[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Oddychał cięż-ko.Sprawiał wrażenie pogrążonego w głębokim śnie. Wygląda, jakby upadł zauważyła Joanna.Deborah skinęła głową i powiedziała: Chyba w pośpiechu potknął się o własne spodnie, a kiedy był już w pozycji hory-zontalnej, po prostu odpłynął. Myślisz, że zrobił sobie krzywdę? Nie sądzę odparła Deborah. Nie ma tu nic, o co mógłby uderzyć głową, a tawykładzina ma prawie dwa cale grubości. Odważymy się?125 Kpisz sobie ze mnie? prychnęła Deborah. Oczywiście, że się odważymy.Onsię nie obudzi. Pochyliła się i po krótkim szukaniu i szarpaninie wydobyła portfel.Spencer nawet nie drgnął.Portfel był niezwykle gruby.Dziewczyna otworzyła go i zaczęła przetrząsać zawar-tość.Niebieska karta magnetyczna nie znajdowała się w widocznym miejscu, Deborahnatknęła się na nią jednak w jednej z przegródek za kartami kredytowymi. To dobrze, że była schowana oświadczyła.Podała ją Joannie, ponownie pochy-liła się nad Spencerem i wsunęła portfel z powrotem do kieszeni, w której go znalazła. Co za różnica? zdziwiła się Joanna. Bo to oznacza, że nie używa jej zbyt często wyjaśniła Deborah. Niedobrzebyłoby, gdyby zauważył jej brak, zanim same zdążymy zrobić z niej użytek.Chodz!Poszukajmy tych kluczyków od samochodu, schowajmy je i uciekajmy stąd w diabły. To ostatnie jest najlepszą propozycją, jaką usłyszałam dziś z twoich ust stwier-dziła Joanna. A jeśli chodzi o kluczyki, dajmy sobie spokój.On będzie spał przezco najmniej dwanaście godzin, a kiedy już się obudzi, i tak nie będzie miał ochoty najazdę.Kurt Hermann wpatrywał się w zrobione polaroidem zdjęcie nowej pracownicy,Georginy Marks.Trzymał je w nieruchomej jak skała dłoni pod lampą biurową z aba-żurem z zielonego szkła.Studiując twarz kobiety, przywoływał w pamięci obraz jej buj-nego ciała, z piersiami przelewającymi się niemal przez dekolt sukienki i spódnicą,która ledwie zakrywała jej tyłek.Georgina Marks była dla niego ohydą, jawną obraząjego fundamentalistycznej mentalności.Powoli, z namysłem, położył zdjęcie na blacie biurka, obok fotografii drugiej nowoprzyjętej pracownicy, Prudence Heatherly.Ta była inna na pierwszy rzut oka pozna-wał w niej prawdziwie bogobojną niewiastę.Kurt siedział w swoim pokoju w opustoszałej wartowni.Często spędzał tu wieczo-ry.W sąsiednim pomieszczeniu urządził prowizoryczną siłownię, gdzie mógł doskona-lić swą muskularną, wytrenowaną sylwetkę.Jako zdeklarowany samotnik unikał życiatowarzyskiego, a mieszkanie na terenie kliniki ułatwiało to, zwłaszcza że instytucja zlo-kalizowana była w małej mieścinie, która, jeśli o niego chodziło, nie miała kompletnienic do zaoferowania.Kurt pracował w Klinice Wingate a od nieco ponad trzech lat.Czuł się tu znako-micie.Praca zapewniała mu akurat tyle komplikacji i wyzwań, by nie mógł się nudzić,a przy tym nie była aż tak absorbująca, by musiał się przemęczać.Jego wojskowe do-świadczenie stanowiło ogromny atut w zawodzie ochroniarza.Wstąpił do wojska zarazpo szkole średniej i został przyjęty do oddziałów specjalnych, gdzie wyszkolono go dotajnych akcji.Nauczył się zabijać gołymi rękoma, a także za pomocą dowolnej broni,nigdy nie miał z tym najmniejszych problemów.126Jego kontakty z wojskiem nie rozpoczęły się zresztą od wstąpienia do armii.Dorastając jako syn pułku, Kurt nigdy nie znał innego stylu życia.Jego ojciec słu-żył w oddziałach specjalnych.Był surowym człowiekiem, wymagającym od swej żonyi dziecka całkowitego posłuszeństwa i doskonałości.We wczesnej młodości Kurt prze-szedł okres buntu, opanował się jednak dość szybko.Potem, w ostatnich dniach wojnywietnamskiej, jego ojciec zginął w jakiejś do tej pory nie odtajnionej operacji w Kam-bodży.Ku zgrozie Kurta matka po śmierci ojca zaczęła wdawać się w jeden romans zadrugim, a wreszcie ponownie wyszła za mąż za pedantycznego agenta ubezpieczenio-wego.Armia dobrze traktowała Kurta
[ Pobierz całość w formacie PDF ]