[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wskazywałem, że publiczność najżywiej reagowała w miejscach, gdzie jeszcze przed kilkoma laty okazywałaby oburzenie, to jest w takich miejscach, gdzie konsekwencje logiczne i czasowe akcji tradycyjnej były naruszone i gdzie wydawało się, że widza spotka rozczarowanie.Awangarda stawała się tradycją, a to, co było dysonansem niewiele lat wcześniej, stawało się przyjemne dla uszu (i oczu).Można było wyciągnąć stąd jeden tylko wniosek.Nieakceptowalność posła­nia przestała być głównym kryterium prozy (i wszelkiej sztuki) eksperymentalnej, gdyż nieakceptowalne zaczęło się podobać.Zarysowała się możliwość pojednania i zwrotu ku nowym formom tego, co akceptowalne i co się podoba.Przypomniałem, że podczas wieczorów futurystycznych Marinettiego było nie­zbędne, by publiczność gwizdała, „dzisiaj nietwórczo i nie­mądrze zabrzmiałoby stwierdzenie, że jakiś eksperyment okazał się nieudany, gdyż przyjęto go jako coś zwykłego.Byłoby to powtórzeniem schematu aksjologicznego historycznej awan­gardy i w tym zakresie ewentualny krytyk awangardy byłby tylko zapóźnionym wyznawcą Marinettiego.Powtarzamy raz jeszcze, że jedynie w ściśle określonym momencie historycznym nieakceptowalność posłania przez odbiorcę stanowiła rękojmię wartości.Podejrzewam, że powinniśmy wyrzec się arričre pensée, która dominuje ciągle w naszych dyskusjach, tej mia­nowicie myśli, że oznaki skandalu winny być weryfikacją wartości dzieła.Ta sama dychotomia między ładem a nieładem, między dziełem komercyjnym a dziełem skandalizującym, być może zachowa ważność, ale trzeba chyba spojrzeć na nią z nowej perspektywy.Sądzę mianowicie, że da się wytropić elementy zerwania i kontestacji w dziełach, które pozornie poddają się łatwej konsumpcji, i dostrzec, że na odwrót bywają dzieła, które jawią się jako skandalizujące i szokujące publiczność, choć w istocie niczego nie kontestują.W tych dniach spotkałem kogoś, kto — pełen podejrzeń, bo jakiś produkt spodobał mu się za bardzo — lokował go w strefie wątpliwości.” I tak dalej, i tak dalej.Rok 1965.W owych latach zaczynał się pop-art i w związku z tym waliły się w gruzy tradycyjne rozróżnienia między sztuką eksperymentalną niefiguratywną, a sztuką masową, opowia­dającą i figuratywną.W tych czasach Pousseur powiedział mi, mając na myśli Beatlesów: „Oni pracują dla nas”, nie zdając sobie jednak sprawy z tego, że także on pracował dla nich (i musiała przyjść Cathy Berberian, by pokazać nam, że Beatle­sów, słusznie wprowadzonych do Purcella[151], można wykonywać obok Monteverdiego i Eryka Satie).Postmodernizm, ironia, atrakcyjnośćPo roku 1965 wyklarowały się ostatecznie dwie idee, a mianowi­cie, że można powrócić do intrygi między innymi poprzez cytowanie innych intryg i że cytowanie może być mniej budujące niż intryga cytowana (zdaje się, że w 1972 roku Bompiani wydał almanach poświęcony „powrotowi intrygi” — ritorno dell’intreccio — poprzez sięgnięcie z lekkim szyderstwem, ale i podziwem do Ponsona du Terrail i Eugeniusza Sue i odrobinę ironiczny podziw dla niektórych wielkich stronic z Dumas).Czy można napisać powieść, która nie byłaby budująca, stawiałaby problemy i jednocześnie mogłaby się podobać?To fastrygowanie i zwrócenie się nie tylko ku intrydze, ale także atrakcyjności, miało zostać urzeczywistnione przez ame­rykańskich teoretyków postmodernizmu.Na nieszczęście „postmodernizm” jest terminem dobrym ŕ tout faire.Mam wrażenie, że dzisiaj ci, którzy go używają, mają na myśli wszystko to, co im się podoba.Z drugiej strony wydaje się, że istnieje tendencja, by sięgnąć nim jak najdalej wstecz.Najpierw stosowano go do niektórych pisarzy i artystów dzia­łających w ostatnich dwudziestu latach, potem stopniowo cofnięto się do początku wieku, a wreszcie jeszcze bardziej wstecz, i to przesuwanie się wciąż trwa, tak że wkrótce kategoria postmodernizmu obejmie Homera.Sądzę, iż „postmodernizm” nie jest prądem, który dałoby się opisać w określonych ramach czasowych, lecz kategorią du­chową lub raczej Kunstwollen, sztuką działania.Można by powiedzieć, że każda epoka ma swój postmodernizm, jak każda może mieć własny manieryzm (zadaję sobie nawet pytanie, czy postmodernizm nie jest współczesną nazwą manieryzmu jako kategorii metahistorycznej).Sądzę, że w każdej epoce dochodzi się do momentów kryzysowych, podobnych do opisanych przez Nietzschego w Niewczesnych rozważaniach, gdzie mówi o szko­dzie, jaką niosą badania historyczne.Przeszłość nas warunkuje, przytłacza, szantażuje.Historyczna awangarda (ale także tutaj kategorię awangardy pojmuję jako kategorię metafizyczną) chce rozliczyć się z przeszłością.„Precz z blaskiem księżyca” — to motto futurystów jest typowym programem wszelkiej awan­gardy, wystarczy wstawić coś innego w miejsce blasku księżyca.Awangarda niszczy przeszłość, zniekształca ją.Panny z Avignon to typowy gest awangardy.Potem awangarda idzie dalej, unicestwia zniszczony przedtem symbol, dochodzi do abstrakcji, do bezprzedmiotowości, dalej kolejno do płótna czystego, po­ciętego, a wreszcie spalonego, w architekturze będzie to wymóg minimalny curtain wall, budynek w kształcie walca, czysty prostopadłościan, w literaturze — zniszczenie ciągłości wy­powiedzi aż do collage’u w stylu Burroughsa, aż do milczenia albo niezapisanej stronicy, w muzyce — przejście od atonalności do hałasu, do absolutnej ciszy (w tym sensie Cage ze swych początków jest nowoczesny).Ale nadchodzi moment, kiedy awangarda (modernizm) nie może pójść dalej, gdyż stworzyła już metajęzyk, który mówi o swoich niemożliwych tekstach (sztuka konceptualna).Post­modernistyczna odpowiedź na modernizm to uznanie, że przeszłość trzeba zrewidować podchodząc do niej ironicznie i bez złudzeń — nie można jej bowiem unicestwić, gdyż to do­prowadziłoby do zamilknięcia.O postawie postmodernistycznej myślę jak o postawie człowieka, który kocha jakąś nader wykształconą kobietę i wie, że nie może powiedzieć jej „kocham cię rozpaczliwie”, ponieważ wie, że ona wie (i że ona wie, że on wie), iż te słowa napisała już Liala.Jest jednak rozwiązanie.Może powiedzieć: „Jak powiedziałaby Liala, kocham cię rozpaczliwie.” W tym miejscu, uniknąwszy fałszywej niewinności, oznajmiwszy jasno, że nie można już mówić w sposób niewinny, powiedziałby jednak ukochanej to, co chciał jej powiedzieć: że ją kocha, ale że ją kocha w epoce utraconej niewinności.Jeśli kobieta zgodzi się na tę grę, będzie to dla niej mimo wszystko wyznanie miłości.Żadne z dwojga rozmówców nie będzie czuło się niewinne, oboje zaakceptowali wyzwanie przeszłości.Wyzwanie rzucone przez to, co zostało już powiedziane i czego nie da się wyeliminować; oboje uprawiać będą świadomie i z upo­dobaniem grę ironii [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wpserwis.htw.pl