[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Taormina zawsze mi dobrze robiła na wygląd zewnętrzny.Przytłumiona sielanką iskra trzeźwości błysnęła we mnie po kilku dniach w miejscu najzupełniej po temu niestosownym.Powinna była tam raczej zgasnąć bezpowrotnie.Wpłynęliśmy łodzią do Grotta Azzura, najpiękniejszej ze wszystkich, i siedząc na kołyszącej się pode mną ławeczce z nie zmąconym niczym zachwytem patrzyłam na kolorystyczny cud, który jawił się przed moimi oczyma.Mogłam się temu przyglądać bez końca, wciąż nie umiejąc uwierzyć, że to, co widzę, rzeczywiście istnieje.Następnie spojrzałam na Apolla Belwederskiego przy wiosłach i aż coś we mnie jęknęło, bo zawsze miałam wysoko rozwinięte poczucie estetyki.Uznałam, że scena wymaga poetycznego uzupełnienia, a skoro on nic nie mówi, to muszę ja.Jego, miejmy nadzieję, dławi nadmiar wzruszenia.— Masz oczy zupełnie takie same jak to — powiedziałam rzewnie, acz przypadkiem zgodnie z prawdą, wskazując nieprawdopodobnie błękitny refleks na skałach.I już siłą rozpędu dodałam z żalem: — Szkoda, że nie jesteś prawdziwy…Wpatrzony uprzednio melancholijnie w szafirową wodę Apollo odwrócił się tak gwałtownie, że zakołysał łodzią.— Co to znaczy? Co chcesz przez to powiedzieć?— Zwracam ci uwagę, że nie umiem pływać!— Nie szkodzi, ja umiem.Co to znaczy, że nie jestem prawdziwy?Milczałam, gapiąc się na niego, bo właściwie sama nie bardzo wiedziałam, co mam na myśli.Oczyma duszy ujrzałam nagle kolejkę po cytryny…— Nie wiem — powiedziałam mimo woli, usiłując to jakoś samej sobie wyjaśnić.— Nie możesz być prawdziwy.Nie ma na ciebie miejsca w moim prawdziwym życiu.Jesteś happy endem sensacyjnego filmu z życia wyższych sfer, po którym na ekranie ukaże się #"koniec" i trzeba będzie wyjść z kina.Powiedziałam to, zanim zdążyłam pomyśleć, co mówię, i dopiero potem pomyślałam, że udało mi się powiedzieć wielką prawdę.Poczułam się dumna z siebie.Teraz on milczał przez chwilę, patrząc na mnie dziwnie uważnie.— A jakie jest twoje prawdziwe życie? — spytał łagodnie i cicho.Przestraszyłam się, pojąwszy nagle, że powiedziałam za dużo.Nie mogłam mu przecież wyznać, że moje prawdziwe życie jest bardzo daleko stąd, na północy, gdzie księżyc świeci srebrnym, a nie złotym blaskiem, gdzie morze jest przeważnie zimne i ma kolor szarozielony, gdzie w jedynym dla mnie mieście na świecie jeżdżą przepełnione tramwaje i niewyspani ludzie śpieszą się rano podpisać listę obecności, gdzie brakuje czasem wody w kranach i papieru toaletowego w sklepach, gdzie stoją kolejki po mięso i po Encyklopedię Powszechną, gdzie jest trudno żyć, gdzie trzeba umieć żyć i gdzie wyłącznie można żyć.W mieście, które dwadzieścia pięć lat temu stanowiło beznadziejną ruinę, a teraz żyje jedynym prawdziwym życiem.Nie mogłam mu tego powiedzieć, bo nie miałam najmniejszego zamiaru zdradzać, kim jestem, i wobec tego nadal milczałam wpatrując się uparcie w przejrzystą, ciemnoniebieską wodę.— Nic mi o sobie nie mówisz — powiedział z odcieniem niezadowolenia.— Nic o tobie nie wiem.Gdzie mieszkasz? Co robisz?Przez całe życie marzyłam o tym, żeby być tajemnicza, i nigdy mi się to nie udawało.Szybko pomyślałam, że chociaż raz samo wyszło.Iskra trzeźwości, która tak znienacka przed chwilą we mnie błysnęła, przybierając postać kolejki po cytryny, nie zgasła.Świeciła nadal.— W hotelu Minerwa — mruknęłam.— Przeżywam przy twoim boku najczarowniejsze chwile życia.Ukłonem wyraził mi wdzięczność za komplement.Maniery, trzeba przyznać, miał nieskalane.Wykonać z gracją wymowny ukłon, siedząc przy wiosłach na chwiejnej łodzi, to jest jednak pewna sztuka.Po czym podjął temat.— Traktujesz mnie jak epizod — mówił z lekkim niesmakiem.— Jak wakacyjną rozrywkę.Jak jakiś margines życiowy.Wyjedziemy stąd, rozejdziemy się i stracę cię z oczu.A ja sobie tego nie życzę.Jesteś inna, niepodobna do kobiet, które znałem w życiu.Chciałbym cię poznać lepiej, bliżej, chciałbym cię znać dalej, w zwykłym życiu.W tym twoim prawdziwym życiu…Jasne, oczywiście, ja jestem inna, taka niewinna, taka odmienna, piękna Helenna.Patrzyłam na niego w upojeniu, gwałtownie usiłując utrwalić w pamięci wszystkie szczegóły tej nieopisanie wzruszającej sceny.Mignęła mi wprawdzie w głowie myśl, że on pewno zwariował, ale to nie zmieniało faktu, że przeżywam tu oto gigantyczny sukces życiowy na osobistym tle.Iskra trzeźwości zaczęła nieco przygasać, kolejka po cytryny nabrała charakteru niewyraźnej zmazy.— Możemy… — powiedziałam niepewnie.— Możemy…— Dokąd stąd jedziesz? — przerwał stanowczo, sam pewno lepiej wiedząc, co możemy.— Do Paryża — odparłam odruchowo.— Pojedziemy razem.Mam mieszkanie w Paryżu, mogę się tam przenieść na stałe…Nie da się ukryć, że trochę z tego wszystkiego zgłupiałam.Sugestywna przepowiednia sprzed lat, odnośnie blondyna, robiła swoje.Sycylijski entourage robił swoje.Blondyn, jako taki, robił swoje
[ Pobierz całość w formacie PDF ]