[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ponadto skuteczność gildii jest hamulcem dla wendet, sporów i tak dalej.Zawsze istnieje możliwość rozlewu krwi, a to pachnie brzydko.Z reguły za brzydko dla szlacheckich nosów.– Ciekawe – zauważył Anomander Rake.– Czy jednak nie sądzisz, że Vorcan z wielką uwagą wysłuchałaby propozycji cesarzowej? Ostatecznie zdarzało się już, że Laseen rządy nad podbitym miastem przekazywała skrytobójcom.W gruncie rzeczy przynajmniej jedna trzecia jej obecnych wielkich pięści zaczynała karierę w tym zawodzie.– Nic nie rozumiesz! – Twarz Baruka pociemniała.– Nie zapytałeś nas o zdanie, a tego nie możemy tolerować.– Nie odpowiedziałeś mi – odparł spokojnym, zimnym głosem Rake.– Czy Vorcan przyjęłaby kontrakt? Czy potrafiłaby go wykonać? Czy jest aż tak dobra, Baruku?Alchemik odwrócił się.– Nie wiem.Tak brzmi moja odpowiedź na wszystkie trzy pytania.Tiste Andii przeszył go twardym spojrzeniem.– Gdybyś rzeczywiście był tylko alchemikiem, mógłbym ci uwierzyć.– A dlaczego uważasz mnie za kogoś więcej? – zapytał z przekąsem Baruk, uśmiechając się.Rake odwzajemnił jego uśmiech.– Niewielu jest takich, którzy potrafią spierać się ze mną bez zmrużenia oka.Nie jestem przyzwyczajony, by zwracano się do mnie jak do równego sobie.– Istnieje wiele ścieżek wiodących do ascendencji, a niektóre z nich są bardziej subtelne od innych.– Baruk sięgnął po stojącą na obramowaniu kominka karafkę, a z wiszącej nad biurkiem półki zdjął dwa kryształowe kielichy.– Jest wielkim magiem.Wszyscy mamy czarodziejskie osłony, ale przeciwko niej.Napełnił puchary winem.Rake podszedł do alchemika, przyjął z jego rąk kielich i uniósł go do ust.– Przepraszam, że cię o tym nie poinformowałem.Szczerze mówiąc, nie sądziłem, by było to szczególnie ważne.Do dzisiejszej nocy kierowałem się jedynie teorią.Nie wziąłem pod uwagę wstrząsu, jaki mógłby spowodować upadek gildii.Baruk pociągnął łyk wina.– Anomanderze Rake, powiedz mi coś.Dzisiejszej nocy ktoś w mieście przywołał demona.– To był jeden z Korvalahów Tayschrenna – wyjaśnił Rake.– Uwolnił go czarodziej Szponu.– Upił łyk cierpkiego trunku, zatrzymał go chwilę na języku i przełknął z zadowoleniem.– Już go nie ma.– Nie ma? – zapytał cicho Baruk.– A gdzie się podział?– Jest poza zasięgiem Tayschrenna – odparł Rake, rozciągając usta w uśmiechu.– Poza czyimkolwiek zasięgiem.– Twój miecz – powiedział Baruk, tłumiąc dreszcz.Przypomniał sobie wizję, która go nawiedziła.Skrzypienie kół, brzęk łańcuchów, jęk tysiąca zagubionych dusz.I ciemność.– Tak jest – przyznał Rake, napełniając kielich na nowo.– Otrzymałem głowy dwóch czarodziejów z Pale.Zgodnie z obietnicą.Podziwiam twą skuteczność, Baruku.Czy się sprzeciwiali?Alchemik pobladł.– Wyjaśniłem im, jaki mają wybór – odparł cicho.– Nie sprzeciwiali się.Cichy śmiech Rake’a zmroził krew w jego żyłach.Kruppe podniósł się, słysząc odległy dźwięk.Płonęło przed nim małe ognisko, które jednak dawało bardzo niewiele ciepła.– Ach – westchnął.– Dłonie Kruppego niemal już zdrętwiały, lecz jego słuch nie stracił ostrości.Wysłuchajmy tego słabego dźwięku, który rozbrzmiewa w głębi jego aktualnego snu.Czy zna jego źródło?