[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chciałbym ci też tyle rzeczypokazać.Dzielnicę żydowską i wiele innych miejsc.Mam nadzieję, że zostaniesz trochę dłużej. Ale ja przecież muszę pracować  uśmie�cham się. Jeszcze się nie zdążyłam wzbogacićw tej Ameryce.Dawid napełnia nasze kieliszki  obserwujęjego dłonie, skóra przybrała piękny oliwkowy od�cień.on znowu pasuje idealnie do otoczenia jest opalony, wesoły, pogodny  przypomina pro�stego, sympatycznego Włocha. Wyglądasz jak tutejsi mężczyzni. No, słuchaj, jeśli to miał być komplement? oburza się. Lehaiml Za nasze zdrowie!  podnosimy kie�liszki.Wino smakuje aksamitnie i jedwabiście.Starszy siwowłosy kelner przyjmuje od nas za�mówienie.To dobry znajomy Dawida, obaj wdająsię więc od razu w dłuższą rozmowę na temat je�dzenia i w ogóle życia.Przez chwilę się im przy�słuchuję, ale Dawid mówi tak szybko po włosku,że nie wszystko rozumiem.Kiwam więc tylko głową, uśmiechając się przytym, choć czuję się trochę wykluczona z rozmowy.379 Pózniej oglądam przez okno ciemny posągsmutnego mnicha na placu.Kilkoro hałaśliwychdzieci usiłuje boso wdrapać się na niego i wło�żyć mu do rąk czerwony balonik  wszystko napróżno.Nasz kelner, lekko pochylony nad stołem, pod�kreśla każde zdanie pięknym ruchem rąk.Dziękidość długim włosom i haczykowatemu nosowiprzypomina mi Szopena. Wiesz, do kogo jest podobny ten kelner? Tak  kiwa głową Dawid  wiem, ale nie�stety on ma na imię Leonardo, a nie Frederico.Podobny do Szopena Leonardo tańczy jeszczetrochę wokół naszego stolika, a potem przynosicoś specjalnie dla mnie, dla bella signora  jak mó�wi  talerz wspaniale wyglądających, pieczonychkwiatów cukinii.Po chwili dostajemy dużą misęspaghetti w białym sosie z truflami.Nie zama�wiamy nic więcej, bo nie jesteśmy aż tak głodni.Trufle pachną odurzająco  śmietanowy sos roz�pływa się w ustach.Pózniej Dawid zamawia jeszcze stary ser pecco-rino z miodem. Ser z miodem? Tak  mówi Dawid  to stary toskańskideser.Istotnie, smakuje wybornie.Podczas kolacji prowadzimy bardzo oględnąrozmowę, unikając łagodnie wszystkich tematów,które mogłyby nas zaboleć.Co chwila milkniemyi tylko na siebie patrzymy.Każde z nas zajęte wła-380 snymi myślami i oboje nagle od nowa zaskoczenifaktem, że jesteśmy tu razem.Przy stoliku za nami siedzą czterej starsi pano�wie, którzy głośno się śmieją. Nie rozmyślaj tyle  mówi Dawid  lepiejpij.Widzisz, to wino nazywa się  Pocałunek anio�ła" i tak też smakuje.Obojgu nam wydaje się, że cały czas świata na�leży do nas.Milczymy, a wszelkie opowieści sądzisiaj zbyteczne, jakby nie trzeba nic więcej ro�zumieć i wyjaśniać.To złudzenie  cieniutkie ni�czym jedwabna chusta, którą mam na ramionach ale na tę chwilę uszczęśliwia i sprawia, że nicnie może nas zranić.Powolnym krokiem idziemy na Piazza Navonai przyglądamy się wielobarwnemu tłumowi.Jestjuż prawie ciemno i dość pózno, ale zdaje się, żenikomu nie chce się wracać do domu.Ani doro�słym, ani dzieciom.A młodzież dopiero teraz za�czyna tu napływać.Obie fontanny są podświetlone.Wiatr niesiedaleko drobne perełki wody, niczym srebrny pył.Cały plac jest mokry i opalizuje w świetle.Sprzedawcy pamiątek składają powoli swojekramiki, nie zapominają jednak o tym, by raz poraz oferować przechodniom a to lalkę, a to jakiśłańcuszek.Tylko tęga czarna sprzedawczyni sza�li stoi bez ruchu z boku, w całej tej ruchliwej ciż�bie, i od czasu do czasu kołysze przywiązanymido drąga szalami, niczym olbrzymim kolorowymkwiatem.381 Na wszystkich rogach placu ktoś muzykuje.Tuż obok nas jakiś starzec ze zmierzwionymi wło�sami siada na cembrowinie fontanny  turystaalbo tubylec, kto to wie?  i przerazliwie fałszu�jąc, zaczyna grać na organkach. Czy pójdzie sobie gdzieś, jeśli dam mu pie�niądze?  pyta mnie Dawid z uśmiechem.Spoglądam na niego i odwzajemniam jegouśmiech: Może lepiej, żebyśmy to my sobie poszli.Wałęsamy się dalej po wąskich uliczkach z za�mkniętymi sklepikami, po małych placykach, naktórych jest mnóstwo jasno oświetlonych trattoriii lodziarni wypełnionych po brzegi młodymiludzmi. Kupić ci lody?  pyta mnie Dawid, jakbymbyła dzieckiem.Ale ja nie chcę lodów.Chciałabym.czego bymwłaściwie chciała?.nie chcę niczego więcej.Pra�gnę tylko, żeby ta noc nigdy się nie skończyła.Pózniej wracamy na nasz mały placyk.Właśnie zamykają kawiarnię.Młody, szczupłykelner wyciera stoły wilgotną szmatką.Na jednym z balkonów ktoś delikatnie gra nagitarze.Siadamy przy fontannie i słuchamy.Naplacu robi się spokojniej.Nagle mam ochotę opowiedzieć Dawidowio moim ojcu.O tych wszystkich zwariowanychmiesiącach, podczas których żyłam równocześniew dwu światach.O moich poszukiwaniach i od�kryciu.Nie chcę już być ostrożna  pragnę mu toopowiedzieć.382  W ciągu ostatnich miesięcy dużo cierpia�łam  mówię i nabieram głęboko powietrza, niedo końca pewna, czy to właściwy moment na mo�je opowiadanie.ale już je zaczęłam.Dawid słucha mnie uważnie, jak to ma w zwy�czaju. Byłam zrozpaczona nie tylko dlatego, żemnie porzuciłeś, chociaż również to. Ja cię nie porzuciłem  Dawid odkłada faj�kę, którą właśnie zapalił  ja tylko na chwilę opu�ściłem sam siebie.Milknę, zastanawiam się i wiem, że powiedziałwłaśnie coś, do czego będziemy jeszcze musieliwrócić.ale nie teraz.a potem podejmuję swojeopowiadanie. Cierpiałam, miałam wyrzuty sumienia i na�dal je mam.Mojego ojca oskarżono o strasznerzeczy, a ja.ja czułam się współwinna.Czujne oczy Dawida uważnie mnie obserwują.Przemyka mi teraz przez głowę, że kiedyś,w ubiegłym roku, powiedziałam do niego:  Był�byś dobrym spowiednikiem".Odpowiedział wtedy, że przecież miał zostaćksiędzem.Teraz nadszedł czas mojej spowiedzi.Opowiadam dalej o moich wszystkich poszu�kiwaniach, zwątpieniach ostatnich miesięcy.a potem o aktach. Musiałam znowu odbyć podróż w prze�szłość, tam, gdzie my oboje, ty i ja, nie chcieliśmysię nigdy znalezć [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wpserwis.htw.pl