[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wokół było wielu facetów z pistoletami maszynowymi.Jechali dalej.I Perot zauważył znowu płonące samochody, karabiny maszynowe i zablokowaną ulicę.Mogłoto zapewne kogoś przestraszyć, ale jednak wrażenia przestrachu nie odniósł.Zobaczył po pro-stu, że ci ludzie spontanicznie dawali wyraz swym uczuciom, odkąd osłabł zupełnie żelaznyucisk szacha.Zauważył także, że armia nie próbowała nawet kiwnąć palcem, aby utrzymać ładi porządek w tym kraju.258I cóż, dotychczas przyglądał się tylko czemuś co nazywa się przemoc z boku,jako turysta.Przypomniał sobie, że w Laosie z małego samolotu widział kiedyś walczącychludzi.Był wtedy spokojny i obojętny.Przypuszczał wówczas, że tak właśnie wygląda bitwa.Jest zaciekła, kiedy znajdziesz się w jej centrum, ale w odległości pięciu minut marszu nicsię nie dzieje.Wjechali na wielkie rondo, w jego centrum stał pomnik przypominający statekkosmiczny z dalekiej przyszłości.Sterczał nad ulicą, na czterech gigantycznych, rozstawionychnogach. A cóż to takiego? zapytał Perot. To pomnik Szahyad odparł Taylor. To takie muzeum na wierzchołku.Za chwilę wjechali na podjazd hotelu Hyatt Court Regency. To nowy hotel wyjaśnił Taylor. Dopiero go otworzyły te przeklęte łobuzy.Ale toniezle wspaniale żywią, podają niezgorsze wina, wieczorami grają.%7łyjemy tu jak królo-wie w mieście, które się rozpada.Weszli do hallu i wsiedli do windy. Nie musisz się tutaj meldować powiedział Taylor Perotowi. Apartament jest wy-najęty na mnie.Lepiej, żeby twoje nazwisko nigdzie nie figurowało. W porządku.Wysiedli na dziesiątym piętrze. Wszystkie pokoje należą do nas wyjaśnił Taylor,otwierając drzwi. Czy zechcesz się rozejrzeć? Zaproponował Taylor.259Perot wszedł, popatrzył i uśmiechnął się.Gabinet był duży.Obok niego była wielka sypial-nia.Zajrzał do łazienki była dostatecznie obszerna, aby urządzić w niej cocktail party. Czy wszystko w porządku? spytał Taylor z uśmiechem. Gdybyś zobaczył, jaki pokój miałem ubiegłej nocy w Ammanie, to byś nie pytał.Taylor wyszedł, a Perot pozostał sam.Podszedł do okna i wyjrzał na zewnątrz.Z okien apartamentu obejrzał podjazd. To możedać kilka dodatkowych minut pomyślał jeżeli przyjdzie po mnie oddział wojska albo tenmotłoch.A co ja wtedy zrobię?Postanowił nakreślić plan ewentualnej ucieczki.Wyszedł z apartamentu i przeszedł koryta-rzem tam i z powrotem.Po drodze minął kilka pustych pokoi z nie zamkniętymi drzwiami.Nakażdym końcu korytarza było wyjście na klatkę schodową.Zszedł piętro niżej.Było tu jeszczewięcej pustych pokoi, niektóre z nich w ogóle nie były umeblowane.Hotel, podobnie jak wielebudynków w całym mieście, był nie wykończony. Mógłbym schodzić tymi schodami w dół pomyślał i gdybym usłyszał, że wchodząna górę, wpadnę do jednego z korytarzy i schowam się w pustym pokoju.W ten sposób dotrędo parteru.Dotarł schodami aż na sam dół i zwiedził parter.Przeszedł przez kilka sal bankietowych, które przeważnie wcale nie były wykorzystywane.Był tam cały labirynt kuchni z tysiącem kryjówek: szczególnie zapamiętał wielkie konte-nery na żywność, w których bez trudu mógł się zmieścić człowiek niewielkiego wzrostu.Z salbankietowych można było wyjść na teren rekreacyjno sportowy.Był zupełnie niezły: z sauną260i basenem.Otworzył drzwi prowadzące z klubu i znalazł się na zewnątrz, na parkingu hotelo-wym.Tutaj mógł wziąć samochód EDS i zniknąć w mieście, mógł przejść stąd do następnegohotelu Evin albo po prostu wbiec w las tych nie wykończonych wieżowców, po drugiej stronieparkingu.Powrócił do hotelu i wsiadł do windy.Gdy jechał do góry, pomyślał, że przez cały czasw Teheranie będzie ubierał się tak samo niedbale.Zakupił przecież luzne spodnie koloru kha-ki, kilka flanelowych koszul w kratę, miał też ze sobą swój dres do joggingu.Nic nie mógłjednak na to poradzić, że ze swoją bladą, gładko wygoloną twarzą, niebieskimi oczyma i przy-ciętymi krótko włosami wyglądał na Amerykanina.Ale przynajmniej mógł się za to postarać,aby nie wyglądać na ważnego Amerykanina, a zwłaszcza na multimilionera, właściciela firmyElectronic Data Systems.Odnalazł pokój Taylora i chciał zacząć naradę.Chciałby pójść do ambasady Stanów Zjed-noczonych i porozmawiać z ambasadorem Sullivanem.Chciał także iść do kwatery głównejAmerykańskiej Grupy Doradztwa Wojskowego w Iranie i zobaczyć się z generałami Huyse-rem i Gastem.Chciał też, żeby Taylor i John Howell popędzili Dadgarowi kota.Chciał ruszaćsię, działać, chciał rozwiązać cały ten problem, chciał wyciągnąć Paula i Billa z więzienia, i toszybko.Stuknął pięścią w drzwi pokoju Taylora i wszedł do środka. W porządku, Keane oznajmił. Wprowadz mnie w sytuację.Rozdział szóstyMatka Johna Howella często powtarzała, że urodził się on w dziewiątej minucie dziewiątejgodziny dziewiątego dnia dziewiątego miesiąca 1946 roku.Był to niski, szczupły mężczyzna, o lekko niezgrabnym kroku i przerzedzonych mi-mo młodego wieku delikatnych, kasztanowych włosach.Miał też lekkiego zeza i delikatnąchrypkę, jakby był stale przeziębiony.Mówił bardzo wolno i często mrugał.Miał trzydzieści dwa lata i był bliskim współpracownikiem Toma Luce a w jego firmieprawniczej w Dallas.Podobnie, jak wiele osób w otoczeniu Rossa Perota, Howell osiągnął od-powiedzialne stanowisko w stosunkowo młodym wieku.Jego największą zaletą jako prawnikabyła wytrzymałość. John wygrywa przepracowując swoich przeciwników zwykł żartowaćLuce.W czasie weekendów sobotę albo niedzielę spędzał w biurze porządkując sprawy, koń-cząc to, co zostało przerwane jakimś telefonem i przygotowując zajęcia na następny tydzień.Czuł się nieszczęśliwy wtedy, gdy sprawy domowe pozbawiały go tego szóstego dnia robocze-262go.W dodatku bardzo często pracował do póznych godzin wieczornych i zapominał o obiadachw domu, czym sprawiał wielką przykrość swojej żonie, Angeli
[ Pobierz całość w formacie PDF ]