[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Co, jak rozumiem, oznacza, iż tylko w połowie przypomina obóz koncentracyjny, którym był kiedyś.Natychmiast okazuje się, że ten pochopny atak prowa­dzi w pułapkę.Siostra oddziałowa unosi wzrok ponad głowę lekarki i odzywa się z dostojnym umiarkowaniem jak ktoś, kto za chwilę pchnie nożem w plecy znienawi­dzonego współpracownika.— Lepszy obóz koncentracyjny niż striptiz.— A cóż to ma znaczyć?Pielęgniarka wciąż wpatruje się w ścianę swym świd­rującym wzrokiem.— Niech pani nie myśli, że nie wiem, co się wydarzyło w sali wykładowej parę dni temu.— A co się wydarzyło?— Bardzo dobrze pani wie.Cały szpital o niczym innym nie mówi.— Nie wiem.— Nowe cięcie pana Lawrence'a w mastektomii.— Co z nim?— Jak słyszałam, zostało zademonstrowane dermografem na pani nagich piersiach.— Miałby problem, żeby zademonstrować to na mo­ich ubranych piersiach.Pielęgniarka bardzo sceptycznie wciąga powietrze.— Akurat tamtędy przechodziłam, kiedy szukał ochot­niczki.— Przed dwudziestoma czterema studentami płci mę­skiej.Jeżeli dobrze słyszałam.— I co z tego?Oczy pielęgniarki nagle płoną — jeżeli niebieska sza­rość może płonąć — spoglądając na lekarkę.— Jak słyszałam, ostatnią rzeczą, na jakiej się sku­piali, była linia cięcia.Doktor Delfie uśmiecha się, lecz bardzo nieprzekonująco.— Siostro, powinnam pójść do magazynu leków i po­prosić o dwie trzydziesto-miligramowe tabletki dembutoprazilu.A kiedy siostra już tam będzie, być może też mogłaby siostra zrobić to, o co prosiłam na początku.— Zobaczymy.pani doktor.Zobaczymy.Z tym pożegnalnym wyrzutem — słowo “doktor" brzmi w jej ustach bardziej jak splunięcie niż słowo — niepohamowana pielęgniarka wychodzi.Doktor Del­fie przez chwilę odprowadza ją wzrokiem; potem jej ręce energicznie wędrują na biodra i odwraca się gwał­townie.Przypatruje się swemu nieprzytomnemu pa­cjentowi.Kolejny czyn jest bardzo niemedyczny.Prawa pięta wykonuje szybki ruch do tyłu i wymierza leżące­mu ciału celne i mocne uderzenie w bok z siłą i precyzją, które zdają się sugerować, że mogłaby być równie dob­rym piłkarzem jak bokserem.Skutek tego ozdrowień­czego kopniaka jest natychmiastowy.Miles Green gwał­townie siada, trzymając się za obolałe miejsce, przy czym wcale nie wygląda na kogoś, kto właśnie ocknął się z omdlenia.— To bolało.— Miało boleć.To była podła i nikczemna sztuczka.— Mnie wydała się raczej śmieszna.Ona gniewnie wyciąga palec.— Dzwoniłam po siostrę Cory.Jego twarz przyjmuje łagodnie ironiczny wyraz zdzi­wienia.— Sądziłem, że siostra oddziałowa była twoim pomys­łem.— Doktor Delfie wbija w niego wzrok; potem jej pięta wykonuje kolejny ruch, a on staje się ofiarą jeszcze gwałtowniejszego kopniaka.Tym razem udaje mu się jednak odparować cios.Chrząka i rzuca jej rozbrajająco pojednawczy uśmiech.— Ot, takie luźne skojarzenie.— Nieprawda! Ona była starannie dopracowana.Trzymałeś ją w rękawie od samego początku, w swój zwykły.to była rozmyślna próba zmylenia mnie.— Dałaś sobie zupełnie dobrze radę.