[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kiedy stanąłem w drzwiach, obydwaj powitali mnie uśmiechami.– Gordianusie! – Cycero wyszedł mi na spotkanie i objął mnie, zanim zdołałem go powstrzymać.Był to uścisk polityka; zdawał się ogarniać mnie całego, a zarazem prawie mnie nie dotykał.Odstąpił o krok i popatrzył na mnie jak pasterz na cudem odnalezioną owieczkę.– A zatem, w tej naprawdę ostatniej chwili, przybywasz do mnie.Czy wolno mi mieć nadzieję, sąsiedzie, że poszedłeś wreszcie po rozum do głowy?– O, tak, Cyceronie.Bezsprzecznie nabrałem rozumu.W ustach zrobiło mi się nagle tak sucho, że z trudem wydobywałem z siebie słowa.– Mam wrażenie, że musisz się napić – zauważył Cycero.Skinął głową wciąż stojącemu u wejścia odźwiernemu, który natychmiast się oddalił.– Muszę ci powiedzieć, że moja mowa jest już prawie gotowa.Ale na szczęście jeszcze nie do końca.Lepiej późno niż wcale.– O czym mówisz?– No, sądząc po tym, jak kursowałeś tam i z powrotem do Fulwii, a także po czasie spędzonym w towarzystwie Marka Antoniusza, musisz się dobrze orientować, co też oskarżenie szykuje na jutro.Przydałyby mi się takie informacje, żeby moje riposty były dobrze wymierzone.Im mniej niespodzianek, tym lepiej.Och, Gordianusie, tym razem napędziłeś mi stracha! Już myślałem, że cię straciłem na dobre.Ale oto jesteś, z powrotem we właściwym miejscu!Rozejrzałem się po pokoju.Tiro siedział za stołem, obłożony masą zwiniętych lub zgniecionych arkuszy papirusu.– Nie widzę Celiusza – powiedziałem.– I gdzie jest Milo?Już sam dźwięk jego imienia w moich ustach sprawił, że zacisnąłem gniewnie pięści.Odetchnąłem głęboko, by się uspokoić.– Celiusz? W domu u swojego ojca, pewnie śpi jak niemowlę.– Czy nie powinien być tu z tobą, pracując nad swoją mową?– Właściwie to.ach, oto coś na twoje zaschnięte gardło! Tironie, chcesz też się napić?Zastanowiłem się, czy nie odmówić poczęstunku, ale istotnie potrzebowałem trochę wina.Kiedy dotknąłem trunku ustami, uniosłem brwi ze zdziwienia.Musiał to być najlepszy z jego roczników.– Czy aby nie za wcześnie na świętowanie, Cyceronie? – spytałem.– Ach, widzę, że doceniasz mojego falerna.To dobrze.Twoja wizyta jest dla mnie dostatecznym powodem do świętowania, Gordianusie.– Gdzie jest Milo? – powtórzyłem pytanie.– Nie ma go tu, jak sam widzisz.Jest w domu z Faustą, jak sądzę, śniąc słodkie sny o konsulacie, który go czeka w przyszłym roku.Czy chciałeś się z nim zobaczyć?Niełatwo było mi na to odpowiedzieć.Zaprzeczyłem jednak.Chciałem zachować trzeźwość myśli, a to mogłoby być trudne w obecności Milona.Dopiłem wino.– Gordianusie, wyglądasz okropnie.Musimy zakończyć nasz interes jak najszybciej, abyś mógł wrócić do domu i odpocząć.Pytałeś o Celiusza i jego mowę.Muszę ci powiedzieć, że jutro tylko jeden adwokat przemówi w obronie Milona: ja sam.– Reszta czmychnęła w panice, co? Nawet Celiusz?Udało mi się wreszcie nadwerężyć jego dobry nastrój.– Wcale nie.Rzekome opuszczenie Milona przez wszystkich przyjaciół jest tylko kolejną jadowitą plotką rozsiewaną przez klodian.Oni też utrzymują, że Milo chce zabić Pompejusza i obalić republikę.Mają nadzieję, że w ten sposób zrobią ze mnie głupca, a wszystkich innych nastraszą i skłonią do porzucenia Milona.Ale zapewniam cię, że najlepsi ludzie Rzymu wciąż stoją za nim murem i chętnie stanęliby przed sądem jako świadkowie charakteru.Reformy Pompejusza jednak wyeliminowały świadków charakteru! Mógłbym ustawić w szeregu tylu byłych konsulów i urzędników miejskich, że zajęliby całą długość Forum i każdy godzinami wysławiałby cnoty Milona.Ale Pompejusz życzy sobie tylko naocznych świadków zajścia; ludzi w rodzaju tej zbieraniny podejrzanych typów, których musieliśmy znosić przez ostatnie trzy dni.– Jeżeli przyjaciele Milona nadal przy nim stoją, to dlaczego tylko ty będziesz przemawiał w jego obronie?– To znów przez te Pompejuszowe pomysły! Obronie przyznano zaledwie trzy godziny.trzy godziny!.na przedstawienie swoich argumentów.Wiesz, jak było przedtem.Podsądny miał zwykle dwóch lub trzech obrońców, a każdy z nich mógł przemawiać tak długo, jak mu się żywnie podobało.Nie muszę ci mówić, że ja sam po trzech godzinach zazwyczaj dopiero się rozgrzewam.Prawda jest po prostu taka, że nie chcę z nikim dzielić tych trzech godzin.Oskarżyciele mają zresztą jeszcze gorzej.im muszą wystarczyć dwie godziny.Cóż, niech wszyscy trzej się przepychają i potykają o siebie, nerwowo przerzucając zapiski
[ Pobierz całość w formacie PDF ]