[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przez chwilę w milczeniu przyglądałyśmy się mojej mamusi, która błąkała się po byłymśmietniku, patrząc pod nogi i gdzieniegdzie wydziabując swoim nożem małe dołki.Twardoubita ziemia robiła takie wrażenie, jakby mógł jej dać radę tylko kilof. Trzeba będzie chyba coś zrobić powiedziałam z westchnieniem. Niemożliwe, żebyten jakiś nagle zrezygnował.Też uważam, że coś się dzieje, i im więcej tego, tym prędzej udanam się odgadnąć co.Na razie nie mogę pojąć, o co mu właściwie chodzi. No więc róbmy coś! zapaliła się Lucyna. Możemy rozkopywać ruinkę! Ruinki mi trochę szkoda, zawsze to zabytek.105 Może nie trzeba będzie rozkopywać dużo, może on się wtrąci od razu.Nie zostawimytego przecież w połowie!Z tym ostatnim zdaniem zgodziłam się bez wahania.Stałam pod ścianą obory, gapiłam sięna udeptany grunt i nie przychodziło mi do głowy nic poza tym, że koniecznie trzeba coś zrobić. %7ładnego śladu nie ma, gdzie ona się mogła podziać powiedziała z niezadowoleniemmoja mamusia, prostując się nad kolejnym wydziabanym dołkiem. Gdzieś tu przecież musibyć góra. Jaka góra? zainteresowała się Lucyna. Góra studni.Resztka cembrowiny.Myślałam, że bez śmieci już się ją łatwo znajdzie. Ach.! powiedziała Lucyna.Spojrzałyśmy na siebie jednakowo uszczęśliwione pomysłem.Oczywiście, możemy prze-cież szukać studni! Przyczyny poszukiwań nie mają żadnego znaczenia, nich je sobie wyjaśniamoja mamusia.Zmiertelnie zaskoczona Teresa nie kryła obaw co do stanu naszych umysłów.Zdumiewałją nie tyle zapał najstarszej siostry, która od dawna tęskniła do studni, ile fakt, że obie z Lucy-ną zaczęłyśmy ją nagle popierać z niezwykłą gwałtownością.Uczepiłyśmy się studni jak rzeppsiego ogona.Nie bacząc na dziki upał i wonie z obory, wszystkie trzy dziabałyśmy skamienia-ły grunt raz koło razu, zachęcając do udziału w tym niezwykłym przedsięwzięciu także Teresęi ciocię Jadzię.Ciocia Jadzia zaczynała się łamać, Teresa twardo odmawiała. A jak ją znajdziemy, możemy ją nawet rozkopać wyszeptała do mnie Lucyna, ocie-rając pot z czoła. Co nam szkodzi, może coś z tego wyniknie.106 Byle szybko odszepnęłam. Inaczej trupem padniemy na tej patelni. Wszystkie do reszty zwariowały orzekła ze zgrozą Teresa, widząc, iż ciocia Jadziasięga po widły. Upał wam się rzucił na mózg.Ja stąd idę, ja się boję obłąkanych.Opoka za oborą poddała się dopiero po zaangażowaniu do pomocy Jędrka.%7łniwa się jesz-cze nie zaczęły, łąka została skoszona, Franek zatem, wtajemniczony w poglądy Lucyny i moje,zdenerwowany nieco sytuacją i coraz bardziej skołowany, oddelegował syna do dziabania.Ję-drek dość szybko natrafił na kamienny krąg, będący szczątkiem starego obmurowania, i odrazu, z rozpędu, zaczął z niego wygrzebywać najrozmaitsze śmieci.Do zachodu słońca udało nam się wykopać dół głębokości przeszło pół metra, nazajutrz zaśnasze osiągnięcie okazało się całkowicie zniweczone.Dół nie istniał, wypełniały go kamieniez ruinki.Zostałam siłą wyrwana ze snu i dowleczona za oborę, gdzie nad zasypaną dziurą bulgotałyrodzinne temperamenty.Lucyna pokwikiwała z uciechy.Teresa wymyślała swoim siostrom odtępych dyń, zakutych pał i kapuścianych głąbów, dopytując się natrętnie, kiedy im wreszciezaświta, że tu jakiś zbir zakrada się noc po nocy z niedwuznacznym zamiarem wymordowa-nia całego społeczeństwa.Ciocia Jadzia z wypiekami na twarzy pstrykała aparatem, bąkającprzy tym nerwowo jakieś przypuszczenia co do Lucyny, która jak wiadomo lubi latać po nocy,a inwencji nigdy jej nie brakowało.Lucyna wyłącznie dla draki rzuciła podejrzenia na mnie,twierdząc, że podstępnie stwarzam sensacje niezbędne mi do następnej książki.Teresa zaczęłasię wahać co do zbira.Jędrek chichotał na uboczu.W moją mamusię wstąpiło nagle złe i odezwał się w niej charakter przodkiń.107 Wszystko mi jedno, kto to robi, ja temu łobuzowi nie daruję! rzekła mściwie i z za-ciętością. Jędrek, wydłubujemy to!Jędrek od razu przestał chichotać.Teresa wydała z siebie rozpaczliwy jęk i załamała ręce.Lucyna twardo poparła zdanie starszej siostry, judząc ją przeciwko łobuzowi i zachęcając dokopania.Poszłam w jej ślady, wyraznie już widząc, że wszelkie nasze poczynania za oborąwywołują żywą reakcję tajemniczego przeciwnika, który być może popełni w końcu jakąś nie-ostrożność i ujawni się, co pozwoli na rozwikłanie zagadki.Innej drogi nie było.Przelotniezaciekawiło mnie, jaki też skutek dałoby rozbieranie obory, ale z góry wiedziałam, że tego niesprawdzę, ponieważ trzy niewinne krowy Franka nie mogły zostać bez dachu nad głową.Mimowczesnej pory zaświtała mi myśl, że uporczywa wojna o dziurę prędzej czy pózniej stworzymożliwość zastawienia na bandytę pułapki.Marek zjawił się z nowymi wiadomościami akurat, kiedy konfliktowy obiekt ponownieosiągnął głębokość trzech czwartych metra.Przyjrzał się naszej pracy z takim wyrazem twa-rzy, że odnoszony właśnie na bok żeliwny, dziurawy sagan wyleciał mi z rąk.Czym prędzejwyjawiłam mu prawdziwe przyczyny naszego niezwykłego upodobania do katorżniczej pra-cy i napomknęłam o pułapce.Lucyna rzuciła we mnie połową kuchennej fajerki, gniewnymgestem brody wskazując Teresę. Nie słuchaj jej, ona się wygłupia. zaczęła z przekonaniem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]