— Uśmiecha się, lecz ona pozostaje poważna.— I do tego siostra.Nie myśl, że nie zauważyłam.— Czego?— Mojej wrednej prawdziwej siostry.— Czysty zbieg okoliczności.— Przestań wreszcie traktować mnie jak kretynkę! Okulary ani przez moment mnie nie zwiodły.Poznała­bym te ohydne rybiozielone oczy na kilometr.Nie mó­wiąc już o jej świętoszkowatości.Wszędzie węszy jakieś brudy, coś co jej samej wydaje się brudem.Mówi, że to moralny nakaz, jej dług wobec historii.Lubieżna stara maciora.— Szczerze mówiąc, miałem coś innego na myśli.— A co do tego infantylnego i całkowicie niezasłużo­nego świńskiego kawału z moim obnażaniem się przed.nie chodzi o to, że jesteś pozbawiony gustu, całkowicie nie zdajesz sobie sprawy z tego, jakim jesteś szczęś­ciarzem, że możesz choć na mnie spojrzeć, nie mówiąc o tym, że możesz mnie dotknąć, a jeśli chodzi o.to beznadziejne.Poddaję się.— Natychmiast ciągnie da­lej.— Kiedy pomyślę o tych wszystkich godzinach, które ja.i na coś, co jest.muszę być chyba nienormal­na.— On otwiera usta, by coś powiedzieć, lecz ona nie dopuszcza go do głosu.— To mogło skończyć się pięk­nym happy endem dwadzieścia minut temu.— On ostrożnie unosi rękę do szczęki.— Przed tym.Kiedy chciałam usiąść ci na kolanach.— Chodziło ci tylko o to, by pokazać, kto tu rządzi.— Gdybyś nie był tak kompletnie głuchy na subtel­ności języka, zauważyłbyś, że użyłam tego niewątpli­wie oklepanego i sentymentalnego, choć w tym kon­tekście w oczywisty sposób istotnego znaczeniowo, przynajmniej w wyrobionych językowo kręgach, do których oboje rzekomo należymy, wyrażenia “pocało­wać i przytulić".— Zauważyłem.— Kiedy kobieta to mówi, naprawdę mówi to z czuło­ścią.— Wpatruje się w niego posępnie.— Obawiam się, że nie byłbyś w stanie rozpoznać gałązki oliwnej, nawet gdybyś siedział w oliwnym gaju.On rozciąga się na różowym dywanie z rękami pod głową i patrzy na nią.— Twoje interesujące poszukiwania stylistyczne cał­kowicie pomijają fakt, że celowo wybrałaś taki moment, kiedy wiedziałaś, że będę ci musiał odmówić.— Zupełnie się z tobą nie zgadzam.Po prostu był to moment, kiedy twoja wyobraźnia musiałaby wykonać niewielką woltę.— Przez obręcz, którą ty trzymasz.Podchodzi o krok, składa ręce na fartuchu i spogląda na niego srogim wzrokiem.— Posłuchaj, Miles, czas, byśmy wyjaśnili sobie pew­ne rzeczy.Ponieważ tak zgrabnie porównujesz się do cyrkowego pieska, w porządku, te wszystkie głupawe gierki, cały ten nonsens, pozwalam ci się wygadać.Wiem, że dziecinne móżdżki muszą jakoś pozbyć się nadmiaru swej bezsensownej energii.Ale to odgrywanie ról, te żarty, udawanie, że nigdy nie słyszałam o Cwetanie Todorowie i hermeneutyce, i diegesis, i dekonstruktywizmie — koniec z tym wszystkim.Jeśli chodzi o pro­blemy literackie, które wymagają prawdziwej dojrzało­ści i doświadczenia, tak jak zakończenia, ja będę po­dejmować decyzje.Czy to jest jasne?— Tak, pani doktor.— I możesz darować sobie ten sarkazm [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wpserwis.htw.pl