[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Następnego dnia jumeni uwięzieni w obozie posłali po Selvera.Przyszedł do Eshsenu po południu i spotkał się z nimi na zewnątrz obozu, pod gałęziami dębu, bo cały lud Selvera czuł się trochę nieswojo pod otwartym niebem.Eshsen był niegdyś dębowym gajem; to drzewo było @największe z tych niewielu, które zostawili koloniści.Stało na @długim zboczu za bungalowem Ljubowa, jednym z sześciu czy ośmiu budynków, które wyszły z nocy pożarów nie uszkodzone.Z Selverem byli pod dębem Reswan, przywó­dczyni z Berre, Greda z Cadastu i inni, którzy chcieli być przy rokowaniach, w sumie kilkanaście osób.Wielu łucz­ników trzymało straż bojąc się, że jumeni mogą mieć ukrytą broń, ale siedzieli za krzakami lub szczątkami pozostałymi z pożaru, aby nie zdominować sceny cieniem groźby.Z Gosse'em i pułkownikiem Donghem było trzech jumenów zwanych oficerami i dwóch z obozu drwali; na widok jednego z nich, Bentona, byli niewolnicy wstrzymali oddech.Benton zwykł karać “leniwe stworzątka" publicz­nie je kastrując.Pułkownik był chudy, jego normalnie żółtobrązowa skó­ra miała odcień błotnistoszary; jego choroba nie była udawana.- Więc po pierwsze - rzekł, kiedy wszyscy zajęli miejsca, jumeni stojąc, a ludzie Selvera kucając lub siedząc na wilgotnej, miękkiej warstwie ziemi i liści dębowych - po pierwsze chcę najpierw mieć praktyczną definicję, co dokładnie znaczą te wasze warunki i co one znaczą, jeśli chodzi o gwarantowane bezpieczeństwo mojego personelu pod moją tutaj komendą.Nastała cisza.- Rozumiecie chyba po angielsku, niektórzy z was?- Tak.Nie rozumiem pańskiego pytania, panie Dongh.- Pułkowniku Dongh, jeśli łaska!- Więc pan będzie mnie nazywał pułkownikiem Sel­verem, jeśli łaska.W głosie Selvera pojawiła się śpiewna nuta; podniósł się, gotowy do współzawodnictwa, a w jego myślach melodie płynęły jak rzeki.Lecz stary jumen po prostu stał, ogromny i ciężki, zły, a jednak nie podejmując wyzwania.- Nie przyszedłem tu, aby być obrażanym przez was, wy mali humanoidzi - rzekł.Lecz wargi mu drżały, kiedy to mówił.Był stary i oszołomiony, i upokorzony.Całe oczekiwanie tryumfu uszło z Selvera.Już nie było na świecie tryumfu, tylko śmierć.Usiadł ponownie.- Nie miałem zamiaru obrażać, pułkowniku Dongh - rzekł z rezygnacją.- Czy może pan powtórzyć pytanie?- Chcę usłyszeć wasze warunki, a potem wy usłyszycie nasze i to wszystko.Selver powtórzył to, co powiedział przedtem Gosse'emu.Dongh słuchał z wyraźną niecierpliwością.- Dobra.No więc nie zdajecie sobie sprawy, że od trzech dni mamy w obozie jenieckim działające radio.- Selver wiedział o tym, bo Reswan od razu sprawdził przedmiot zrzucony przez helikopter, czy to nie broń; strażnicy zameldowali, że to radio, i pozwolili jumenom je zatrzymać.Selver tylko skinął głową.- No więc jesteśmy w kontakcie z trzema odległymi obozami, dwoma na Lądzie Królewskim i jednym na Nowej Jawie, tak, i jeśli zdecydowalibyśmy się wyrwać i uciec z tego obozu jeniec­kiego, to byłoby nam bardzo łatwo to zrobić, ponieważ helikoptery zrzuciłyby nam broń i osłaniały nasze ruchy swoją bronią, jeden miotacz ognia mógłby wydostać nas z obozu, a w razie potrzeby mają też bomby, które mogą wysadzić w powietrze cały obszar.Oczywiście nie widzieli­byście ich w działaniu.- Gdybyście opuścili obóz, dokądbyście poszli?