[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dopiero dwie lub trzy mile przedCaernarfon dostrzegł drogowskaz: BONT- NEWYDD.W tym miasteczku mieszka Acum?Zjechał na pobocze i poszperał w aktówce.Tak.16 St.Bueno s Road.Zapytał przechodnia i do-wiedział się, że ulica ta biegnie kilka mil stąd, natomiast za rogiem znajduje się pub KsiążęWalii.Było kilka minut po jedenastej.223Spróbował miejscowego piwa i zaczął się zastanawiać, czy powinien odwiedzić Acumaw domu.Może nie wraca do domu na lunch? Początkowo zamierzał pojechać od razu do Miej-skiej Szkoły w Caernarfon.Najlepiej, gdyby tam trafił podczas lunchu.Może nie zaszkodziłobyzamienić paru słów z żoną Acuma? Na razie zamówił jeszcze jedną kwartę piwa i zastanowiłsię, co go czeka.Musi przeprowadzić trudną rozmowę.Acum skłamał, że nie opuszczał kon-ferencji, bo pani Phillipson nie mogłaby go zobaczyć krytycznego wieczoru w pobliżu domuBainesa.Chyba, że. Porzucił niewiarygodne domysły.Piwo było smaczne i w południerozgadał się w najlepsze z właścicielem lokalu na temat suszy, regularnie nawiedzającej tutej-sze hrabstwa, oraz wandalizmu nacjonalistów, którzy najprzeróżniejszymi hasłami pokrywająznaki drogowe w Walii.Dziesięć minut pózniej, siedząc na sedesie w ubikacji, miał okazję po-znać próbki takiego wandalizmu na ścianach.Większość z nich była niezrozumiała dla kogoś,kto nie znał walijskiego.Uwagę Morse a zwróciło zdanie w jego własnym języku.Uśmiechnąłsię z aprobatą.Napis brzmiał: Penis potężniejszy niż miecz.Było piętnaście po dwunastej.Jeżeli Acum przychodzi na lunch, rozminą się po drodze.A może nie przychodzi? Był tylko jeden sposób, aby się przekonać.Morse zostawił samochódprzed pubem i poszedł pieszo.St.Bueno s Road biegła na prawo od głównej drogi.Po obu stronach stały małe domkiz sześciennych, granitowych bloków, pokryte sinawoniebieską dachówką.Trawniki w ogród-kach były nadzwyczaj blade, gleba zaniedbana.Frontowe drzwi miały kolor jasnoniebieski,a 16 nad framugą zręcznie wymodelowano wiktoriańskim pismem.Morse energicznie zapu-kał i po chwili drzwi uchyliły się na tyle, aby ukazać oczom Morse a niecodzienny widok: stała224przed nim kobieta, której twarz, z wyjątkiem oczu i ust, pokryta była grubą warstwą białej, za-stygłej maseczki kosmetycznej.Na głowie miała zwinięty w turban krwistoczerwony ręcznik,spod którego wystawały ciemne odrosty.Nie była więc naturalną blondynką. Zaskakujące, doczego potrafią posunąć się kobiety, żeby poprawić dzieło matki natury pomyślał i przy-pomniał sobie zbiorowe zdjęcie personelu Liceum Ogólnokształcącego im.Rogera Bacona,na którym widniała kobieta o jasnych włosach i twarzy pokrytej pryszczami.Miał przed sobąpanią Acum.Ale to nie maseczka pochłaniała uwagę Morse a, choć jej rozprowadzenie wyma-gało nie lada kunsztu.Wpatrywał się w wąski, biały ręcznik, który pani Acum trzymała za rogina wysokości ramion i gdy stała częściowo ukryta za drzwiami, było jasne, że jest naga.Morsepoczuł się młodym, walijskim byczkiem.Przypisał to kilku kwartom wypitego piwa. Chciałbym zamienić parę słów z pani mężem.Ee.pani Acum, mam rację?Skinęła owiniętą w turban głową, a w kącikach ust na zastygłej masie pojawiły się nie-znaczne pęknięcia.Czyżby się z niego śmiała? Mąż wróci na lunch?Potrząsnęła głową i górna część ręcznika nieznacznie opadła, ukazując pięknie zarysowanepiersi. Jest teraz w szkole?Skinęła głową, a oczy patrzyły łagodnie przez otwory. Przepraszam, że panią niepokoiłem, pani Acum, zwłaszcza w tym.Zdaje się, że jużrozmawialiśmy przez telefon.Nazywam się Morse, główny inspektor Morse z Oxfordu.225Ręcznik na jej głowie drgnął, a przez grubą, białą powłokę przebił się uśmiech.Wymieniliuścisk dłoni przez próg i Morse poczuł silny zapach perfum.Zatrzymał małą rękę dłużej niżto było konieczne.Nagle biały ręcznik osunął się z ramienia pani Acum.Przez krótką i pięk-ną chwilę Morse patrzył bezwstydnie na nagie ciało.Sutki piersi były sztywne i miał wielkąochotę chwycić je i przytrzymać miedzy palcami.Czy miał to rozumieć jako zachętę? Jeszczeraz spojrzał na niemą maskę.Ręcznik był już na miejscu, a szansa bezpowrotnie minęła.Jakzwykle w odpowiedniej chwili zabrakło mu odwagi.Odwrócił się na pięcie i wolno odszedłw kierunku Księcia Walii.Przy końcu ulicy przystanął i spojrzał za siebie.Jasnoniebieskiedrzwi były zamknięte.Przeklął w duchu mechanizm psychiczny, który z mężczyzn robi tchórzy.Status społeczny? Ludzie nie spodziewają się niskich pobudek po kimś tak szanowanym, jakgłówny inspektor policji.Zupełnie, jakby wybitne osoby były pozbawione naturalnych, ludz-kich popędów.Jakże się mylą! Nawet elita władzy ma słabostki.Choćby lord George.Czegoo nim nie mówiono, a był przecież ministrem!Z rezygnacją otworzył drzwiczki lanci i wszedł do środka.Boże, co za piersi! Przez momentsiedział w bezruchu, a potem zaśmiał się do siebie: przynajmniej nie dał się omotać.Takiposterunkowy Dickson zupełnie straciłby głowę i mogłaby z nim zrobić, co by chciała.Ta myślpoprawiła mu nastrój
[ Pobierz całość w formacie PDF ]