[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rozumiecie, o co mi chodzi?- Niczego nie powiemy ani panu, ani innym - ostrzegła Kirsty.- Tylko nazwisko, stopień i numer, co? - uśmiech­nął się kapitan.- Chodźcie do środka.Ciąg dalszy konwersacji odbył się w znanym po­mieszczeniu z barierką-ladą.- Przypuśćmy, że.wiemy różne rzeczy - odezwał się Johnny.- Na nic się to panu nie przyda.A te urządzenia też nie pomogą w wojnie, po prostu ją zmie­nią.Wszystko się gdzieś zdarza.- Myślę, że chwilowo całkowicie nam wystarczy zmiana.Mamy sporo naprawdę bystrych chłopaków.- Panie kapitanie.- odezwał się niespodziewanie Tom.- Tak?- Przecież oni nie musieli tego wszystkiego robić.Nie musieli nas ostrzec o bombardowaniu ani spro­wadzić mnie z góry.nie wiem jak, ale to nieważne.Zrobili to i nie powinniśmy w podzięce wsadzać ich do więzienia.- Nikt nie mówi o więzieniu.Raczej o wiejskiej po­siadłości z trzema uczciwymi posiłkami dziennie i wie­loma chętnymi do rozmów.W tym momencie Kirsty się rozpłakała.- No, przecież nikt nie zamierza zrobić ci krzywdy, panienko.- Kapitan podszedł i położył dłoń na jej wstrząsanych spazmami plecach.Johnny i Yo-less wymienili spojrzenia i równocze­śnie się cofnęli.- Po prostu musimy wiedzieć pewne rzeczy - uspo­kajał ją oficer.- Musimy dowiedzieć się, co może się wydarzyć.- No.jedno co.może się wydarzyć.- chlipnęła Kirsty - to.- Tak?Ujęła jego dłoń i wysuwając nogę, obróciła się na drugiej, podcinając mu nogi i przerzucając przez ra­mię.Kapitan z hukiem wylądował na posadzce.Zdołał usiąść, gdy Kirsty okręciła się ponownie i trafiła go stopą w klatkę piersiową.Z siedzącego uszło powietrze razem z przytomnością i zwalił się pod ścianę.Kirsty wyprostowała się, poprawiła kapelusz i przyj­rzała się własnemu rękoczynowi.- Szowinista - oceniła.- Już wolałabym mieć do czynienia z dinozaurami.Idziemy?Tom cofnął się dalej niż Johnny i Yo-less razem wzięci.- Gdzie dziewczyny uczą się takich rzeczy? - wy­krztusił.- W szkole - odparł Johnny.- Samego mnie to dziwi.Kirsty tymczasem wzięła rewolwer kapitana.- Tylko nie to! - zaprotestował Yo-less.- Mając broń, możemy dopiero mieć kłopoty!- Jestem mistrzynią hrabstwa w strzelaniu dla małoletnich - poinformowała go, rozładowując broń.-Ale tym razem nie zamierzam do nikogo strzelać.Po prostu nie mam ochoty, żeby się niepotrzebnie ekscy­tował, jak się obudzi.- Cisnęła rozładowany rewol­wer w kąt pokoju, naboje w drugi i spojrzała z lekka niecierpliwie: - To idziemy czy nie?- Przepraszamy za zamieszanie.- Johnny przyj­rzał się Tomowi.- Wytłumaczysz mu, jak się obudzi?- Nie wiem jak.Sam sobie muszę wytłumaczyć, co się stało!- Próbuj - zachęciła go Kirsty.- No bo tak: zbiegłem tu czy nie? Myślałem, że wi­dzę bombardowanie.ale musiałem to sobie wyobra­zić, bo nalot był dopiero po naszym przybyciu tutaj.- To pewnie przez zdenerwowanie - podpowiedział mu Yo-less.- Nerwy to straszna rzecz - zawtórowała mu Kir­sty.- Różne rzeczy się człowiekowi zwidują.Oboje wpatrzyli się wyczekująco w Johnny’ego.- Co się tak na mnie gapicie? - zdenerwował się.