[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Sprzedają tam narkotyki bez zezwolenia.Jeśli to lubisz, mogą dać ci jakieś świństwo spreparowane w szopie przez wiejskiego durnia.- Więc poprzestanę na piwie; mimo wszystko chciałbym tam pójść.Wzruszył ramionami.- Rób, jak chcesz.Wytarł ręce, zerwał nieaktualną kartkę ze ściennego kalendarza i naszkicował mi drogę.Okazało się, że bar był niedaleko miejsca, gdzie jedliśmy wczoraj obiad na Andros, przy ujściu strumienia.Dzień pracy znów skończył się wcześnie, gdyż szybko uporaliśmy się z naszą robotą.Po wzięciu prysznica i przebraniu się, poszedłem na poszukiwanie lekkiej łódki.Ronald Davies, wysoki facet z rzadkimi włosami i akcentem z Nowej Anglii pozwolił mi wziąć ślizgacz o nazwie „Izabella" Ponarzekał na swój artretyzm i życzył mi dobrej zabawy.Skierowałem łódź w stronę Andros.Nie wiedziałem, czego poszukuję.Brakowało mi punktu zaczepienia.Postanowiłem więc zebrać w jak najkrótszym czasie jak najwięcej faktów.W niejasnej sytuacji szybkość działania jest istotna.Andros rosła przede mną.Ustaliłem położenie na podstawie miejsca, gdzie wczoraj zjedliśmy obiad, a potem zacząłem szukać ujścia strumienia opisanego przez Yallonsa.Po dziesięciu minutach znalazłem je.Płynąc w górę koryta, dotarłem wreszcie do baru.Podpłynąłem do pomostu, gdzie cumowało już kilka łodzi.Przywiązałem „Izabellę" i rozejrzałem się.Budynek baru był drewniany i tak połatany, że chyba nic nie zostało z pierwotnego materiału.Na budynku wisiał wyblakły szyld z napisem „CHICKCHARNY".Wszedłem do środka.Gruby barman, którego zarost wymagał już od kilku dni brzytwy, odłożył gazetę i zapytał:- Co podać?- Piwo i coś do jedzenia.- Moment.Podszedł do małej lodówki i zajrzał do środka.- Może być kanapka z pastą rybną?- Może.- Cieszę się, bo tylko to zostało.Zrobił kanapkę, podał mi i postawił przede mną piwo.- Pan przypłynął tą łodzią?- Owszem.- Urlop?- Nie, zacząłem właśnie pracę na Stacji I.- Jest pan nurkiem?- Tak.Westchnął.- W miejsce Mike'a Thornleya, co? Biedny facet.- Tak, słyszałem o tym.Paskudna sprawa.- Często tu wpadał.- O tym też słyszałem.Podobno jego kumpel pracował tu.Skinął głową.- Rudi.Rudi Myers.Pracował tu przez kilka lat.- Byli przyjaciółmi?- Nie bardzo.Po prostu znali się.Myers trzymał się na uboczu, rozumie pan.- Spojrzał na kotarę.- Czy Mikę i Rudi często pływali razem?- Nie, to był jedyny raz.Boi się pan?- Gdy podejmowałem pracę, nikt nie uprzedził mnie, że mogę być pożarty.Czy Mikę wspominał o dziwnym zachowaniu delfinów lub o czymś podobnym?- Nie przypominam sobie.- Czy Rudi lubił wodę?Przyjrzał mi się badawczo, marszcząc brwi.- Dlaczego pan pyta?- Dręczy mnie to.Jeśli znalazł coś niebezpiecznego, to chciałbym o tym wiedzieć.- Nie, nie interesowała go.- Więc dlaczego popłynął? Wzruszył ramionami.- Nie mam pojęcia.Przeczuwałem, że następne pytanie popsułoby całkowicie naszą sympatyczną rozmowę.Zapłaciłem więc i wyszedłem.Popłynąłem do Marthy Millay.Miałem nadzieje, że wróciła już z wyprawy, o której mówił Don.W najgorszym wypadku powie mi, żebym się wynosił.Mogłem dowiedzeć się jednak od niej mnóstwo interesujących rzeczy.Znała przecież rezerwat i delfiny.Siedziała na molo.Zobaczyła moją łódź i zanim się spostrzegłem, zniknęła, chwytając coś w pośpiechu.Jej dom stał na samym skraju wysokiego brzegu.Można się było do niego dostać po skomplikowanej konstrukcji, na której wspierało się molo.Cały czas zastanawiałem się, czy ujrzę ją zaraz z bosakiem w ręku, gotową do odpędzenia intruza.Nie stało się tak, więc wspiąłem się na górę, na molo.Kończyła właśnie poprawiać długą, jaskrawą suknię, po którą prawdopodobnie przed chwilą sięgnęła.Ujrzałem długie, bardzo ciemne włosy i równie ciemne oczy.Miała twarz o wyraźnych akcentach orientalnych.Spodobała mi się.Nagle poczułem się niezręcznie, napotykając jej wzrok.- Nazywam się Madison, John Madison.Pracuję na Stacji I.Jestem tu nowy.Czy mogłaby pani poświęcić mi trochę czasu?- Proszę! - Uśmiechnęła się.- Niech pan wejdzie.Nie spuszczała ze mnie wzroku.Onieśmielała mnie.Myślałem, że wraz z zakończeniem okresu dojrzewania wygasło we mnie to uczucie.- Aby dokończyć prezentacji: jestem Martha Millay.- Podziwiam pani pracę, ale jest to tylko jeden z powodów mojej wizyty.Miałem nadzieję, że dowiem się od pani czegoś, co uczyni moją pracę bezpieczną
[ Pobierz całość w formacie PDF ]