[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Hazardzista oderwał spojrzenie od zwęglonegotorsu małego przyjaciela.Pozbierał macki, bezradnie dryfujące w przestworzach wnadziei, że potrafi przytwierdzić je do reszty metalowego ciała albo może jakimś cudemsame się dołączą.Nie wiedząc, co robić, trzymał je, martwe i nieruchome jak uśmierconesegmentowane węże.Nagle zobaczył coś, w porównaniu z czym nawet zabici StarsiOswaftów wydali mu się karzełkami.Owo coś miało większe rozmiary niż najpotężniejszepancerniki oblężniczej floty.To był największy gwiezdny statek, jaki Lando widział w życiu.Miał co najmniejpięćdziesiąt kilometrów średnicy i wyglądał jak gładkie, wypolerowane i pozbawionejakichkolwiek szczególnych cech srebrzyste jajo.W niewielkiej odległości za pierwszymunosił się w przestworzach drugi identyczny potwór.Nieco dalej za nimi, z lewej i zprawej, wyłaniały się z ciemności następne.Wkrótce pojawiło się ich tyle, że hazardzistanie potrafił wszystkich zliczyć.Niektóre przenikały przez rzekomo nieprzepuszczalneściany GwiazdoGroty tak łatwo jak przez mgłę czy obłoki pary.Były ich setki, tysiące,dziesiątki tysięcy.Nagle jakiś półgłówek, obsługujący laserowe działo na pokładzie Krnąbrnego , otworzyłogień do najbliższego potwora.Widocznie postanowił zrobić użytek z najnowocześniejszegowynalazku imperialnych inżynierów, gdyż w przestworza poleciał metrowej średnicy słupniszczącego światła.pulsujący ogromną energią, ciemnozielony, wygłodniały.W tymsamym ułamku sekundy z gigantycznej jednostki lecącej na czele pozostałych wystrzeliłpodobny snop purpurowego światła.Pochwycił zieloną błyskawicę dokładnie w pół drogii powstrzymał ją, a pózniej zmusił do cofnięcia.Spychał ją coraz szybciej z powrotemku Krnąbrnemu.Kiedy wepchnął ją do lufy turbolaserowego działa, cały krążownikeksplodował i przemienił się w gigantyczny obłok rozjarzonych gazów.- WSTRZYMA OGIEC ALBO ZOSTANIECIE UNICESTWIENI! TO OSTATNIE OSTRZE%7łENIE!NIE BDZIE NASTPNEGO!Oddychając z wielką ulgą, ciemnoskóry hazardzista przyglądał się, jak wciąż nowegigantyczne jednostki przenikają przez ściany GwiazdoGroty.Chyba nikt nie potrafiłbypowiedzieć, ile nieznanych okrętów unosiło się w przestworzach, w których jeszczeniedawno toczyła się zażarta walka.Calrissian pomyślał, że gdyby wszystkie znalazłysię we wnętrzu ThonBoki, wypełniłyby ją od krańca do krańca, mimo iż mgławica miała114@ Lando Calrissian i Gwiazdogrota ThonBokakilkanaście lat świetlnych średnicy.Nagle uświadomił sobie, że o jego mózg ociera się czyjaś myśl.Jakimś cudem zorientowałsię, że jest jedynym odbiorcą, do którego przekazywano ją za pomocą bardzo silnieskupionej niematerialnej wiązki.W słuchawkach hełmu usłyszał:- To ty jesteś kapitanem Landem Calrissianem, prawda? Walczyłeś mężnie i twoja walkanie będzie zapomniana.Bolejesz z powodu straty swojego przyjaciela.Ja także boleję,ponieważ był moim jedynym synem.ROZDZIAA XVIII- Sabak! - odezwał się Pierwszy.- Na Ośrodek Wszystkiego, Lando, byłem pewien, żejeżeli tylko się odważymy, możemy nauczyć się niejednej ciekawej rzeczy.- No cóż, to prawda - przyznał hazardzista.- Mimo to musisz się jeszcze nauczyć, naczym polega różnica między szczęściem w grze a umiejętnością.Jeżeli wziąć pod uwagęostatnie rozdanie, przegrywasz do mnie dokładnie osiemnaście miliardów, a ja nawet niewiem, czego używamy jako pieniędzy.Młodzieniec zaciągnął się aromatycznym dymem.Przez chwilę nie wypuszczał go z płuc iobserwował, jak jego rozmówca, posługując się segmentowaną metalową macką, zgarniaze stołu wszystkie siedemdziesiąt osiem kart-płytek.Po kilku sekundach, kiedy Landowypuścił dym, Pierwszy przystąpił do rozdawania.Wręczył dwie karty Calrissianowi,dwie Klynowi Shandze i dwie wyciągniętej macce zdalnie sterowanego manipulatorareprezentującego Drugiego.Jego oko - na znak radosnego uniesienia i niecierpliwegooczekiwania - płonęło ciemnoszkarłatnym blaskiem.- Wielka szkoda - ciągnął hazardzista.- Gra byłaby o wiele ciekawsza i szybsza, gdybyuczestniczyło w niej pięciu graczy.Niestety, Vuffi Raa.- Każdy z nas - wtrącił się Drugi - obiera własny szlak, który wiedzie go po bezdrożachwszechświata, a zatem musi podążać nim, dokądkolwiek go zaprowadzi.To cecha, którąnazywamy odpowiedzialnością, a wyrzeczenie się jej. Dajcie spokój, pięciomackie pajace! obruszył się Klyn Shanga.- Przestańciefilozofować i zajmijcie się grąw karty! Czy wiecie, ile czasu minęło, odkąd siedziałemprzy prawdziwym stoliku
[ Pobierz całość w formacie PDF ]