[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Po chwili wzi¹³ g³êboki oddech i oœwiadczy³:- Jakby ktoœ chcia³ znaleŸæ trochê tego paskudztwa, powinien iœæ za paj¹kami.One ju¿ go zaprowadz¹! No i tyle.Knot spojrza³ na niego ze zdumieniem.- Dobra, dobra, ju¿ idê - powiedzia³ Hagrid, narzucaj¹c swoj¹ pelerynê z krecich futerek.Kiedy by³ ju¿ przy drzwiach, zatrzyma³ siê i doda³ g³oœno:- I ktoœ musi karmiæ K³a, jak mnie nie bêdzie.Drzwi trzasnê³y i Roñ œci¹gn¹³ pelerynê-niewidkê.- Teraz naprawdê wpadliœmy - powiedzia³ ochryp³ym g³osem.- Nie ma Dumbledore'a.Ju¿ lepiej, gdyby zamknêli szko³ê dziœ wieczorem.Mówiê ci, nie minie dzieñ bez niego, a dojdzie do kolejnej napaœci.Kie³ zacz¹³ wyæ, wpatrzony w zamkniête drzwi.* * *ROZDZIA£ PIÊTNASTYAragogNa otaczaj¹ce zamek ³¹ki wpe³za³o lato: niebo i jezioro przybra³o kolor kwiatów barwinka, a w cieplarniach wystrzeli³y wielkie jak kapusty kwiaty.Bez Hagrida, kr¹¿¹cego po ³¹kach z K³em przy nodze, zielona sceneria, na któr¹ Harry patrzy³ z okien zamku, wydawa³a mu siê jednak dziwnie nieprzyjemna i jakby niepe³na.Nie lepiej by³o zreszt¹ i wewn¹trz zamku, gdzie coraz trudniej by³o wytrzymaæ.Harry i Roñ spróbowali odwiedziæ Hermionê, ale teraz wszelkie odwiedziny w skrzydle szpitalnym zosta³y zakazane.- Nie chcemy ryzykowaæ - powiedzia³a pani Pomfrey przez szparê w szpitalnych drzwiach.- Nie, bardzo mi przykro, ale istnieje mo¿liwoœæ, ¿e napastnik wróci, ¿eby wykoñczyæ tych biedaków.Po odejœciu Dumbledore'a lêk ogarn¹³ wszystkich.Gotyckie podwójne okna zamku zdawa³y siê nie przepuszczaæ s³oñca ogrzewaj¹cego mury.Trudno by³o napotkaæ nie zasêpion¹ twarz, a przypadkowy œmiech na korytarzu brzmia³ nienaturalnie i natychmiast cich³, zduszony zalegaj¹c¹ wszêdzie ponuroœci¹.Harry wci¹¿ powtarza³ sobie w duchu ostatnie s³owa Dumbledore'a.Naprawdê opuszczê szko³ê,! tylko wtedy, kiedy ju¿ nikt w ca³ym Hogwarcie nie pozostanie mi wierny.Ci, którzy o pomoc poprosz¹, zawsze J¥ otrzymaj¹.Co z tego wynika? Kto ma poprosiæ o pomoc, skoro wszyscy s¹ tak przera¿eni i rozbici? O wiele ³atwiej by³o zrozumieæ uwagê Hagrida o paj¹kach, tyle ¿e teraz nigdzie nie by³o ani œladu tych po¿ytecznych stworzeñ.Harry rozgl¹da³ siê za nimi uwa¿nie wszêdzie, gdzie szed³, wspomagany (raczej niechêtnie) przez Rona.Oczywiœcie, trudniej im by³o szukaæ, bo nie mogli chodziæ po zamku samotnie, tylko w du¿ej grupie wszystkich Gryfonów.Wiêkszoœæ ich kolegów wydawa³a siê zadowolona z tego, ¿e nauczyciele prowadzili ich od klasy do klasy, ale Harry'ego strasznie to denerwowa³o.By³ jednak ktoœ, kto wyraŸnie cieszy³ siê z gêstej atmosfery podejrzeñ i lêków.Draco Malfoy chodzi³ po szkole dumny jak paw, jakby go w³aœnie mianowano naczelnym prefektem.Harry nie zdawa³ sobie sprawy, co go tak cieszy, a¿ do pewnej lekcji eliksirów, jakieœ dwa tygodnie po odejœciu Dumbledore'a i Hagrida, kiedy siedz¹c tu¿ za Malfoyem, pods³ucha³, jak siê chwali przed Crabbe'em i Goyle'em.- Zawsze uwa¿a³em, ¿e tylko mój ojciec mo¿e wykurzyæ starego Dumbledore'a - powiedzia³, nie staraj¹c siê nawet œciszyæ g³osu.- Mówi³em wam, ¿e uwa¿a Dumbledore'a za najgorszego dyrektora, jakiego szko³a kiedykolwiek mia³a.Mo¿e teraz dostaniemy wreszcie kogoœ z klas¹.Kogoœ, kto dopilnuje, ¿eby nie zamkniêto Komnaty Tajemnic.McGonagall te¿ ju¿ d³ugo nie poci¹gnie, zreszt¹ tylko odwala papierkow¹ robotê.Obok Harry'ego przeszed³ Snape, powstrzymuj¹c siê od uwagi na temat pustego miejsca i kocio³ka Hermiony.- Panie profesorze - powiedzia³ g³oœno Malfoy.- Panie profesorze, dlaczego pan nie kandyduje na stanowisko dyrektora?- No, no, Malfoy - odrzek³ Snape, ale nie móg³ powstrzymaæ bladego uœmiechu.- Profesor Dumbledore zosta³ jedynie zawieszony przez radê nadzorcz¹.Mam nadziejê, ¿e wkrótce do nas wróci.- Taaak, na pewno - powiedzia³ Malfoy, chichoc¹c.- Ale gdyby pan kandydowa³, to wed³ug mnie móg³by pan liczyæ na g³os mojego ojca.Powiem ojcu, ¿e pan jest najlepszym nauczycielem, panie profesorze.Snape równie¿ zachichota³, kr¹¿¹c po lochu.Na szczêœcie nie zauwa¿y³ Seamusa Finnigana, który udawa³, ¿e wymiotuje do kocio³ka.- Dziwiê siê, ¿e szlamy nie spakowa³y ju¿ swoich kufrów - ci¹gn¹³ Malfoy.- Za³o¿ê siê o piêæ galeonów, ¿e wkrótce ktoœ wykorkuje.Szkoda, ¿e nie Granger.Rozleg³ siê dzwonek, co by³o szczêœliwym zbiegiem okolicznoœci, bo po ostatnich s³owach Malfoya Roñ zerwa³ siê z taboretu, wiêc w ogólnym rozgardiaszu jego próba rzucenia siê na Malfoya zosta³a niezauwa¿ona.- Puœcie mnie, muszê mu do³o¿yæ - warcza³, kiedy Harry i Dean uwiesili siê na jego ramionach.- Mam wszystko gdzieœ, nie potrzebujê ró¿d¿ki, zabijê go go³ymi rêkami.- Pospieszcie siê, zaraz was zaprowadzê na zielarstwo!- pokrzykiwa³ Snape nad g³owami uczniów
[ Pobierz całość w formacie PDF ]