[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ponadto na każdej półce przyczepiony był spis tego, co na niej stało, a na wszystkich grzbietach udało nam się umieś­cić numery, przylepione taśmą klejącą, nieszkodliwą dla dzieła.Było tego razem dwadzieścia osiem tysięcy trzysta jedenaście sztuk.Odwaliłyśmy olbrzymią pra­cę i byłyśmy dumne z siebie do szaleństwa.Pan Heaston nie pojawił się więcej, ale nie zale­żało nam na nim, bo do pracy umysłowej nie był potrzebny.Odmowa sprzedaży wszystkiego musia­ła go zniechęcić, a uczuciowość zapewne miał w za­niku, skoro nie poleciał na piękną i młodą kobietę w dwóch egzemplarzach.Być może, wolał pienią­dze, kwestia gustu.- Pan Terpillon przyjeżdża jutro w godzinach popołudniowych, tak? - powiedziała Krystyna, kie­dy wieczorem czciłyśmy zakończenie roboty.- Do popołudnia zdołamy chyba wytrzeźwieć? Przysięgam Bogu, ja się dzisiaj upiję najlepszym winem świata!- Też bym się urżnęła z przyjemnością, ale coś mnie męczy - odparłam z westchnieniem.- Wzięłyśmy takie tempo, że nie zdążyłam się nawet nad tym zastanowić ani tobie powiedzieć.Teraz mam wolny umysł, więc spróbuję, dopóki jesteś trzeźwa jak świnia.- Pośpiesz się, bo robię, co mogę.- Widzę.Zwolnij odrobinę.Otóż wczoraj rano weszłam do tego gabinetu po dziadkach i babkach.- Po cholerę? - zdziwiła się Krystyna.- Plątało mi się w oczach, że tam leżały jeszcze jakieś książki, dwie albo trzy, chciałam sprawdzić.Nie leżały, jedno to był spis inwentarza żywego, ściśle biorąc koni, hodowanych, krytych, sprzedawanych i tak dalej, w twardym brulionie książkowym, a drugie wycinki gazetowe i notatki o wygranych i przegranych gonitwach, z czasów, kiedy pradziadek jeszcze miał hodowlę.Nie w tym rzecz.Obok tej długiej szafeczki, tej z szufladkami.było trochę popiołu z papierosa.Odrobina, tyle co kot napłakał.Ale jednak.Zobaczy­łam to, tknęło mnie, nic nie pomyślałam, ślad jednak­że pozostał i teraz zaczynam się zastanawiać.To nie było strząśnięcie, to było takie, jakbyś strząsnęła do popielniczki, którą trzymasz w ręku, a samo powiet­rze przeniosło ślad.Nie wchodziłyśmy tam wcale od tygodnia, paliłaś tam w ogóle.?Krystyna zatrzymała się w fazie między ustami a brzegiem pucharu i zmarszczyła brwi.- Czy ja tam.nie.Ani razu nie weszłam z pa­pierosem.Ty tam grzebałaś, jak mnie nie było, a po­tem już robiłam trasę sypialnia-biblioteka-jadalnia i z powrotem.Łazienki nie liczę.Ciekawe.- No właśnie - mówiłam dalej w zamyśleniu.- Dziwię się samej sobie, ale słońce świeciło i jakoś wpadło mi w oko.Służba nie pali.Gryzie mnie to idiotyczne spostrzeżenie i nie wiem, co z nim zrobić.Moja siostra odstawiła kieliszek, potem ujęła go znów i wypiła zawartość.- Co tu będziemy się łudzić, moja droga, ktoś nam składa wizyty.Nie wiem, którędy włazi, bo dom jest zamykany, trzeba, by sprawdzić.Pewnie pan Heaston, albo zostawił pomocnika.Ty się sama zastanów, chcesz przeszukać budowlę, dwie kretynki nie zgadzają się na sprzedaż, a za to same gmerają, co byś zrobiła? Zajęte robotą w bibliotece, uchetane, nic nie widzą, nic nie słyszą, śpią w nocy martwym bykiem.W przekupienie służby nie wie­rzę, wszyscy troje więcej dbają o ten majdan niż my.Szczerze ci powiem, że wolałabym zastanowić się nad tym jutro, bo dzisiaj robię sobie relaks.Też zbuntowałam się nagle i postanowiłam zrobić sobie relaks.