[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jeździmy taksówką od hotelu do hotelu — nie ma mowy o pokoju, wszystko zajęte.W końcu trafiliśmy na Vinohrady.Kładę paszport w recepcji i słyszę znowu: — Nie ma nic.— Za chwilę jednak recepcjonista podnosi znad mojego paszportu głowę: — To wyście napisali Eden? Ja rozumim, ja rozumim… — i wręcza mi klucz.To był największy sukces pisarski mojego życia.Napisawszy Pamiętnik znaleziony w wannie dałem w zakopiańskiej ,,Astorii” maszynopis do czytania Janowi Koltowi i chyba też Maciejowi Słomczyńskiemu.Obaj zwrócili mi go, mówiąc: — To dobre, ale u nas nigdy się nie ukaże.— Za rok Pamiętnik… był w księgarniach.— Ingerencje cenzury są natomiast w pańskich rozmowach ze Stanisławom Beresiem, prowadzonych w latach 1981—1982.— No, stamtąd wypadł cały jeden rozdział — o Polsce.Został tak poszatkowany, że wolałem go w ogóle usunąć.Pozostałe ingerencje były niewielkie.Cenzura skreśliła na przykład zdanie, że mój ojciec nigdy nie miał najmniejszych wątpliwości co do tego, w jakim ustroju naprawdę żyjemy.Nie byłem drobiazgowym zbieraczem opustek cenzuralnych, cieszyłem się natomiast sporym niezrozumieniem.Na Zachodzie do dziś dziwią się, jak mogłem w połowie lat pięćdziesiątych przedstawić w Dialogach rzeczywisty mechanizm systemu komunistycznego.U nas natomiast niewiele z tego pojęto, co widać najlepiej po okładce, na której Mikulski narysował dwa papucie i drabinę.Ma to tyle wspólnego z moją książką, co pan z dalajlamą.I jeszcze jedno: niektóre utwory zmieniają z latami charakter.Kiedy ukazała się Maska ze wspomnianą przez pana Opowieścią odmrożeńca, wiadomo było, że w historyjce o Harmonii Sfer i Goryllium chodzi o komunizm i Sowiety.Pisało się takie rzeczy z pianą na ustach i jadem w sercu, a dziś czyta się je jak zwykłą bajkę.Barańczak zatytułował jedną ze swoich książek Breathing under water (Oddychanie pod wodą) — to znów aluzja do podróży Ijona Tichego na planetę Pinta, gdzie po podniesieniu poziomu wody o pół głębarka trzeba było chodzić na palcach, a niektórzy zaczęli znikać.Owszem, ludzie inteligentni mieli z tych kawałków dużo przyjemności, a ja je pisałem, ponieważ para wychodziła mi uszami.— A czy nie czepiano się „Wysokiego Zamku”? To byta przecież, bodaj pierwsza książka o Lwowie napisana w PRL–u; przedtem był tylko „Zegar słoneczny” Parandowskiego.— To dziwne, ale nie.Cenzura się nie przyczepiła, uznano to za niewinne wspomnienia z dzieciństwa, dostałem natomiast ogromną ilość korespondencji z kraju — od lwowiaków, którzy czytali mnie nie jako autora science fiction, tylko jako tego, który pisze z miłością o ich mieście.Niedawno Krzysztof Myszkowski zapytał mnie, czym jest dla mnie Lwów.Odpowiedziałem krótko: Ojczyzną.Miasta znajdujące się na pograniczu kulturowym wytwarzają często środowisko jakby bardziej skupione, dokonuje się w nich akumulacja intelektualna; nad Pełtwią tak właśnie było.Mieszkam w Krakowie ponad pół wieku, ale kiedy prezydent miasta prosił, bym coś napisał do kuli na ratuszu, grzecznie odmówiłem, tłumacząc, że jestem tutaj tylko azylantem.Jestem wypędzony, ich bin auch ein Vertebener — zawsze to powtarzałem Niemcom, którzy mi opowiadali o swoich krzywdach, jak na przykład burmistrz Berlina pastor Heinrich Albertz podczas pewnej kolacji.Powiedziałem mu: — Nie uważam, by państwa były czymś w rodzaju mebli, które można przesuwać z kąta w kąt, ale wam się przynajmniej wolno skarżyć głośno.W PRL—u ani pisać, ani mówić się o tym nie da, gęby mamy zamknięte na kłódkę.— Ani słowem już do tematu nie wrócił.— Byt jednak pewien pański utwór, którego nie próbował pan nawet przedstawić cenzurze — groteskowa opera o Stalinie…— Ja tę operę nawet nagrałem, ale taśma magnetofonowa starego typu stała się wskutek długiego składowania nie do odczytania, a maszynopis zaginął gdzieś w czeluściach naszego domu.Pamiętam oczywiście fragmenty: w finale wychodził na scenę towarzysz Stalin, „nadludzko genialny i nieludzko uśmiechnięty”
[ Pobierz całość w formacie PDF ]