z siebie widowiska! – mówił przez zaciśnięte w uporze zęby.Męczył się, zamknięty i chory, poddany przemożnej, nie zaznanej dotąd nienawiści.I o ile wszystkim chodziło o “żelaznego faraona”, o tyle on pragnął raz jeszcze zmierzyć się z człowiekiem z korbaczem, z Harrym.Wierzył, że kiedy go pokona, karta się odwróci i odnajdą Tomka.Ledwie wytrzymywał w dusznym hotelowym pokoju.Wkrótce też poprosił, jak tylko poczuł się lepiej, by go przeprowadzono “do tych liliputów naprzeciw”, jak określał Kolosy Memnona, u stóp których leżał obóz.Tam mógł przebywać częściej na świeżym powietrzu, powoli odzyskując siły i zdolność widzenia.A wraz z tym rosła w nim nadzieja.Nadzieja, że wszystko dobrze się skończy.Tak jak zawsze dotąd się kończyło!Smuga jadł w milczeniu.Za chwilę wyruszał z Rasulem znowu do Medinet Habu, by wraz z koptyjskim mnichem objechać siedziby Koptów na południowym zachodzie.Twarz miał spokojną.Jedynie na dnie oczu czaił się gniew.Miał dość Egiptu.Jakieś fatum prześladowało go tutaj.Drugi jego pobyt kończył się dramatem.Przed laty towarzyszyła mu śmierć, a dziś.? Czy odnajdą Tomka? Chociaż nie był przesądny, zaczynała go nękać myśl o zemście faraona.Dla nich zresztą zemsta konkretnego człowieka, “żelaznego faraona”, była straszliwa.Tylko dlaczego ten człowiek wybrał najlepszego z nich, właśnie Tomka?Smuga od dawna kochał Tomka jak syna, choć nigdy tego nie okazywał.Nie było zresztą okazji i potrzeby.A teraz zaczynał tego żałować, bo tracił nadzieję, że go jeszcze zobaczy żywego.– Ruszasz?! – ni to spytał, ni stwierdził Nowicki, przerywając dręczące milczenie.– To już chyba ostatnia wyprawa – odrzekł Smuga, a Sally i Nowicki nie wiedzieli, czy ma na myśli: poszukiwania na pustyni czy ich dotychczasowy tryb życia.– Tak – szepnęła cicho Sally.– Wracajmy do domu.Nie mamy już tu czego szukać.Nowicki jak na komendę zerwał się z łóżka.– Ależ, sikorko.– zaczął, ale wyręczył go Smuga.– Wrócimy do domu, gdy wyrównamy rachunki z “faraonem” – powiedział z tym swoim budzącym respekt, niewzruszonym spokojem.– Jeśli nie znajdziemy Tomka.Przez chwilę milczał.A potem dodał cichym, przerażająco kontrastującym z treścią jego słów, tonem:– Wiesz, Sally, gdyby teraz stanął przede mną ów “żelazny faraon”, to zastrzeliłbym go z zimną krwią, a potem spokojnie skończył posiłek.Przechylił lekko talerz, wybierając łyżką resztę zupy.Potem wstał.Sally płacząc, wtuliła mu się w ramiona.– Tak! Odnajdziemy go! Odnajdziemy! – szeptała, a oni nie wiedzieli, czy ma na myśli męża, czy “faraona”.Tak zastał ich Rasul.Obaj ze Smugą wskoczyli na konie.Szybko dojechali do Medinet Habu, gdzie funkcję przewodnika objął koptyjski mnich.Koptowie byli życzliwi i rozmowni.Niczego jednak nie wiedzieli
[ Pobierz całość w formacie PDF ]