[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- O długich cieniach?- Niezupełnie.Zainteresowała mnie pańska wzmianka o słoniach.Nadinspektor Garroway rzucił Poirotowi zaintrygowane spojrzenie.Najwyraźniej czekał na wyjaśnienia.Również Spence zerknął szybko na starego przyjaciela.- Może chodzi o coś, co wydarzyło się na Wschodzie - podsunął.- To znaczy.przecież stamtąd pochodzą słonie? Albo z Afryki.A w ogóle, to kto rozmawiał z panem o słoniach?- Wspomniała o nich moja przyjaciółka - odparł Poirot.- Zna ją pan - zwrócił się do inspektora Spence'a.- Pani Oliver.- Ach, pani Ariadna Oliver.A więc.- umilkł.- Co a więc? - zapytał Poirot.- Czy ona coś wie? - spytał Spence.- Na razie, jak sądzę, jeszcze nie - powiedział Poirot - ale wkrótce może się czegoś dowiedzieć.- Uzupełnił z namysłem:- Należy do takich ludzi.Sporo się kręci, jeśli wie pan, o co mi chodzi.- Tak - przyznał Spence.- Rzeczywiście.Ma już jakieś pomysły?- Mówicie o pani Ariadnie Oliver, tej pisarce? - spytał z pewnym zainteresowaniem Garroway.- Tej samej - odrzekł Spence.- Czy ona wie sporo o zbrodni? Wiem, że pisze powieści detektywistyczne.Nigdy nie wiedziałem, skąd czerpie pomysły i fakty.- Pomysły - wyjaśnił Poirot - pochodzą z jej głowy.Co do faktów.z tym jest trudniej.- Umilkł na chwilę.- Nad czym się pan zastanawia, Poirot? Nad czymś szczególnym?- Tak - przyznał Herkules Poirot.- Kiedyś zniszczyłem jej powieść, tak przynajmniej utrzymuje.Właśnie wpadła na wspaniały pomysł osnuty wokół pewnego faktu, coś z wełnianym podkoszulkiem z długimi rękawami.A ja zadzwoniłem z jakimś pytaniem i cały pomysł wyleciał jej z głowy.Jeszcze teraz mi to wypomina.- O rany - powiedział Spence.- Brzmi jak pietruszka zatopiona w maśle w upalny dzień.Wie pan.Sherlock Holmes i pies, który nie szczekał w nocy.- Czy oni mieli psa? - spytał Poirot.- Słucham?- Spytałem, czy mieli psa? Generał i lady Ravenscroft.Czy wzięli na spacer psa tego dnia, kiedy zostali zastrzeleni?- Mieli psa, rzeczywiście - powiedział Garroway.- Sądzę.sądzę, że przeważnie zabierali go ze sobą na spacer.- Gdyby to była jedna z historii pani Oliver - zauważył Spence - pies powinien był wyć nad ciałami.Ale tak się nie stało.Garroway potrząsnął głową.- Ciekawe, gdzie teraz jest pies? - spytał Poirot.- Pewnie pochowany w czyimś ogrodzie - odparł Garroway.- Minęło czternaście lat.- Więc nie możemy pójść zapytać psa? - spytał Poirot.I dodał z namysłem: - A szkoda.To zdumiewające, co wiedzą psy.Kto dokładnie był w domu? W dniu, kiedy doszło do zbrodni?- Przyniosłem panu listę - powiedział nadinspektor Garroway - na wypadek, gdyby chciał pan sprawdzić.Pani Whittaker, starsza gospodyni i kucharka.Miała dzień wolny, więc nie wydostaliśmy z niej nic, co mogłoby pomóc.Dalej gość Ravenscroftów, dawna guwernantka ich dziecka, jak sądzę.Pani Whittaker była przygłucha i miała słaby wzrok.Nie mogła powiedzieć nam nic interesującego poza tym.że lady Ravenscroft przebywała w szpitalu albo w prywatnej klinice, najwyraźniej z powodu nerwów, nie jakiejś choroby.Był jeszcze ogrodnik.- Mógł też zjawić się ktoś obcy.Ktoś z przeszłości.Tak brzmiał pański pomyśl, nadinspekiorze?