[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ich pałki ożywiała energia, a klingi byłydopasowane kolorem do strojów.Broń była jednak o połowę krótsza od jejmiecza świetlnego - w sam raz do poganiania robotników.Zmusiło toKerrę do rezygnacji z wszystkich wymyślnych technik o nazwach, których itak nie mogła nigdy zapamiętać, i do walki w stylu wolnym.To jej zresztąodpowiadało.Jedna z przeciwniczek spróbowała wykonać pchnięcie - izarobiła kopniaka z półobrotu, a po nim śmiertelny cios.Potężny jezdziecskoczył na nią z tyłu, ale Kerra błyskawicznie się odwróciła i odcięła murękę, w której trzymał broń.Wyciągając miecz świetlny z czwartego napastnika, odwróciła się - ipoczuła się jak w samym środku nawałnicy.Ustąpisz ustąpisz ustąpisz!Czterech nacierających Sithów, mówiąc jednym głosem, bombardowało jąpoprzez Moc.Oszołomiona tym mentalnym atakiem, Kerra poczuła, jakuginają się pod nią kolana.Przeturlała się po mokrym chodniku, otworzyłaoczy i zobaczyła, jak nacierają.Nacierają - i cały czas mówią, smagając jąsłowami.Skrzywiona z bólu Kerra spojrzała ponad nimi - i dostrzegła jeden z ichśmigaczy, opuszczony i unoszący się w powietrzu.Sięgnęła poprzez Moc,chwyciła go i pchnęła.Pojazd usłuchał i wpadł gwałtownie na mur oporowykanału, tuż za plecami zaskoczonych napastników.Korzystając z tego, żeich psychiczny atak na chwilę ustał, Kerra pchnęła raz jeszcze, sprawiając,że na śliskiej nawierzchni stracili równowagę.Sama tymczasem siępodniosła i skoczyła ku Sithom.ale minęła ich, wskakując ponad szczątkami śmigacza na mur oporowy.Puściła się biegiem w stronę morza, zadowolona, że mentalny naciskosłabł.Perswazja Mocą to technika, której uczył się niemal każdyużytkownik Mocy, chociaż ona sama jej nie znosiła.Nigdy jednak nieodczuwała jej z taką siłą - może z wyjątkiem sugestywnego wezwaniaOdiona do samozniszczenia.Uszła z tego z życiem tylko dzięki temu, żeSzkarłatni Jezdzcy, jak się domyśliła, uczyli się hipnozy kosztem innych,bardziej fizycznych umiejętności.Mogła sobie z nimi poradzić wbezpośrednim pojedynku - ale teraz nie miała na to czasu.Przed sobądostrzegła swój prawdziwy cel.Porywacze Tan i Beadle'a załadowali ichna pokład jednego ze śmigaczy, pierwszego z trzech szykujących się dostartu.Miała tylko jedną szansę, żeby ich złapać.Przyspieszyła kroku.Zbliżając się do ruszającego powoli śmigacza,przypomniała sobie o komunikatorze i wcisnęła guzik.- Rusher, tu Kerra! Cokolwiek się stanie, nie wypuszczaj reszty uchodzcówze statku!Powiedz mi coś, czego nie wiem, pomyślał Rusher, chowając komunikatordo kieszeni i sunąc po puszystej niegdyś wykładzinie w pomieszczeniupilotów.Wprzestrzeni Sithów nie trzeba było daleko szukać, żeby natknąć się najakieś podejrzane sztuczki umysłowe.Przekonał się, że osobnicy wczerwieni mieli ich kilka w zanadrzu.Brygadier już miał wracać do solarium, kiedy zobaczył ich przez świetlik -pierwszych pilotów nadlatujących od strony stoliwa pośrodku zatoki.ZanimRusher dotarł na szczyt sterburty numer trzy, dostrzegł Novallo i jej ekipęnaprawczą jak stali niczym zahipnotyzowani na środku metalowego mostu.Między nimi a