[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zza niej dobiegały odgłosy świadczące o tym, iż znajduje się tamgłówna sala.Przypomniałem sobie, że widziałem drugą stronę zasłony, pijąc wi-no, i wycofałem się do magazynu.Przestawiłem dwie beczułki i skrzynkę, tak bymóc się ukryć, no i ukryłem się.* * *Pięć ścierpniętych godzin pózniej obaj z Loioshem doszliśmy do wniosku, żeKynn się tego dnia nie pokaże.Ja zaś doszedłem do drugiego wniosku  że jakto dłużej potrwa, zacznę go nie lubić.Masowałem nogi, aż wróciło w nich czucie,i wyszedłem, zamykając za sobą starannie kuchenne drzwi.* * *Jeszcze dwa razy zostaliśmy zaatakowani.Raz przez coś małego i latającego,drugi raz przez tiassę.%7ładen napastnik nie był w stanie nas dotknąć, podobnie jakmy jego  przenikaliśmy się nawzajem niczym zjawy.%7ładen atak po pierwszejpróbie nie został ponowiony.Trafiliśmy też na kilka rozwidleń, a nawet skrzy-żowań z innymi ścieżkami.Morrolan wybierał drogę z pewnością, która, miałemnadzieję, była uzasadniona.Doszliśmy do następnego szarego kamienia.Morrolan znów obszedł go z pra-wej, po dłuższym zastanowieniu zresztą.115 Nie mogłem się powstrzymać: Dokładnie tak jak pamiętasz, co?Nie odpowiedział.A potem po naszej prawej wyłoniło się z mgły wielkie stare drzewo.Jedenz jego konarów zwisał nad ścieżką, jakieś dziesięć stóp nad ziemią.Siedziała nanim brązowo upierzona athyra i przyglądała nam się bacznie jednym okiem. %7łyjecie  oznajmiła. Skąd wiesz?  spytałem. Nie należycie tu. Co ty powiesz? Musieliśmy się zgubić, ta Undauntra to strasznie pokręconaokolica.Zaraz sobie pójdziemy. Możecie stąd nigdy nie odejść. Słuchaj no, zdecyduj się, dobrze? Najpierw mówisz, że. Chodzmy, Vlad  powiedział Morrolan.Podejrzewam, że odbył własną pogawędkę i właśnie ją zakończył, podczasgdy ja się dopiero rozgrzewałem.A zresztą być może nie.Przeszliśmy pod gałęziąi poszliśmy dalej.Po jakichś dziesięciu krokach obejrzałem się  drzewo i ptak zniknęły.Nieco pózniej Morrolan kolejny raz zatrzymał się przed szarym kamieniem.Tym razem namyślał się znacznie krócej, po czym westchnął, spojrzał na mniei obszedł go z lewej. Prędzej, czy pózniej i tak będziemy musieli to zrobić albo nigdy nie do-trzemy do celu  wyjaśnił. Brzmi złowieszczo. Zgadza się. Możesz mi powiedzieć, czego się spodziewasz? Nie. Pięknie.Zaraz potem zacząłem spadać.Już miałem wrzasnąć, gdy zdałem sobie sprawę, że nadal idę obok Morrolana.Odwróciłem się do niego i potknąłem.Dokładnie w tym samym momencie on teżsię potknął i zbladł.Zamknął na moment oczy, potrząsnął głową i potem spojrzałna mnie.A szedł dalej jakby nigdy nic. Nie spadałeś przez moment przed chwilką?  spytałem. Nie. To co ci się przytrafiło? Nic, o czym warto byłoby rozmawiać.Uznałem, że nie ma sensu go naciskać.Krótko potem zapadłem się w lotne piaski, a równocześnie miałem świa-domość, że nadal idę obok Morrolana po ścieżce.Tym razem jednak wrażenie116 nie ustąpiło samo z siebie.Zobaczyłem, że Morrolan także porusza się wolnieji z pewnym trudem. Nie przerywaj marszu!  polecił.Posłuchałem go, choć wydawało mi się, że z każdym krokiem zapadam sięgłębiej.Co gorsza, czułem też panikę Loiosha, choć nie miałem pojęcia, co jemusię przywidywało.To mi uzmysłowiło, że Loiosh pewnie też czuje mój strach, więc spróbowałemodzyskać spokój i zapanować nad sobą, powtarzając sobie, że to jedynie iluzja,a nie żadne lotne piaski.Musiało podziałać, bo Loiosh też zaczął się uspokajać,co z kolei pomogło mnie.Iluzja ustąpiła w chwili, gdy poziom piasku dotarł do moich ust.Morrolan zatrzymał się.Ja też.Obaj głęboko oddychaliśmy i chwilę potrwało,nim się całkowicie uspokoiliśmy.Popatrzyliśmy na siebie.Morrolan potrząsnął głową, ale i tak zapytałem: Do Przedsionka Sądu nie ma żadnej normalnej ścieżki, czy drogi? Niektóre przewodniki zawierają przyjemniejsze trasy niż inne. Jak wrócę, ukradnę najlepszy i zajmę się sprzedawaniem pierwszego ma-sowego wydania  obiecałem. Klientela będzie waliła drzwiami i oknami. Ich nie da się skopiować.Byli tacy, którzy próbowali. Jak to  nie da się ?! Słowa to słowa. Nie wiem jak, wiem, że się nie da.Chodzmy dalej.Poszliśmy.Po kilkunastu krokach wyrósł nam na drodze następny szary kamień.Morro-lan minął go z prawej strony.Prawie go uściskałem.Tym razem próbował nas atakować odyniec, a potem dzur.Oba zawiodły się,tak samo jak wilki.Potem były rozgałęzienia, skrzyżowania i następny kamień.Morrolan przystanął, spojrzał na mnie i spytał: No i? Jeśli nalegasz.Kiwnął głową i obszedł go z lewej.* * *Wróciłem do mieszkania w podłym nastroju i z bolącymi nogami.Oraz po-stanowieniem nieoglądania już lokalu  U Gruffa.Kynn zaczynał mnie wkurzać117 odmową współpracy we własnym zabójstwie.Nalałem sobie brandy, rozparłemsię w ulubionym fotelu i zabrałem do myślenia.Zacząłem od pogawędki z Loioshem: I to byłoby na tyle, jeśli chodzi o twój pomyśl, Loiosh. Możemy spróbować jutro. Moje nogi tego nie zniosą. Aha.Szkoda.To co teraz zrobimy? Nie wiem.Daj mi pomyśleć.Wypiłem brandy, wstałem i rozpocząłem wędrówkę po mieszkaniu.Zawszedobrze mi to robiło na myślenie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wpserwis.htw.pl