[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zajęłam się tym stosikiem, które-go początek zbiegał się z chwilą ostatecznego powrotu pułkownika z Indii.Byłyi wcześniejsze, nie tak porządnie zachowane, ale zostawiłam je sobie na deser,mogłam je oglądać dla przyjemności, nie zaś z obowiązku śledczego.Teraz nale-żało szukać śladów diamentu.Wszystkie spisy prowadziła jedna ręka przez dziesięć lat i była to chyba rękaowej pani Davis, bo zmiana następowała dokładnie w dniu jej śmierci, a z listysłużby wypadło jej nazwisko.Obowiązki zarządzającej przejęła starsza pokojów-ka, mniej wykształcona, bo robiła niekiedy błędy ortograficzne, ale widoczniezaufana.Chyba w ogóle nie lubili zmian, przez dziesięć lat nie wprowadzili naj-mniejszej.a, nie, pojawiła się osobista pokojówka prababci Arabelli, Francuz-ka, sądząc z nazwiska.Zniknęła ze spisu w trzy miesiące po śmierci pani Davis,wyrzucono ją albo odeszła sama, co wydawało się mało prawdopodobne, bo po-bierała niezwykle wysoką pensję, prawie jak kamerdyner.Zainteresowała mnie ta pokojówka bez racjonalnych powodów.Wgłębiłam sięw zapiski o niej i skorygowałam pogląd.Nie mogła zostać wyrzucona, musiałarozstać się z państwem przyjaznie, skoro została obdarowana ekstrapremią, dwa-dzieścia funtów na pożegnanie, półtora wieku temu to było mnóstwo pieniędzy.Odeszła zatem dobrowolnie, ciekawe dlaczego.43Dochody spisywał ktoś inny, chyba pułkownik osobiście, bo też urwało się pojego śmierci.Sekretarza nie miał.Przez rok w tych rejestrach widniał wyraznybałagan, chyba złapała się za nie wdowa, nie bardzo pedantyczna i mało obowiąz-kowa.Zapewne drugi mąż.Z ciekawości sprawdziłam daty i te spisy służby, nie,sekretarza ciągle nie mieli, zatem George Blackhill numer dwa pociągnął dziełostryja.Nic się w tych dochodach nie działo, żadnych skoków, bogaci byli całyczas i ze swego bogactwa korzystali równomiernie.Jeśli mieli diament, nic z nimnie zrobili, nie sprzedali go z pewnością.Czy rzeczywiście go mieli.?Przerzuciłam się na korespondencję.We właściwym okresie nie było jej dużo,kilka listów od sióstr Arabelli, kondolencje różnych osób po śmierci pułkownika,w rok pózniej dość skąpe życzenia z okazji ślubu i znacznie obfitsze po urodze-niu potomka.Interesujący brudnopis listu Arabelli do którejś siostry, ucieszyłamsię nim szaleńczo, wyjaśniał kwestię francuskiej pokojówki.Co prawda głównieArabella narzekała w nim na trudności ze znalezieniem nowej, równie dobrej, aleprzy okazji napomykała, iż nie mogła jej zatrzymać, bo dziewczyna odnalazła za-ginionego narzeczonego i do niego jedzie.Pobazgrane to było, poprzekreślane,umęczyłam się niezle odczytywaniem gryzmołów, ale przynajmniej pozbyłam sięjednej zagadki.Na paczuszkę wielce uczuciowych listów od małżonka numer dwa, z krót-kiego okresu narzeczeńskiego, zaledwie rzuciłam okiem, dokumentacji dotyczą-cej uzyskania lordowskiego tytułu, po zejściu ze świata starszej linii, dałam spo-kój całkowicie.Zainteresowała mnie wielka koperta z napisem: Od inspektoraThompsona.Do wieczora już siedziałam nad kryminalną powieścią, z wypiekami na twa-rzy, czułam je tak wyraznie, że aż poleciałam obejrzeć się w lustrze, rzeczywiście,były, zlekceważyłam posiłki i od cudownej lektury oderwał mnie dopiero powrótdziadka z Krystyną.Kryśka tylko na mnie spojrzała i w oku jej błysnęło. No.? powiedziała niecierpliwie.Złapałam oddech. Nic ci nie powiem.Mam wnioski i tak dalej.Przeczytaj to sama i zobaczy-my, czy będziesz miała takie same, bez moich sugestii.Może ja jestem optymistkai poszłam za daleko. Optymistka to i ja jestem.Dobra.Siadam jutro od rana, a ty robisz