- Nawet nie wiem, czy trzeba się będzie zasta­nawiać.Niczego przecież nie kradnie, a diamentu niech szuka, ile mu się podoba.No, ewentualne listy.W gabinecie więcej nie ma, sprawdziłam, a jutro odwalimy notariusza i zajmiemy się resztą.Relaks zrobiłyśmy sobie rzetelny, udało nam się obudzić koło południa, tylko po to, żeby niemrawo czekać na przybycie notariusza.Pokojówka przynios­ła do jadalni śniadanko i zatrzymała się, jakoś zmie­szana i zakłopotana.- Bardzo przepraszam jaśnie panienki.Czy mogę o coś zapytać?- Oczywiście, prosimy.- Czy jaśnie panienki wysłały gdzieś Gastona? Nie ma go od rana, a nie uprzedził, nic nie powiedział.Popatrzyłyśmy na siebie i na nią, nieco zaskoczo­ne, ale na razie jeszcze bez niepokoju.- Nie - odparłam, a Krystyna potrząsnęła gło­wą, co mogła uczynić bezboleśnie, bo nie miałyśmy żadnego kaca.Wino było rzeczywiście szlachetne.- Nie widziałyśmy go od wczoraj i nie dawałyśmy żadnych poleceń.Nic nie wiemy.- Dziękuję bardzo - powiedziała zmartwiona pokojówka, dygnęła szalenie staroświecko i poszła sobie.Krystyna popatrzyła za nią, podniosła się od stołu i też dygnęła.- Warto było odwalić tę galerniczą robotę, cho­ciażby po to, żeby zobaczyć, jak baba po pięćdzie­siątce dyga - oświadczyła.- Słuchaj, czy ja to ro­bię tak samo? Zdaje się, że babcia usiłowała nauczyć nas w dzieciństwie dygania.- I całkiem nieźle jej wyszło - pochwaliłam.- Idzie ci to pierwszorzędnie.Możesz się zatrudnić jako pokojówka.- Pewno mogę, ale nie chcę.Jak myślisz, co się stało z Gastonem?Dygnęła jeszcze dwa razy i usiadła z powrotem przy stole.Nie wytrzymałam, wstałam z krzesła i też dygnęłam.- No.? A ja?- Może być.Babcia miała talent pedagogiczny albo może mamy to w genach.Dawniej wszystkie dziewczynki dygały, teraz już tylko niektóre.Szko­da, to ładne.Odczepiłam się od salonowych ćwiczeń gimnas­tycznych i usiadłam na swoim miejscu.- Co do Gastona, gdyby był o jakieś cztery dychy młodszy, podejrzewałabym, że się gdzieś zabradziażył z panienkami.Ale w tym wieku.?- Może wziął przykład z nas, tylko załatwił to w piwnicy i gdzieś tam jeszcze śpi?- Niewykluczone, chociaż wątpię.Jak odzys­kam trochę wigoru, mogę go poszukać.Trzyma się świetnie, ale latka robią swoje, zasłabł gdzieś albo co.- Możemy wysłać Petronelę na wieś, niech się popyta, czy ktoś go nie widział.Za chwilę, niech odpocznę.Ale.! - przypomniała sobie nagle.- Czy któraś z nas zadysponowała jakiś obiad dla pana Terpillona?- Nie wiem.Ja nie.Chyba że ty.- Ja też nie.Cholera.Trzeba to zrobić zaraz.Zadzwoniła na pokojówkę, bo takie tu panowały obyczaje.Poszłybyśmy do niej, zamiast ją ciągać do siebie, ale nie było wiadomo, gdzie jej szukać, a błą­kaniem się po zamku z wielkim krzykiem: „Pierette, Pierette!!!" obudziłybyśmy tylko zgorszenie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wpserwis.htw.pl