[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zanim doszła do drzwi apar­tamentu rodziny Solo, Viqi skręciła w boczny korytarz i skierowała się w stronę pobliskiego szybu repulsorowej windy.Weszła do rury i kieru­jąc się na dach, zdjęła płaszcz i kapelusz.Ubrana teraz w skromny służ­bowy kaftan zwykłej księgowej, przeszła przez płytę lądowiska gwiezd­nych wahadłowców, wepchnęła niepotrzebne części garderoby do komory dezintegratora i skierowała się do szybu innej windy.Wystukała kod, który umożliwiał dostanie się do mieszkania na tym samym poziomie, co apartament rodziny Solo, wysiadła i skierowała się w głąb tego same­go szerokiego korytarza.Zastanawiała się, jak podrzucić czujślimaka, aby nikt tego nie zauważył.Zapuszczenie się w głąb zaułka nawet pod pozorem podziwiania pięknych ladalumów uznała, rzecz jasna, za wy­kluczone.Powitalny android zająłby się nią uprzejmie i troskliwie, ale bez wątpienia porównałby jej głos i rysy z informacjami zarejestrowa­nymi w swoich bazach danych.Tym razem Viqi postanowiła iść prosto.Udawała, że jest pochłonię­ta czytaniem wydrukowanych na arkuszach flimsiplastu ważnych doku­mentów, których kilkanaście zabrała w charakterze rekwizytów.Niosła je dosyć wysoko, tak by spoza arkuszy było widać tylko jej oczy.Mimo to nie odważyła się zapuścić w głąb zaułka, musiała więc wymyślić inny sposób na podrzucenie czujślimaka.Zamaskowany Yuuzhanin, od którego go dostała, zapewniał, że stworzenia umieją same znajdować drogę do wskazanego celu.Viqi wiedziała nawet, jak go wskazać.Podejrzewała jednak, że Yuuzhan Vongowie wiedzą jeszcze mniej na temat sprzątających automatów niż ona na temat czujślimaków.Straciła pięć czy sześć takich stworzeń, starając się podrzucić przynajmniej jedno do sali Obrad KONAWONOR-u.Była przekonana, że gdyby jakikolwiek czujślimak znalazł się w odległości dwudziestu metrów od ladaluma, natychmiast pochłonęłaby go ssawka sprzątającego automatu.Idąc powoli szerokim korytarzem, zastanawiała się nad wykorzy­staniem innych możliwości, na przykład dostarczycieli posiłków.Kiedy jednak usłyszała dobiegające zza pleców czyjeś głosy, zrozumiała, że znalazła rozwiązanie.-.to nie najlepsza pora, żeby lecieć na rekonesans, moja droga -mówił Han Solo.- Uważam, że bardzo dobra - sprzeciwiła się Leia.- Muszą mieć powód, żeby nie rozgłaszać faktu opanowania Reecee.Teraz ja nato­miast poznanie tego powodu uważam za sprawę pierwszorzędnej wagi.Nadal udając, że pochłaniająprzeglądanie dokumentów, Viqi ukrad­kiem wsunęła dłoń do kieszeni i natrafiła na coś w rodzaju miękkiej pijawki wielkości jej kciuka.Zamiast głowy stworzenie miało wielkie i skomplikowane oko.Kuatka wyjęła je z kieszeni, skierowała oko na kryształstalowe drzwi apartamentu rodziny Solo i ściskała czujślimaka w palcach tak długo, aż poczuła charakterystyczne ciepło.Domyśliła się, że stworzenie zrozumiało.Zbliżając się do niej od tyłu, Han i Leia przeszli na środek korytarza.Kiedy ją wyprzedzali, usłyszała dziecięce gaworzenie, a chwilę potem odgłos stąpania metalowych stóp po larma-lowej podłodze.- Przecież znamy ten powód - obstawał przy swoim Han Solo.-Bilbringi.- To zbyt oczywiste - sprzeciwiła się Leia.