[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie odezwał się ani słowem, kiedy pierwszy oficer zameldował, że Hardin wypuścił drugą rakietę.Już zdołał ją zauważyć.Podobnie jak widział tego szaleńca ładującego trzeci pocisk do rakietnicy.Wydawało się, że Lewiatan nie zmniejszył szybkości.Dopędzał jacht, ale nie tak szybko, żeby Hardinowi uniemożliwić trzeci strzał.Ogilvy przełożył ster na lewo.Reakcja minimalna.Powrócił do poprzedniego położenia, przełożył na prawo, powrócił.Pociągnął koło sterowe do siebie, jakby siłą woli chciał zatrzymać statek.Płynący przed nim trimaran dokonywał szybkich zwrotów, przeskakiwał przez fale, za chwilę Hardin będzie gotów.Gdy obojętne gazy zostały wypchnięte ze zbiorników, powietrze zaczęło mieszać się z resztkami gazów mineralnych.Pierwsza eksplozja była jednak słaba, nikt jej nie usłyszał ani nie odczuł na mostku.Ale wybuch nastąpił do wnętrza, w kierunku najmniejszego oporu, tam gdzie były następne puste zbiorniki, w kierunku dzioba bowiem powstała potężna ściana oporowa - ocean.Ta pierwsza słaba eksplozja zniszczyła wiele wewnętrznych grodzi, skąd znów uszły obojętne gazy i gdzie rozpoczął się proces łączenia tlenu z lotnymi gazami olejowymi.Hardin ujrzał słup ognia wystrzeliwujący z dziobowego pokładu tankowca.Usłyszał odgłos podobny do pojedynczego pomruku gromu.Druga eksplozja wyrzuciła w powietrze tysiące odłamków i ogień nagle zgasł jak zdmuchnięta świeca.Popłynęła ku niemu krótka zbita fala, morze się zmarszczyło.Nad wodą snuł się długi przeraźliwy ryk bólu śmiertelnie zranionego zwierzęcia.W optycznym celowniku widział rozwierające się blachy pokładów.Z otchłani między nimi zaczął unosić się gęsty dym wymieszany z ozorami płomieni.Ogień objął teraz cały dziób.Hardin wymierzył w sam środek płonącej masy i wystrzelił.Rakieta wpadła w płomienie.Hardin założył do rakietnicy czwarty pocisk i wystrzelił.Przygotował piąty.Całą świadomość wypełniały teraz eksplozje.Płonąca pochodnia była coraz większa.Gigantyczny stos na wodzie.Wysłał piątą rakietę, po niej jeszcze jedną.Stracił nad sobą całą kontrolę, a jednocześnie miał pełną kontrolę nad wykonywanymi czynnościami.Będzie walczył do końca, płynąc przed potworem, ładując weń pocisk po pocisku, aż ich łączna waga pociągnie Lewiatana na dno.Im bliżej był Lewiatan, tym szybciej Hardin ładował i strzelał.Czuł gorący oddech ognia, dokoła z sykiem padały do wody rozpalone kawałki stali.Ładował, strzelał, ładował, prowadził każdą rakietę do celu.Gdy ostatnia trafiła w płonące piekło, sięgnął po następną.Ale nie było ich już więcej.Adżaratu wyprowadziła trimarana z toru, jakim posuwał się płonący kolos, a kiedy przepływał koło nich, Hardin oparł się o trójnóg i ciężko oddychając zaczął przyglądać się swojemu dziełu.Potężna masa ognia posuwała się przez cały pokład, aż go objęła.Jedynie biała nadbudowa wydawała się nietknięta.Dziób zaczął zagłębiać się w wodę.Źle umocowana, pokryta jeszcze brezentem łódź ratunkowa zsunęła się, śmiesznie podrygując, i wpadła do pędzącej wody.Lewiatan ciągnął ją na podtrzymującej lince jak złapaną na wędkę rybę, aż wyrwała się i pozostała za rufą.Hardin wpatrywał się w dogorywającego Lewiatana, w którego wnętrznościach nastąpił kolejny wybuch; kolejne szczątki rozprysły się na wszystkie strony.Koło głowy przeleciał mu odłamek, płonący jeszcze i jęczący jak rozerwany szrapnel.Lewiatan dalej pędził z bliską szesnastu węzłom szybkością, niewyczerpalna siła wiodła go prosto do grobu.Hardin podpłynął do resztek Lewiatanowego śladu i wyszeptał pożegnanie z Karoliną.Morze zaczęło już wygładzać powierzchnię i rozpędzać wiry.A kiedy już nic nie pozostało po Lewiatanie, ujął dłoń Adżaratu i oboje ustawili ster w kierunku, który pasatom pozwoli zapędzić ich na skraj świata
[ Pobierz całość w formacie PDF ]