Gorliwością" kroczyli po platformie funkcjonariusze reprezentującybyllurański rząd i zgarniali każdego, kto się nawinął.Rusher przeklinał się w duchu.Sam doradził wartownikom, żeby niesprzeciwiali się zbyt zdecydowanie nikomu z miejscowych, sądząc, żebędą chcieli tylko odprowadzić uchodzców.A jeśli nie, to Jedi lubszeregowy Lubboon powinni wrócić z tą małą Sullustanką.JednakSithowie rządzący tą planetą najwyrazniej nie mieli zamiaru zadowolić siętylko pasażerami.To nie pierwszy raz Lord Sithów naruszał niezależność Rushera; nie każdyrespektował sposób działania sił z dawnego imperium Mandragalla, a jeślinawet Strona 82John Jackson Miller - błędny rycerz.txt było inaczej, to w końcu byli Sithami.Oszukiwanie mieli we krwi.Jednak anonimowi władcy Byllury nie moglinawet wiedzieć, kim albo czym jest Brygada Rushera.Dla nich była to poprostu załoga, którą można zniewolić, kolejny okręt wojenny dozagrabienia.Okręt wojenny, który większość uzbrojenia ma w środku, pomyślał Rusher,wbiegając na mostek.Przynajmniej wachtowi mieli dość przytomnościumysłu, żeby pozamykać rampy, zanim ktokolwiek wszedł na pokład.Aleteraz możliwości były już ograniczone.Wiedział, że będzie dobrze, jeśli wogóle wyjdą z tego cało.- Wołają do nas z dołu, kapitanie!Rusher zszedł do centrum dowodzenia, żeby sprawdzić obraz z kamerypod bakburtową rampą numer jeden.Stało tam stadko czerwono ubranychpostaci, a wśród nich Trandoshanin o zębatej paszczy, który chyba nie czułsię zbyt komfortowo, wciśnięty w swój lekki kombinezon.Gapiąc się wkamerę, Trandoshanin pomachał mięsistą zieloną ręką i wysyczał:- Otworzycie ten statek i zgłosicie się po przydział.- Przez komunikator to nie działa, kolego! - prychnął Rusher.A więc to niebyli Lordowie Sithów ani nawet wyżsi rangą adepci Sithów.Po prostuspecjaliści, tacy jak on - wytrenowani do jednego celu.I nie wychodziło im to najlepiej.Trandoshanin powtórzył polecenie.- Krzyk nic tu nie pomoże! - Rusher usiadł na stanowisku Besaliska.-Możemy porozmawiać o uwolnieniu mojej załogi albo.- Diarchia przemówiła! Otworzyć statek!- Skoro tak mówisz - odparł Rusher i skinął na sterniczkę.- Spuścićkotwicę!Bakburtowa rampa numer jeden opadła z metalicznym szczękiem,przygniatając Trandoshanina i dwóch jego kumpli.Po niecałej sekundzierampa podniosła się z powrotem.- Dobra hydraulika, dziecino - powiedział Rusher, poklepując z uśmiechemkonsoletę dowodzenia Gorliwości".Mieli chwilę wytchnienia, ale krótką.Z zadumy wyrwał go głoskalamariańskiego nawigatora, który wskazywał na drugi monitor.- Pierwszy oficer Dackett tam jest.- Co takiego?- Z drugiej strony.- Rusher spojrzał na przestrzeń pod brzuchem okrętu.Dackett z kilkoma wartownikami stał nieruchomo przed kolejnym zczerwonych jezdzców.- Niech to szlag! - Rusher klapnął na fotel, podenerwowany.Ten grubaskiedyś go wpędzi do grobu.- Pewnie zobaczył brzeg i poszedł poszukaćkobiet.Podczas gdy Rusher wpatrywał się w monitor, w polu widzenia znówpojawił się Trandoshanin; pocierał świeże wgniecenie w swojej gumowatejczaszce.- Poddasz się, najemniku! - Zapalił krótki, szkarłatny miecz świetlny
[ Pobierz całość w formacie PDF ]