[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Widziała radość na twarzyTiril, jej promienne oczy.Móri opowiedział jej o dzieciństwie Tiril, on sam do-wiedział się o tym od przyjaciela obojga, Erlinga.O tym, że była dzieckiem rado-snym i kochającym wszystkie żywe stworzenia.I o tym, jak niepojęte zło, tkwiącew ludziach, sprawiło, że blask w jej oczach zgasł.Ten blask powrócił teraz znowututaj, w Theresenhof.Móriego napełniało to wielkim szczęściem.Theresa czuła się z tego powodu niewiarygodnie dumna.Bo przecież przyczy-niła się do odbudowania wiary córki w ludzi i przywrócenia jej radości życia.A teraz księżna siedziała pośrodku gromady gdakających, prymitywnych kur.Chociaż to obraza dla kur, pięknych i pożytecznych ptaków.O niewielkim rozu-mie i gdaczące, to prawda, ale nigdy złe i zawistne tak jak te pańcie.Na szczęście nie wszystkie są jednakowo odpychające.Gospodyni, na przy-kład, to dobry człowiek, i kilka starszych pań, może zresztą też niektóre z naj-młodszych, ale pozostałe? Lepiej nie myśleć.Jako najwyżej postawiona wśród gości Theresa mogła zakończyć wizytę, kie-dy zechce.No i właśnie postanowiła skorzystać z tego prawa.Serdecznie podzię-kowała gospodyni za przyjęcie i bąknęła jakąś konwencjonalną formułkę na tematrewizyty w Theresenhof.Powóz zajechał natychmiast.Kiedy odetchnęła świeżym powietrzem, pomieszanym z zapachem stajni i na-wozu, poczuła niekłamaną ulgę.Nie interesowało jej, co zgromadzenie będziemówić na jej temat za plecami.W domu w milczeniu powitała córkę serdecznym uściskiem.Tiril dobrze wie-działa, co to oznacza: wyznanie miłości, radość, że są razem, mieszkają pod jed-nym dachem, i prośba o wybaczenie, że choć przez chwilkę pomyślała, iż należy70do, wyższej klasy niż jej córka i zięć.Móri oniemiał, kiedy został nieoczekiwanie uściskany, a na koniec Theresapodeszła do łóżeczka i przyglądała się sinoblademu chłopczykowi o niebywalepięknej buzi otoczonej wianuszkiem czarnych włosów. Kocham cię, mały wyszeptała.Chłopczyk spojrzał na nią swoimi niezwykłymi oczyma, tak czarnymi, że zda-wało się, iż w ogóle nie ma białek, ale to pewnie dlatego, że niedawno płakałi oczka trochę mu zapuchły.O Boże, a może całe gałki ma czarne? Nie, kiedyzmusiła dziecko, by szerzej otworzyło oczka, w kąciku mignęła biel.Theresa po-myślała, że oczy malca przypominają oczy zwierzęcia, pies czy koń też pokazujebiałko jedynie w niektórych okolicznościach. Pozwól mi naprawić krzywdę, jaką wyrządziłam Tiril szepnęła wzru-szona. Daj mi wszystko naprawić, tak jakbyś to ty był tym dzieckiem, któreod siebie odepchnęłam.Nigdy nie będziesz musiał cierpieć, mój ukochany, już jao to zadbam.Theresa nie miała teraz najmniejszych wątpliwości, do jakiej warstwy należyi z kim chce pozostać na zawsze.Z czasem Tiril dowiedziała się dużo więcej na temat cienia.To nie ona byłaprzedmiotem jego zainteresowania, nie jej towarzyszył.Widywała go wielokrotnie, najczęściej jako szarą mgłę, przepływającą obokniej, dostrzeganą kątem oka.Niekiedy zdawał się wyższy niż zazwyczaj i groznieczarny, choć nie pojmowała, dlaczego tak jest.Od czasu do czasu jednak znikałbez śladu.Zaczęła więc zapisywać, w jakich okolicznościach go widuje.A przej-rzawszy pózniej notatki stwierdziła ponad wszelką wątpliwość: Cień pokazuje siętylko wtedy, kiedy w pokoju znajduje się jej mały synek, bywa też z dzieckiem nadworze.W pierwszej chwili doznała szoku, serce waliło jej jak młotem.Wiedziaławprawdzie, że każdy człowiek ma swego ducha opiekuńczego, Móri jej o tym po-wiedział.Ale ten tutaj to jednak chyba coś innego.Jakiś potwór z pozaziemskichotchłani? Taki wysoki, taki czarny, z tym dziwnym sposobem przemieszczania sięjakby się skradał, płynął lub toczył się w powietrzu.Ciężka peleryna sięgała ziemii plątała się pod stopami.Poza tym.Móri mówił, że każdy ma ducha opiekuńczego odmiennej płci,to znaczy kobietami opiekują się duchy męskie, a mężczyznami żeńskie.A toprzecież nie była kobieta, Tiril mogła przysiąc, że nie.Porozmawiała na ten temat z Mórim.On również widywał cienistą zjawę, leczuznał, że nie powinni się w to mieszać. Nie możemy go odpędzić powiedział bo to by jeszcze pogorszyłosprawę.71 Czy za tym stoją twoi towarzysze? Nic mi o tym nie wspominali.Tiril nie zadowoliła się tą odpowiedzią.Pewnego przedpołudnia, kiedy była w pokoju sama z synkiem, zebrała się naodwagę.Najpierw wielokrotnie przełykała ślinę i głęboko wciągała powietrze. Ty, który tam stoisz powiedziała w końcu cicho do niewyraznej szarejplamy w kącie. Skąd do nas przybywasz? Czy mógłbyś dać mi jakiś znak? Bojęsię o mego maleńkiego synka i chciałabym wiedzieć, czy życzysz mu dobrze, czyzle.Cień ani drgnął.Czekała przez chwilę, potem westchnęła zrezygnowana.Ułożyła dziecko w kołysce, skąd wzięła je tylko na chwilkę, bo chciała poczućjego ciałko w objęciach.Stwierdziła przy tym, że mały ma mokro, więc go prze-winęła, nie wzywając do tak prostej czynności niańki, po czym wyszła z pokojuz mokrą pieluszką w ręce.Kiedy wróciła, zamarła z przerażenia.Cień, straszliwie wysoki i czarny, pochylał się nad dzieckiem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]