[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- A co było potem? Po czym? Kiedy się obudziłeś?- Tak.Nadal o niej myślałem.Od nowa sobie wszystkowyobrażałem.- Dobrze, lubieżne myśli podsycane z rozmysłem.Żałujesz?Co dalej?Były to wszystko zupełnie zwykłe rzeczy, jakich wysłuchuje się w nieskończoność od kolejnych postulantów i nowicjuszy i ojcu Cherokiemu wydawało się, że brat Franciszek powinien zdobyć się przynajmniej na to, żeby raz, dwa, trzy wymienić swoje grzechy w przejrzyście uporządkowany sposób, bez popędzania i ciągnięcia za język.Miało się wrażenie, że Franciszkowi z trudem przychodzi ująć w słowa to, co chce powiedzieć.Ksiądz czekał.- Wydaje mi się, że zstąpiło na mnie, ojcze, powołanie, ale.- Franciszek zwilżył spękane wargi i wpatrywał się w jakiegoś robaka na skale.- Doprawdy? - Głos Cherokiego był bezbarwny.- Tak.Tak myślę, czy jednak byłoby grzechem, ojcze, że kiedy pierwszy raz na mnie spłynęło, myślałem dosyć pogardliwie o odręcznym piśmie?Cheroki zamrugał.Odręczne pismo? Powołanie? Co to za pytania.? Przez chwilę studiował pełen powagi wyraz twarzy nowicjusza, a następnie zmarszczył brwi.- Czy przekazywaliście sobie jakieś listy z bratem Alfredem? - spytał złowieszczo.- Och nie, ojcze.- O czyim więc piśmie opowiadasz?- Błogosławionego Leibowitza.Cheroki popadł w zamyślenie.Czy w zbiorze starych dokumentów opactwa przetrwał jakiś tekst zapisany ręką założyciela zakonu? Jakaś kopia oryginału? Po chwili zastanowienia doszedł do wniosku, że owszem, zachowały się jakieś strzępy, przezornie przetrzymywane pod kluczem.- Czy masz na myśli coś, co wydarzyło się w opactwie?Zanim tutaj przybyłeś?- Nie, ojcze.To się zdarzyło właśnie tutaj.- Skinął głową w lewą stronę.- Trzy sterty dalej, koło wysokiego kaktusa.- Powiadasz, że wiąże się to z twoim powołaniem?- Tttak, ale.- Oczywiście - rzekł ostro Cheroki - nie próbujesz mi wmówić, że otrzymałeś od błogosławionego Leibowitza, który wszak nie żyje, bagatelka, od sześciuset lat, odręcznie napisane zaproszenie do przyjęcia uroczystych ślubów? A ty, hmmm.użaliłeś się nad jego charakterem pisma? Wybacz, ale takie właśnie miałem wrażenie.- No, chodzi właśnie o coś w tym rodzaju, ojcze.Cheroki coś zabełkotał.Zaniepokojony brat Franciszek wydobył z rękawa skrawek papieru i podał go kapłanowi.Papier był łamliwy wskutek upływu czasu i poplamiony.Atrament wyblakł.- “Funt pastrami - przeczytał ojciec Cheroki, potykając się przy niektórych niezwykłych słowach - kraut w puszce, sześć bajgiełek - przynieść do domu dla Emmy".- Przez kilka sekund przyglądał się uważnie bratu Franciszkowi.- Kto to napisał?Franciszek odpowiedział.Cheroki zastanowił się znowu.- Jest rzeczą niemożliwą, żebyś w tym stanie mógł się należycie wyspowiadać.I byłoby z mojej strony niewłaściwe, gdybym udzielił ci rozgrzeszenia, kiedy nie jesteś przy zdrowych zmysłach.- Widząc, że Franciszek drgnął, kapłan dotknął uspokajająco jego ramienia.- Nie martw się, synu, pomówimy o tym, kiedy poczujesz się lepiej.Wtedy wysłucham twojej spowiedzi.Teraz zaś.- Spojrzał nerwowo na puszkę z Eucharystią.- Chcę, byś zabrał swoje rzeczy i natychmiast wrócił do opactwa.- Ale, ojcze, ja.- To rozkaz - oznajmił ksiądz bezbarwnym głosem - masz wrócić natychmiast do opactwa.- Tttak, ojcze.- Nie udzielę ci rozgrzeszenia, ale możesz odmówić porządny akt skruchy i tak czy owak ofiarować dwie dziesiątki różańca.Czy pragniesz mojego błogosławieństwa?Nowicjusz skinął głową, powstrzymując łzy.Kapłan pobłogosławił go, wstał, przyklęknął przed Sakramentem, okrył złote naczynie i przypiął je do łańcucha zawieszonego na szyi.Schował do kieszeni świecę, złożył stolik i umocował go rzemieniami za siodłem.Obdarzył Franciszka ostatnim uroczystym skinieniem, a następnie dosiadł wierzchowca i ruszył na dalszy objazd wielkopostnych pustelni.Franciszek siedział na gorącym piasku i płakał.Wszystko byłoby proste, gdyby mógł zaprowadzić księdza do krypty i pokazać mu starożytne pomieszczenie, gdyby mógł rozłożyć skrzynkę i pokazać całą jej zawartość, a także znak, jaki pielgrzym zrobił na skale.Ale kapłan miał ze sobą Eucharystię i nie można go było skłaniać do tego, by zsuwał się na czworakach do wypełnionego gruzem podziemia albo szperał w zawartości starego pudła i wchodził w dyskusje na temat archeologii.Franciszek wiedział dobrze, co robi.Wizyta miała z natury rzeczy charakter uroczysty, dopóki Cheroki nosi przy sobie puszkę z chociaż jedną Hostią, ale kiedy puszka opustoszeje, będzie można odbyć z nim rozmowę bez żadnych ceremonii.Nie mógł mieć żalu o to, że ojciec Cheroki pochopnie doszedł do wniosku, iż brat Franciszek postradał zmysły.Był nieco oszołomiony od słońca i trochę się jąkał.Nie raz okazywało się, że jakiś nowicjusz, który wrócił z czuwania, jest niespełna zmysłów.Nie ma wyjścia, trzeba posłusznie wrócić do opactwa.Raz jeszcze zajrzał do schronu, żeby przekonać się, że wszystko zdarzyło się naprawdę, a potem poszedł po skrzynkę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]