[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jeszcze tylko pogłaskała mnie parę razy po twarzy, pocałowała w okolicę guza izniknęła w kuchni, skąd natychmiast dobiegły stłumione brzęki, a po chwili zapachy czosnku,cebuli i wreszcie kurczaka, ja zaś zapadłem w półsen, w którym nawet ćmienie głowywydawało się odległe, błogie i niemal przyjemne.Byłem ciekaw, czy gdyby mniearesztowali, Rita przynosiłaby mi zupę.Byłem ciekaw, czy Weiss ma kogoś, kto przynosiłbymu zupę.Oby nie - coraz mniej go lubiłem i z całą pewnością nie zasługiwał na zupę.Z zadumy wyrwała mnie Astor, która nagle wyrosła obok kanapy.- Mama mówi, że dostałeś po głowie - powiedziała.- Zgadza się - odparłem.- Mogę zobaczyć? - spytała i głęboko wzruszony jej troską schyliłem głowę, żebypokazać jej guza i pozlepiane krwią włosy wokół niego.- Nie wygląda tak zle - oceniła, jakbylekko zawiedziona.- Bo to nic groznego - wyjaśniłem.- Czyli nie umrzesz, prawda? - spytała uprzejmie.- Jeszcze nie - obiecałem.- Dopiero jak odrobisz lekcje.Skinęła głową i zerknęła w stronę kuchni.- Nienawidzę matmy - rzuciła i poszła w głąb korytarza, przypuszczalnie po to, żebynienawidzić matmy z bliższej odległości.Jeszcze jakiś czas dryfowałem w półśnie.Wreszcie pojawiła się zupa i choć niezamierzam upierać się przy tym, że pomogła mi na uraz głowy, to z pewnością niezaszkodziła.Jak już zapewne wspominałem, Rita potrafi robić w kuchni rzeczy niepojęte dlazwykłych śmiertelników i po dużej porcji jej zupy z kurczaka zacząłem myśleć, że możeświat zasługuje na jeszcze jedną, ostatnią szansę.Przez cały czas krzątała się przy mnie, zaczym nieszczególnie przepadam, ale w tej chwili wydawało mu się to kojące, więcpozwoliłem jej poprawić poduszki, otrzeć moje czoło wilgotną szmatką i, kiedy już zjadłemzupę, pomasować mi kark.Wkrótce wieczór minął i przyszli Cody i Astor, żeby stłumionymi głosikamipowiedzieć mi dobranoc.Rita wygoniła ich do łóżek i położyła do snu, a ja, zataczając się,poszedłem korytarzem do łazienki umyć zęby.Ledwie złapałem właściwy rytmszczotkowania, w lustrze nad umywalką przypadkiem zobaczyłem swoje odbicie.Włosysterczały mi na wszystkie strony, na policzku miałem sińca, a zwykła radosna pustka w moichoczach teraz była pozbawiona wyrazu.Wyglądałem jak na nieudanym zdjęciu do kartotekipolicyjnej, na którym świeżo upieczony aresztant jeszcze nie wytrzezwiał i zastanawia się, cozrobił i jak dał się złapać.Miałem nadzieję, że to nie był zły znak.Choć przez cały wieczór nie robiłem nic bardziej forsownego od wylegiwania się nakanapie i drzemania, morzył mnie sen, a szczotkowanie zębów odebrało mi resztki energii.Mimo to dowlokłem się do łóżka o własnych siłach i padłem na poduszki z myślą, że pójdę wobjęcia Morfeusza, a zmartwienia poczekają do rana.Niestety, Rita miała inne plany.Kiedy w głębi korytarza ucichły szeptane modlitwy dobiegające z pokoju dzieci,usłyszałem, jak weszła do łazienki i puściła wodę.Już prawie zasypiałem, kiedy zaszeleściłapościel i do łóżka obok mnie wsunęło się coś ostro pachnącego orchideami.- Jak się czujesz? - powiedziała Rita.- Dużo lepiej - odparłem i żeby oddać jej należną sprawiedliwość, dorzuciłem: - Zupajakby pomogła.- To dobrze - szepnęła i położyła głowę na mojej piersi.Leżała tak przez jakiś czas, aja czułem na skórze powiew jej oddechu i ciekaw byłem, czy dam radę zasnąć, jeśli będzie mitak uciskać żebra.Nagle jednak zaczęła oddychać w innym, lekko perkusyjnym rytmie izorientowałem się, że płacze.Prawie nic na tym świecie nie zbija mnie z pantałyku tak skutecznie, jak łzy kobiety.Wiem, że powinienem wykonać jakiś pocieszający gest, a potem zgładzić smoka winnegotemu atakowi płaczu, ale moje nieliczne kontakty z płcią przeciwną nauczyły mnie, że łzynigdy nie płyną wtedy, kiedy powinny, i nigdy nie są wywołane tym, czym się wydaje.Wkonsekwencji pozostają ci tylko głupie środki zaradcze, jak głaskanie po głowie i powtarzanie no już, już w nadziei, że w którymś momencie dowiesz się, o co w całym przedstawieniuchodzi.Ale że Dexterowi nie można zarzucić braku woli współpracy, objąłem ją ramieniem,położyłem dłoń na jej głowie i zacząłem głaskać.- Już dobrze - uspokoiłem ją i choć brzmiało to strasznie głupio, uznałem, że to bezporównania lepsze od no już, już.I jak to zwykle bywa, odpowiedz Rity zupełnie rozminęła się z moimi oczekiwaniami.- Nie mogę cię stracić - powiedziała.Nie planowałem zostać straconym, to na pewno, i chętnie bym jej to wyjaśnił, aletymczasem rozkręciła się na dobre i jej ciałem wstrząsał cichy szloch, a po mojej piersiściekała strużka słonej wody.- Och, Dexter - załkała - co ja bym poczęła, gdybym ciebie też straciła?I oto, w chwili, kiedy padło to niepozorne słówko też , zupełnie nieoczekiwaniestałem się częścią nieznanego mi bliżej towarzystwa, prawdopodobnie ludzi, których Ritagdzieś przez nieuwagę zgubiła.W żaden sposób nie dała mi do zrozumienia, czym sobiezasłużyłem na włączenie do tego grona ani kim byli inni jego członkowie.Czy chodziło ojejpierwszego męża, narkomana, który bił i znęcał się nad nią, Co - dym i Astor do tego stopnia,że zgodzili się zostać moją idealną rodziną? Teraz siedział w więzieniu i rzeczywiście, zgubićsię w taki sposób to kiepski pomysł
[ Pobierz całość w formacie PDF ]