- Chodzi o to, nie wprowadzając do tego żadnych ubocznych czy błędnych czynników, że obecnie z pewnoś­cią w dużym stopniu wasze siły przewyższają nas liczebnie, ale w obozach mamy te cztery helikoptery, których na pewno nie zdołacie uszkodzić, ponieważ obecnie są cały czas pod uzbrojoną strażą; trzeba też uwzględnić całą liczącą się siłę ogniową, tak więc zimna rzeczywistość @sytuacji jest taka, że możemy ogłosić remis i rozmawiać z pozycji wzajemnej równości.To oczywiście jest sytuacja tymczasowa.W razie konieczności jesteśmy zdolni przed­sięwziąć policyjną akcję ochronną w celu zapobieżenia ogólnej wojnie.Co więcej, mamy za sobą całą siłę ognia Ziemskiej Floty Międzygwiezdnej, która mogłaby zdmuch­nąć z nieba całą waszą planetę.Ale te pojęcia są dla was raczej niezrozumiałe, więc postawmy sprawę tak jasno i prosto, jak tylko potrafię, że na razie jesteśmy gotowi negocjować z wami na warunkach równego systemu od­niesienia.Cierpliwość Selvera kończyła się; wiedział, że jego zły humor był objawem pogorszonego stanu psychicznego, ale nie potrafił już dłużej nad nim panować.- Dalej więc!- No, po pierwsze chcę, aby było jasno zrozumiane, że jak tylko dostaliśmy radio, powiedzieliśmy ludziom w in­nych obozach, żeby nie dostarczali nam broni i żeby nie podejmowali żadnych prób ratunku z powietrza i odwet był stanowczo wykluczony.- To rozważne.Co dalej?Pułkownik Dongh rozpoczął gniewną odpowiedź, potem przerwał; zbladł bardzo.- Czy nie ma tu nic, na czym można by usiąść? - szepnął.Selver obszedł grupę jumenów, ruszył pod górę do pustego dwupokojowego domu i wziął składane krzesło.Zanim opuścił milczący pokój, pochylił się i przyłożył policzek do porysowanego, surowego drewna biurka, gdzie Ljubow zawsze siedział pracując z Selverem lub sam.Leżały tam jakieś papiery; Selver dotknął ich lekko.Wy­niósł krzesło na zewnątrz i postawił je dla Dongha w mok­rej od deszczu ziemi.Stary mężczyzna usiadł zagryzając wargi, a jego migdałowego kształtu oczy zwęziły się z bólu.- Panie Gosse, może pan mówić za pułkownika - rzekł Selver.- On nie czuje się dobrze.- Ja będę mówił - powiedział Benton występując do przodu, ale Dongh potrząsnął głową i wymamrotał:- Gosse.Z pułkownikiem w roli raczej słuchacza niż mówcy poszło lepiej.Jumeni przyjmowali warunki Selvera.Przy wzajemnej obietnicy pokoju wycofaliby wszystkie swoje wysunięte placówki i mieszkali na jednym obszarze, regio­nie, który ogołocili z lasu w środkowym Sornolu: około trzech tysięcy kilometrów kwadratowych pofalowanej, do­brze nawodnionej ziemi.Podjęli się nie wchodzić do lasu; ludzie lasu podjęli się nie wkraczać na Wycięte Ziemie.Przyczynę sporu stanowiły cztery pozostałe statki powie­trzne.Jumeni obstawali, że potrzebują ich do przewiezienia swoich ludzi z innych wysp na Sornol.Ponieważ maszyny zabierały tylko czterech ludzi i każda podróż zajęłaby kilka godzin, Selverowi wydało się, że jumeni szybciej dotarliby do Eshsenu raczej pieszo, i zaoferował im przeprawę pro­mem przez cieśniny; ale wydawało się, że jumeni nigdy nie chodzą daleko pieszo.Doskonale, mogą zatrzymać skoczki do “Operacji Most Powietrzny", jak ją nazwali.Potem mają je zniszczyć.Odmowa.Gniew.Bardziej dbali o swe maszyny niż o ciała.Selver poddał się mówiąc, że mogą zatrzymać skoczki, jeżeli będą latać nimi tylko nad Wycię­tymi Ziemiami i jeżeli cała broń w nich zainstalowana zostanie zniszczona.Spierali się o to, ale między sobą, podczas gdy Selver czekał, czasami powtarzając swe żąda­nia, bo w tym punkcie się nie poddawał.- Co za różnica, Benton - powiedział w końcu stary pułkownik, wściekły i roztrzęsiony - nie widzisz, że nie możemy użyć tej cholernej broni? Są trzy miliony tych nie-Ziemców porozrzucanych po wszystkich cholernych wyspach, całych pokrytych drzewami i poszyciem, bez @miast, bez żadnej ważnej sieci, bez scentralizowanej kont­roli.Nie można zniszczyć struktury typu partyzanckiego bombami, udowodniono to; w gruncie rzeczy mój własny kraj, gdzie się urodziłem, udowadniał to około trzydziestu lat broniąc się przed wielkimi mocarstwami jedno po drugim w dwudziestym wieku [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wpserwis.htw.pl