-Ja tam nic o niczym nie wiem.W drugiej nogawceBigmac twierdził potem, że nigdy nie miał najmniej­szego zamiaru pomagać.Dopóki nie zobaczył ludzi próbujących rozgrzebywać ruiny, było to zupełnie jak film, a potem przeszedł przez ekran.Strażacy piorunem wzięli się do gaszenia, a cywile albo wyciągali z rumowisk co większe kawały, albo ostrożnie przeszukiwali je, nawołując w nienormal­nie uprzejmy, biorąc pod uwagę okoliczności, sposób.- Hej, panie Johnson?- Przepraszam, pani Density: jest pani tam?- Pani Williams, słyszy mnie pani?- Jest tam kto?Wobbler twierdził potem, że zapamiętał trzy rze­czy: dziwny, metaliczny odgłos, jaki wydają z siebie cegły zsuwające się w większych ilościach, zapach spa­lonego drewna i łóżko.Wybuch zmiótł dach i połowę ściany jednego z domów, a z pokoju na piętrze zwisa­ło nad ulicę podwójne, nienaruszone łoże małżeńskie, wciąż z powleczoną pościelą.Łoże poskrzypywało, poruszane przez wiatr, ale nie zsuwało się dalej.Obaj przeleźli przez ruchome sterty cegieł, docie­rając do położonych za domami ogródków.Tu także wszechobecne były cegły i szkło.Zobaczyli tam star­szego mężczyznę w nocnej koszuli wpuszczonej w spodnie, który przyglądał się pobojowisku, w jakie zmie­nił się ogródek.- No, to po ziemniakach - ocenił trafnie.- Najpierw późny przymrozek, teraz to.- Ale za to zapowiada się niezły zbiór marynowa­nych ogórków - pocieszył go Bigmac.- Na nic.Po occie mam wiatry.Płoty oddzielające posesje zostały powalone jak je­den, a szopki, komórki i inne drewniane przybudówki były porozkładane i potasowane niczym karty.I ze­wsząd z ziemi wychodzili ludzie, zupełnie jakby odwo­łanie alarmu było początkiem Sądu Ostatecznego.- Mam nadzieję, że oni jeszcze tam są! - powie­działa Kirsty, gdy biegli przez ożywione ulice.- Chcesz się założyć? - zaproponował Yo-less.- Co?!- Są dwie możliwości: albo spokojnie na nas cze­kają, albo wpakowali się w jakieś kłopoty.Co wybie­rasz?Kirsty zwolniła.- Momencik, jest coś, co muszę wiedzieć - stwier­dziła z namysłem.- Johnny?- Co? - spytał, od dłuższego czasu spodziewając się podobnego pytania: w końcu pewne prawdy docierały nawet do Kirsty.- Co my zrobiliśmy? Widziałam bombardowanie i nie opowiadaj mi, że to było złudzenie! A na poste­runek dobiegliśmy, zanim zaczai się nalot.No to albo zwariowałam, a jestem pewna, że nie, albo.albo.- Przebiegliśmy przez czas - dokończył Yo-less.- To był tylko kierunek - spróbował wyjaśnić John­ny.- Po prostu znalazłem sposób, jak to zrobić.- Możesz to powtórzyć? - spytała, nie wiadomo dla­czego patrząc wymownie w niebo.- Wątpię.nie bardzo pamiętam, jak to wtedy zro­biłem.- Pewnie znajdował się w stanie wyłączonej świa­domości - dodał Yo-less.- Czytałem o czymś takim.- Co?! Prochy?- Kto? Ja?! - oburzył się Johnny.- Przecież piję tylko kawę rozpuszczalną! - Świat zawsze był dziw­ny, toteż wolał nie próbować niczego, co mogłoby spra­wić, że stałby się dziwniejszy.- Przecież to zadziwiający talent! Pomyśl, czego mógłbyś dokonać [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wpserwis.htw.pl