– Być może – odezwał się stojący tuż obok K’rul.Zdumiony grubasek odwrócił się, unosząc brwi.– Kruppe myślał, że dawno już odszedłeś, pradawny.Niemniej jednak, cieszy się z twego towarzystwa.Zakapturzony bóg skinął głową.– Z nowo narodzoną Tattersail wszystko w porządku.Opiekują się nią Rhivijczycy.Rośnie szybko, w zgodzie z naturą jednopochwyconych.Schronienia udzielił jej potężny wódz.– Świetnie – stwierdził z uśmiechem grubasek.Jego uwagę ponownie przyciągnęły dochodzące z oddali odgłosy.Wbił spojrzenie w mrok, nic jednak nie dojrzał.– Powiedz mi Kruppe, co słyszysz? – zapytał K’rul.– Przejeżdża tu duży wóz albo coś w tym rodzaju – odpowiedział grubasek, marszcząc brwi.– Słyszę turkot kół, pobrzękiwanie łańcuchów i jęki niewolników.– Nazywa się Dragnipur – wyjaśnił bóg.– To miecz.Kruppe zmarszczył czoło jeszcze mocniej.– Jak wóz ciągnięty przez niewolników może być mieczem?– Wykuto go w ciemności, a jego łańcuchy łączą dusze ze światem, który istniał przed pojawieniem się światła.Kruppe, jego właściciel zstąpił między was.W umyśle grubaska pojawiła się Talia Smoków.Ujrzał obraz: pół człowieka, pół smoka – Rycerza Wielkiego Domu Ciemności, znanego też jako Syn Ciemności.Mężczyzna unosił czarny miecz, za którym ciągnęły się łańcuchy dymu.– Rycerz jest w Darudżystanie? – zapytał, czując dreszcz strachu.– W Darudżystanie – odparł K’rul.– Wokół Darudżystanu.Nad Darudżystanem.Jego obecność przyciąga do miasta moc, a to wielkie zagrożenie.– Pradawny bóg zwrócił się w stronę grubaska.– Jest w zmowie z mistrzem Barukiem i Koterią Torrud.Sekretni władcy Darudżystanu znaleźli sobie niebezpiecznego sojusznika.Dzisiejszej nocy Dragnipur posmakował duszy demona, Kruppe.W waszym mieście.Nie zwykł długo cierpieć pragnienia i nim to wszystko dobiegnie końca, wypije jeszcze wiele krwi.– Czy ktokolwiek może mu się oprzeć? – zapytał mag.K’rul wzruszył ramionami.– W czasach, gdy go wykuto, nikt tego nie potrafił.Było to jednak dawno temu, nawet przed moim czasem.Nie potrafię ci powiedzieć, jak jest teraz.Mam dla ciebie jeszcze jedną informację, Kruppe, obawiam się jednak, że wiem na ten temat niewiele.– Kruppe słucha.– Chodzi o wyprawę do Wzgórz Gadrobi, w którą wysyła was mistrz Baruk.Po długim czasie znów przebudziła się tam pradawna magia.To Tellann Imassów, dotyka jednak Omtose Phellack, a to była magia Jaghutów.Nie wchodź im w drogę, Kruppe.Przede wszystkim strzeż powiernika monety.To, co nadejdzie, jest niebezpieczeństwem równie wielkim i starożytnym, jak rycerz i jego miecz.Bądź ostrożny, Kruppe.– Kruppe zawsze jest ostrożny, pradawny.KSIĘGA PIĄTAWZGÓRZA GADROBIZa cienkimi ścianami ze skórsiedzi dziewczynka, przed nią, na wytartym jedwabiuleży talia kart.Dziecko nie umie jeszcze mówić,a scen, które się przed nim rozgrywają,w tym życiu nie widziało.Spogląda na samotną kartęzwaną Obeliskiem i czuje w umyśleszorstkość szarego kamienia.Obelisk stoi na trawiastym wzgórzuniczym palec sterczącyz ziemi – przeszłość i przyszłość.Dziewczynka wybałusza oczyze strachu, gdyż w kamieniu kamienipojawiają się szczeliny i wie,że zaraz się on roztrzaska
[ Pobierz całość w formacie PDF ]