[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Garrish strzelił w miejsce, skąd się wydobywał.Dłoń i głowa zniknęły w czerwonym rozbryzgu.Mężczyzna, który ładował bagaże, rzucił się do niezdarnej, panicznej ucieczki.Garrish przez chwilę wodził za nim lufą, po czy strzelił mu w plecy.Następnie uniósł głowę i rozejrzał się ponad celownik.Quinn ściskał w ręce piłkę do softballu, wpatrując się w mózg w mózg blondynki rozchlapany na znaku zakazu parkowania, wymalowanym na betonie za jej rozciągniętym horyzontalnie ciałem, leżącym twarzą do ziemi.Quinn nie był w stanie się poruszyć.Wszyscy ludzie na deptaku zamarli, niczym dzieci bawiące się w „pomnik”.Ktoś załomotał do drzwi, a następnie zaczął opętańczo szarpać za klamkę.Curt? Nic ci się nie stało, Curt? Chyba ktoś.Jest napitek, jest mięsiwo! Dobry Boże, jedz, a żywo!- zawołał Garrishna cały głos i wymierzył w Quinna.Szarpnął za spust, zamiast go powoli przycisnąć i pocisk chybił celu.Quinn rzucił się do ucieczki.Co za problem.Drugi strzał trafił Quinna w kark z taką siłą, że chłopak przeleciał z sześć metrów, zanim upadł na ziemię.Curt Garrish strzela do siebie!- wrzeszczał Bailey.- Rollins! Rollins!Chodź tu prędko!Ponownie tupot jego stóp ucichł w głębi korytarza.Teraz już wszyscy rozbiegli się w panice.Garrish słyszał ich przerażone krzyki.Słyszał gorączkowe tupanie w alejkach.Spojrzał na Bogiego.Bogie trzymał w dłoniach swoje pistolety i patrzył gdzieś ponad nim.Garrish spojrzał na pokruszone resztki „Myśliciela”, który należał do Prosiaka, i zastanawiał się, co też jego współlokator może robić w tej chwil, czy jeszcze odsypia sesję, czy ogląda coś w telewizji, czy też zafundował sobie jakieś wspaniałe żarcie.Jedz świat, Prosiaku, pomyślał w duchu Garrish.Łykaj go wielkimi kęsam.Garrish!- tym razem był to Rollins, walący pięściami w drzwi.- Otwieraj, Garrish!Zamknięte na klucz- dyszał Bailey.- Wyglądał dziś okropnie, zabił sięjak nic, jestem tego pewny.Garrish znów wysunął lufę przez okno.Jakiś chłopak w madrasowej koszuli przykucnął za krzakiem, rozbieganymi oczami z desperacją omiatając okna akademiku.Garrish wiedział, że tamten ma ochotę uciekać stamtąd jak najdalej, ale nogi odmawiały mu posłuszeństwa.Dobra Boże, jedz, a żywo- wymruczał Garrish i ponownie nacisnął spust
[ Pobierz całość w formacie PDF ]