- Nie tyle pomysł.Raczej po prostu teoria.Poirot nie odezwał się.Myślał o sprawie, w której poprosił świadków o sięgnięcie pamięcią wstecz; musiał zbadać przeszłość pięciu osób, co przypomniało mu dziecięcą rymowankę o pięciu małych świnkach.Było to interesujące i w końcu opłaciło się, ponieważ odkrył prawdę.ROZDZIAŁ SZÓSTYStary przyjaciel pamiętaKiedy następnego ranka Ariadna Oliver wróciła do domu, panna Livingstone czekała już na mą.- Były dwa telefony, pani Oliver.- Tak?- Pierwszy od Crichtona i Smitha.Pytali, czy wybrała pani brokat cytrynowo-zielony, czy jasnoniebieski.- Jeszcze się nie zdecydowałam - odparła pani Oliver.- Proszę przypomnieć mi o tym jutro rano, dobrze? Chciałabym obejrzeć je przy wieczornym świetle.- Potem dzwonił jakiś cudzoziemiec, pan Herkules Poirot.- A tak.I czego chciał?- Pytał, czy będzie pani mogła wpaść do niego po południu.- To niemożliwe - powiedziała pani Oliver.- Proszę do niego zadzwonić.Ja muszę zaraz wyjść.Niech pani zadzwoni i powie mu, że przepraszam, ale nie mogę, i że weszłam na ścieżkę słoni.- Słucham?- Że weszłam na ścieżkę słoni.- Ach, tak - powiedziała panna Livingstone.Rzuciła swej pracodawczyni uważne spojrzenie, by sprawdzić, czy nie myli jej wrażenie, jakie nachodziło ją czasem.Wrażenie, że pani Ariadna Oliver, mimo sukcesów literackich, nie ma równo pod sufitem.- Nigdy jeszcze nie polowałam na słonie - wyznała pani Oliver.- A to całkiem interesujące.Weszła do salonu i wzięła pierwszą książkę ze stosu spiętrzonego na kanapie.Większość tomów była podniszczona, a w dodatku pani Oliver przerzucała je dość gwałtownie poprzedniego wieczoru, spisując całą stronę adresów.- No cóż, od czegoś trzeba zacząć - stwierdziła.- W sumie, o ile Julia nie zdziecinniała do reszty, mogłabym zacząć od niej.Zawsze miała własne zdanie i zna tę część Anglii, skoro mieszkała w okolicy.Tak, zaczniemy od Julii.- Tu są cztery listy do podpisania - powiedziała panna Livingstone.- Proszę mi teraz nie zawracać głowy - burknęła pani Oliver.- Nie mogę tracić ani chwili.Muszę jechać do Hampton Court.a to długa droga.Czcigodna Julia Carstairs podniosła się z fotela z wysiłkiem typowym dla ludzi po siedemdziesiątce, którzy wstają po dłuższym odpoczynku, a nawet drzemce.Postąpiła krok w przód, wypatrując, kogóż to takiego zaanonsował jej wierny domownik, dzielący z nią apartament w “Domu dla Uprzywilejowanych”.Nie słyszała zbyt dobrze i dlatego nazwisko nie całkiem do niej dotarło.Pani Gulliver.Czy tak? Ale nie pamiętała żadnej pani Gulliver.Posunęła się dalej na lekko drżących nogach, wciąż wysuwając w przód głowę.- Nie spodziewam się, że pamięta mnie pani.Minęło wiele lat od naszego spotkania.Jak wielu starszych ludzi, pani Carstairs lepiej pamiętała głosy niż twarze.- Przecież - wykrzyknęła - mój Boże, przecież to droga Ariadna! Moja droga, jakże miło cię widzieć.Przywitały się.- Akurat znalazłam się w tej części świata - wyjaśniła pani Oliver.- Musiałam kogoś odwiedzić tu niedaleko.A potem przypomniałam sobie, że sprawdzając wczoraj wieczorem adres w moim notesie zauważyłam, że to bardzo blisko pani mieszkania.Jest zachwycające - dodała, rozglądając się wokół.- Nie najgorsze - odparta pani Carstairs.- Nie całkiem takie, jakie być powinno.Ale ma wiele zalet.Mogłam przywieźć własne meble, obok jest restauracja, można też gotować samemu, wedle woli.Tak, rzeczywiście mieszka się tu wygodnie.Zieleń jest śliczna i dobrze utrzymana
[ Pobierz całość w formacie PDF ]