[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To było miejsce, do którego zmierzał.W końcu to jakiś cel na tym świecie, przeznaczenie w sytuacji bez przyszłości.Miasto na mapie i osoba o nieznanym imieniu, ktoś posiadający cenną dla niego wiadomość.Blake rozłożył koc, a resztę rzeczy schował z powrotem do plecaka.Zobaczył, że szop przysunął się do niego, widocznie zwabiony rozmaitością jego skarbów z plecaka.Blake przybliżył się do ściany i położył, otulając szczelnie kocem, wtykając jego brzegi pod siebie.Wydawało mu się, że koc przylega do niego tak, jakby miał w sobie magnes.Mimo że był cienki, grzał zaskakująco mocno.Podłoga była miękka i bez dziur.Blake wyciągnął rękę i nabrał w dłoń substancji, na której leżał.Przesypał ją wolno przez palce, rozróżniając spróchniałe drewno, które latami spadało z tunelu wysokiego pnia, tworząc na ziemi miękkie legowisko.Oczy mu się zamykały i czuł nadciągający sen.Jego świadomość jakby zanurzała się w szczelinę, w której już coś było - jego dwie pozostałe osobowości.Otoczyły go i stali się jednym.Było to jak powrót do domu, jak spotkanie z przyjaciółmi, zbyt długo oczekiwane.Nie mówili nic, słowa nie były im potrzebne.Przywitali się z radością i ze zrozumieniem, stali się jednym istnieniem.Andrew Blake przestał istnieć, nie był nawet człowiekiem, ale istotą bez imienia, kimś większym niż Andrew Blake czy jakikolwiek inny człowiek.Do ich zjednoczenia, radosnego i przyjemnego powitania wdarła się natrętna, męcząca myśl.Zmagał się z nimi i mógł się uwolnić, stać znowu sobą, tożsamym bytem - już nie Andrew Blakiem, lecz Zmiennikiem.“Poszukiwaczu, kiedy się obudzisz, będzie zimniej niż teraz.Czy możesz zamienić się ze mną na noc? Biegasz dużo szybciej i potrafisz znaleźć drogę w ciemnościach.”“Tak, zamienię się.Tylko że masz ubrania i plecak.Znów będziesz nago i.”“Możesz je nieść.Masz ramiona i dłonie, pamiętasz? Ciągle zapominasz, że masz ręce.”“W porządku - zniecierpliwił się Poszukiwacz.- Już dobrze, wezmę to.”“Willow Grove” - powiedział Zmiennik.“Tak, wiem.Czytałem mapę razem z tobą.”Znowu zaczęła ogarniać go senność, ale poczuł delikatny dotyk na ramieniu i otworzył oczy.Zobaczył, że szop przeczołgał się i leży teraz koło niego.Podniósł brzeg koca, okrył kudłate ciało zwierzęcia i spokojnie zasnął.25Zmiennik mówił, że będzie zimniej, i rzeczywiście było zimno, ale i tak za gorąco na bieganie.Za gorąco, by mógł pozostać tu dłużej.Poszukiwacz dotarł na szczyt i z radością przywitał zimne podmuchy ostrego północnego wiatru.Zatrzymał się i stał na kamieniach, wystawiony na podmuchy wiatru.Z jakichś, geologicznych zapewne, przyczyn ten jedyny grzbiet pozostał nagi.Tym dziwniejsze, że wszystkie pagórki wokół porastał gęsty, wysoki las.Niebo było bezchmurne i świeciły gwiazdy, ale Poszukiwacz myślał, że jest ich mniej niż na jego rodzimej planecie.Można stać na tym wzniesionym skrawku ziemi i przyjmować obrazy z gwiazd, chociaż już wiadomo było, że dla Myśliciela to nie są tylko obrazy.On uważał je za kalejdoskop życia innych ras i kultur, za przekaz nagich faktów, surowych danych, z których można będzie któregoś dnia wydedukować prawdę wszechświata.Poszukiwacz zadrżał na myśl, że jego mózg i zmysły mogłyby dotrzeć do odległych o lata świetlne istot i odebrać wrażenia ich zmysłów, myśli ich mózgów.Drżał, choć wiedział, że gdyby nawet tak zrobił, Myśliciel pozostałby niewzruszony.Nie drgnąłby nawet, choćby miał mięśnie i nerwy zdolne reagować na wzruszenia.Po prostu dlatego, że nie było nic, absolutnie nic, co mogłoby zaskoczyć Myśliciela.Dla niego świat nie był tajemniczy, życie uważał za masę danych i faktów, praw i zasad, którymi mógł karmić swój umysł i wykorzystywać je siłą swej logiki.- Ale dla mnie - pomyślał poszukiwacz - to wszystko jest zagadką.Dla mnie nie muszą istnieć przyczyny, nie mam obowiązku uciekać się do logiki, docierać do lodowatego serca bezdusznych faktów.Stał na ostrej krawędzi szczytu, ogon opuścił prawie do ziemi i wystawiał swój srebrny pysk na podmuchy silnego wiatru.Jemu wystarczyło, że świat był pełen niezwykłości i piękna.Nigdy nie prosił o więcej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]