zaArabellę.Zrobiłam ci grzeczność. Jaką? spytałam podejrzliwie. Obiecałam dziadkowi opisać Noirmont, meble i bibliotekę.Sama rozu-miesz, że na twoje konto, co jak co, ale to potrafisz.Konno jezdzić też umiesz,więc grunt masz przygotowany.Doceniłam jej starania i w zamian powiedziałam, gdzie czego ma szukać, żebynie plątała się niepotrzebnie w papierach pozbawionych znaczenia.Z naciskiemporadziłam inspektora Thompsona zostawić na koniec.Słuszne było iść tą samą44drogą. Skąd on się tu w ogóle wziął, ten Thompson? spytała, schodząc powolina parter, do jadalni. Nie należał chyba do rodziny? To ci mogę wyjaśnić, przystąpisz od razu do sedna.Inspektor Thompsonumarł na starość i jego wnuk-spadkobierca uszanował dorobek dziada.Nie wy-rzucił notatek, tylko porozsyłał zainteresowanym. Zgłupiał chyba.Mógł się złapać za kryminały! Nie miał ciągot literackich i słowo pisane trochę sztywno mu wychodziło,z listu widać.Zorientował się, że cała teczka dotyczy afery w rodzinie Blackhil-lów, więc odesłał, a Blackhillowie niech robią, co chcą.Nic nie zrobili i wszystkosobie przeczytasz, a potem spróbujemy oderwać się od dziadka i podyskutować. Trudno będzie! westchnęła Krystyna. Zobaczysz. W ostateczności możemy podyskutować w nocy.I tak nam to właśnie wyszło.* * *Konno jezdzić umiałyśmy obie od dzieciństwa.Z przyjemnością wyruszyłamz dziadkiem na wycieczkę, realizując obietnicę, za którą, trzeba przyznać, by-łam Krystynie szczerze wdzięczna.Na temat mebli w Noirmont mogłabym napi-sać pracę doktorską, a dziadka to wyraznie ciekawiło.Spędziliśmy razem uroczydzionek, potem już we troje spędziliśmy uroczy wieczór, potem zaś okazało się,że jutro spędzimy wspólnie uroczy poranek, co do dzionka zaś dziadkowi furttowarzyszyć będzie ta podobniejsza do Arabelli.Od tej Arabelli zgłupiałyśmy tak, że bez mała udało nam się samym zapo-mnieć, która z nas jest która.Dziadek nudził się nieziemsko i widocznie stano-wiłyśmy rozrywkę, jak na Anglię, nietypową, bo trzymał przy sobie co najmniejjedną pazurami i zębami.Ulegałyśmy owej presji obie, pokochawszy go międzyinnymi za stosunek do psów.Poniewierały się te psy po całym domu i robiły, cochciały, nie zawsze pozwalając się spędzić z kanap i foteli, bywało, że człowieksiadał na nie dogryzionej kości, rano zaś z reguły okazywało się, że co najmniejjedna sztuka zaplątała się w sypialni i budziła swoją ofiarę lizaniem po twarzy.Nie szkodzi, lubiłyśmy psy.Dla siebie miałyśmy noc. Jedziemy! zarządziłam od razu pierwszego wieczoru po lekturze Kry-styny. Musimy to obgadać, bo może trzeba będzie znalezć więcej do czytania,a jak wyjedziemy, to już krewa.Możesz zacząć, jak chcesz. Pokojówka odparła na to Krystyna bez namysłu. Wracam do pier-45wotnej koncepcji, diament rąbnęła pra-prababcia.Francuska pokojówka jest je-dyną osobą, która stąd wyjechała, podwędziła go i wywiozła.Przedtem załatwiłagospodynię.Kiwałam głową cały czas. Zgadza się.Jednak przelećmy się po szczegółach, bo może co z tego wy-niknie.Po kolei. Po kolei, to ta heca z kluczem mówi sama za siebie.Ktoś wlazł do jejpokoju, spała po opium.Jestem pełna uznania dla pana Thompsona, opisał tokoncertowo, jakbym sama była przy tym.Musiała coś wiedzieć, może widziała,jak pokojówka kradła. A nie dopuszczasz, że w ogóle tylko go widziała i wykończyła ją samaprababcia dla zachowania tajemnicy.? No i na co ci te bzdety? Widziałaś rachunki prababci, ona nie była z tychprzezornych.Po śmierci pułkownika.czekaj, on nie był naszym przodkiem.? Na szczęście nie.Został z boku. To mogę się nim nie przejmować.Drętwa piła.Z listów tak wynika
[ Pobierz całość w formacie PDF ]