- Słyszałeś kiedy, żeby Yuuzhan Vongowie kierowali się oczywistymi powodami?Nie zaszczycając Viqi ani jednym spojrzeniem, minęli ją i poszli dalej.Byli ubrani w pogniecione lotnicze kombinezony.Han niósł na ręku jakieś niemowlę.Viqi nie miała dużego doświadczenia, jeżeli cho­dziło o wychowywanie dzieci.Uznała, że kiedy zechce jakieś urodzić, kupi sobie telbuna i wynajmie służących, aby się opiekowali jej potom­kiem.Wiedziała jednak, że dzieci Solo są dorosłe albo prawie dorosłe.Han musiał więc nieść potomka Skywalkera.Zaraz potem wyprzedził ją, trochę sztywno stawiając metalowe nogi, słynny w całej galaktyce złocisty android obojga Solo.Kroczył w towarzy­stwie czterorękiego androida-niańki typu TDL, który poruszał się zgrabnie i prawie bezszelestnie.Viqi odwróciła się do ściany.Wiedziała, że obie isto­ty ludzkie nie rozpoznają jej w tym przebraniu, ponieważ nie spodziewały się jej zastać w takim miejscu.Inaczej wyglądała jednak sprawa z automata­mi.Androidy skanowały i analizowały, a przy tym nie ulegały przesądom ani podejrzeniom.Viqi mogła być prawie pewna, że przynajmniej ten proto­kolarny android ma w swoich bazach danych zarejestrowany jej wizerunek.Wszystko wskazywało jednak, że android interesuje się bardziej śle­dzeniem dyskusji dwojga istot ludzkich niż identyfikowaniem tożsamo­ści wyprzedzanej osoby.Kiedy Han zamilkł na chwilę, automat postano­wił przyłączyć się do rozmowy.- Przepraszam, że przeszkadzam - zaczął - ale jestem całkiem pe­wien, że kiedy pan Luke i pani Mara oznajmiali, iż Ben będzie bezpiecz­niejszy na Coruscant, spodziewali się, że pozostaniemy tu dłużej niż pięćdziesiąt siedem minut.Leia odwróciła głowę, a jej spojrzenie stopiłoby pancerz niejedne­go automatu.- Pozwól, że ja się będę o to martwiła, Threepio - powiedziała.- Tak jest, księżniczko - odparł zbesztany android.Sądząc po obecności dziecka Skywalkerów, Viqi domyśliła się, że oboje Solo przylecieli z tajnej bazy Jedi.Tsavong Lah wciąż jeszcze nie wiedział, gdzie jej szukać, i może dlatego powierzył Viqi Shesh właśnie to zadanie.Jeżeli dodać do tego zniewagę, jaką wyrządził jej Luke w trak­cie posiedzenia senatu, Kuatka zamierzała zrobić wszystko, aby zado­wolić wojennego mistrza.Przystanęła na chwilę, aby się upewnić, że obojgu Solo nikt więcej nie towarzyszy.Kiedy dotarła do skrzyżowania z bocznym korytarzem, zamachnęła się i rzuciła czujślimaka prosto na złociste plecy oddalającego się androida.Robak wylądował bezszelestnie i ześlizgnął się na wysokość bioder.Protokolarny android nagle przystanął, odwrócił głowę i spojrzał na Kuatkę.Viqi ukryła twarz za arkuszami flimsiplastu i skręciła w boczny korytarz, ale od razu zderzyła się z istotą, która sięgała jej zaledwie do piersi.Zaskoczona, cicho krzyknęła i wypuściła rzekome dokumenty.Usłyszała chrapliwy, monotonny głos:- Błagam o wybaczenie.Spojrzała w dół i zobaczyła niewysoką obcą istotę o szarej skórze, wyłupiastych oczach i długich ostrych zębach.Istota szponiastymi pal­cami zaczęła zbierać rozsypane po podłodze arkusze flimsiplastu.W końcu wyprostowała się i wręczyła Viqi dokumenty.- Bardzo przepraszam - wyszeptała.Viqi zaczekała, aż Noghri poda jej wszystkie rekwizyty, czuła jed­nak, że oboje Solo ją obserwują [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wpserwis.htw.pl