[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dwadzieścia lat podwyższonego ciśnienia, czasami tylko łagodzonego braniem tabletek (o których Alden przypominał sobie przeważnie dopiero przed kolejną wizytą u lekarza) w połączeniu z dodatkowym stresem z powodu nagłego i skandalicznego końca kariery spowodowały pęknięcie naczynia po prawej stronie czaszki.Pulsująca migrena okazała się nagle wcieleniem śmierci.Oczy Aldena rozwarły się szeroko, ręce jednym skokiem objęły czaszkę, jak gdyby ratowały ją przed pęknięciem, lecz nawet ręce nie mogły już tu pomóc.Pęknięta ścianka naczynia krwionośnego rozdarła się jeszcze bardziej, wypuszczając do mózgu potok krwi.Ustało tym samym zasilanie tkanki mózgowej w tlen, a podwyższone jeszcze bardziej ciśnienie wewnątrzczaszkowe sprawiło, że komórki zaczęły coraz szybciej obumierać.Sparaliżowany wylewem Alden przez dłuższy czas zachował jednak przytomność, precyzyjnie rejestrując we wspaniałej pamięci każdą upływającą sekundę.Stracił władzę w ciele i wiedział, że umrze.“A już się prawie się udało” nawoływały doń pospieszne myśli.Trzydzieści pięć lat piął się do tego fotela.Wszystkie jego książki, wszystkie seminaria z udziałem zdolnych, młodych studentów.Gościnne wykłady, dyskusje telewizyjne, kampanie polityczne.Wszystko po to, aby wspiąć się aż tutaj.“Byłem tak blisko czegoś naprawdę wielkiego.Boże, dlaczego już, dlaczego w ten sposób?” Zdawał sobie jednak sprawę, że śmierć nadchodzi i trzeba się z nią pogodzić.Żyła w nim jeszcze nadzieja, że inni mu wszystko wybaczą.Przecież nie zrobił w życiu nic złego? Próbował zaznaczyć własny trwały ślad, próbował naprawiać kulawą rzeczywistość, a teraz, kiedy się to prawie, prawie udało.O ileż bardziej ucieszyliby się wrogowie, gdyby dostał wylewu, rżnąc tamtą gówniarę z krowimi oczami.O ileż lepiej byłoby, pomyślał jeszcze, gdyby pochłaniały go wyłącznie książki i nau.Niełaska, w jaką popadł Alden i jego de facto dymisja sprawiły, że o zgonie dowiedziano się stosunkowo późno.Zamiast co kilka minut łączyć rozmowę, sekretarka zainteresowała się ciszą w gabinecie dopiero po dobrej godzinie.Do tej pory sama odbierała wszystkie telefony.Fakt ten nie miał zresztą znaczenia, choć wyrzuty sumienia gnębiły kobietę jeszcze przez długie tygodnie.Kiedy wreszcie zaczęła się zbierać do wyjścia, nacisnęła interkom, żeby powiedzieć szefowi do widzenia.Żadnej odpowiedzi.Sekretarka zmarszczyła czoło i zawahała się.Znów nacisnęła sygnał.Cisza.Wstała od biurka i zapukała do drzwi, a nie doczekawszy się odzewu, otworzyła je i wrzasnęła tak przeraźliwie, że usłyszeli ją nawet tajniacy strzegący pomieszczeń prezydenta w drugim końcu Białego Domu.Pierwsza nadbiegła Helen D’Agustino z sześcioosobowej osobistej obstawy prezydenta, która spacerowała korytarzem, próbując się rozruszać po dniu spędzonym głównie w pozycji siedzącej.- Ja pier.- wyrwało jej się, kiedy wyszarpywała służbowy rewolwer.Nigdy w życiu nie widziała jeszcze takiej ilości krwi.Struga wylewała się z ucha Aldena i ogarniała cały blat biurka.Trafienie w głowę z pistoletu.Helen błyskawicznie omiotła wzrokiem gabinet, zataczając półkole lufą smith & wessona, model 19.Okna nie naruszone.Przemknęła w drugi kąt pomieszczenia.Nikogo.Co jest grane?Przerwała poszukiwania i lewą ręką namacała puls w nadgarstku Aldena.Oczywiście nic nie poczuła, lecz takie postępowanie dyktowały jej wpojone zasady.Tajna Służba zablokowała już wszystkie wyjścia z Białego Domu, a goście z zewnątrz zamarli w pół kroku, patrząc na tajniaków biegających z odbezpieczoną bronią.Przeszukiwano teraz każdy kąt budynku.- Jasna cholera! - Pete Connor wzdrygnął się, wkraczając do gabinetu.- Przeszukanie zakończone! - usłyszała para agentów w miniaturowych słuchawkach.- Budynek czysty.JASTRZĄB, koniec zagrożenia.JASTRZĄB był kryptonimem, którym w Tajnej Służbie określano prezydenta.Znać było w tym kodzie specyficzne poczucie humoru opiekunów ptasiego z urody prezydenta, a także ich ironiczny dystans do spraw polityki.- Karetka będzie za dwie minuty! - dodał głos z centrum operacyjnego.Do Białego Domu karetka pogotowia mogła dotrzeć szybciej niż śmigłowiec.- Opuść broń, Daga - zwrócił się Connor do koleżanki.- Wygląda, że gość dostał wylewu.- Z drogi! - do pomieszczenia wpadł teraz prezydencki sanitariusz z marynarki wojennej.Agenci Tajnej Służby potrafili oczywiście udzielać pierwszej pomocy, lecz w Białym Domu i tak przez całą dobę czuwała ekipa medyczna.Przybysz miał ze sobą brezentową torbę sanitarną, ale nie pofatygował się nawet jej rozpiąć.W mgnieniu oka zorientował się bowiem w ilości krwi na blacie biurka, krwi, która w dodatku zaczynała krzepnąć.Sanitariusz zadecydował, że lepiej będzie nie ruszać ciała, zwłaszcza że nadal nie można było wykluczyć zabójstwa, a tajniacy nieraz dokładnie instruowali go, co należy czynić.Większość krwi wylała się strugą z prawego ucha profesora Aldena.Mniejsza strużka kapała także z lewego ucha, a na widocznej części twarzy wystąpiło zsinienie pośmiertne.Trudno o łatwiejszą diagnozę.- Nie żyje, pewnie od godziny.Krwotok domózgowy.No, wylew.Facet miał nadciśnienie?- Tak mi się wydaje - przypomniała sobie D’Agustino.- Dla pewności trzeba będzie zrobić sekcję, ale trudno o pomyłkę.Naczynie mu strzeliło.W drzwiach stanął z kolei lekarz, kapitan marynarki wojennej, który wkrótce potwierdził diagnozę sanitariusza.- Mówi Connor, powiedzcie tym w karetce, że mogą się już nie spieszyć.PIELGRZYM nie żyje, wygląda na naturalną śmierć.Powtarzam, PIELGRZYM nie żyje - powiedział starszy agent do mikrofonu radiostacji.Podczas sekcji zwłok poszukiwać się będzie, oczywiście, rozmaitych rzeczy: śladów trucizny, objawów spożycia skażonej wody lub żywności.Wodę i powietrze w Białym Domu kontrolowano jednak na bieżąco.D’Agustino i Connor spojrzeli na siebie bez słowa.Co tu gadać, zmarły cierpiał na nadciśnienie, a wypadki tego dnia nie poprawiły mu samopoczucia.Aldena miała prawo boleć głowa
[ Pobierz całość w formacie PDF ]