[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kineasz był rad, widząc, że idzie za nimAjas.Potem wypowiadali się inni.Nikt bezpośrednio nie wziął w obronę ar-chonta, lecz było kilka głosów kwestionujących legalność zgromadzenia,żałosnych zresztą, bo słabo uzasadnionych od strony prawnej.Jeszcze inni,liczniejsi od tych ostatnich, opowiedzieli się za natychmiastowym powro-tem do Olbii i próbą odbicia miasta z rąk archonta.417Kineasz stał z dłonią zaciśniętą na brązowej skuwce włóczni.Czuł w powietrzu nadciągający deszcz, czuł pulsowanie zbliżającej sięburzy.Przestał słuchać mówiących do niego, bo.był teraz sową lecącąnad trawiastym morzem, lecącą od słońca ku chmurom, które wznosiły sięniczym kolumny nad zastępami posuwających się Macedończyków, ci zaśwzbijali tuman kurzu, tworzący następną kolumnę, brązową i brzydką.U stóp tego kurzowego monstrum przemieszczali się gromadkami Sako-wie.Kineasz wypatrywał Rajanki, lecz z tak wysokiej perspektywy jezdzcybyli jedynie punktami na zielonym morzu.Mimo to byli blisko, a burza właśnie się zaczynała.Wiwaty sprowadziły go na ziemię.Nikomedes gratulował mu, obejmu-jąc go i ściskając obie dłonie.Leukon, Ajas i ludzie, których nie rozpozna-wał, tłoczyli się wokół niego.Wielu z nich wyglądało na głęboko poruszo-nych - jeden wysoki mężczyzna otwarcie płakał, inni tłumili łzy.Jeszczeinni ochrypli od ciągłego krzyku.Nawet Memnon był wzruszony, chociażstarał się to ukryć.Kineasza i Nikomedesa otaczało ponad tysiąc ludzi, pragnących przyłą-czyć się do gratulacji.- Chyba się udało - powiedział Kineasz.Rozglądając się dokoła, czuł,jak emocje innych udzielają się również jemu: miał ściśnięte gardło i piekłygo oczy.- Mój drogi hipparcho - rzekł Nikomedes.- Może i umiesz urządzićzasadzkę i poprowadzić szarżę kawalerii, lecz nie potrafisz poradzić sobieże zgromadzeniem.Gdybyś przemawiał jako ostatni, wiedziałbyś, o cochodzi.- Nikomedes wzruszył ramionami.- Tylko raz ogarnął mnie nie-pokój.- W którym momencie? - spytał Kineasz, starając się przekrzyczećzgiełk.- W trakcie ofiary - odkrzyknął Nikomedes.- Heladiusza nie możnaprzekupić.Jakikolwiek zły omen mógł nas pogrążyć do reszty.Ale pozatym wszystko poszło, jak trzeba.Dobrze zrobiłeś, mówiąc im to już teraz.Gdyby zdrada ich zaskoczyła.aż strach pomyśleć.Mają jednak trochę418czasu, żeby posarkać i napić się wina.Można na nich liczyć.- Bogom niech będą dzięki - powiedział Kineasz.- Muszę teraz iść dokróla.Nikomedes skinął głową.- Oczywiście.Ale.Kineaszu.Czy mogę ci coś doradzić? Po tejwojnie nasz świat bardzo się zmieni.Tyrana trzeba będzie obalić.I przyjąćnowe metody postępowania.To, w jaki sposób obchodzisz się z królem,ustanowi wzór dla kolejnego pokolenia władców w tym regionie.Nie pędzdo niego, jakby był naszym zwierzchnikiem.Zachowuj się jak równy murangą, a nie jak gorliwy petent.Przekaż mu przez pośrednika, że ma naszepełne wsparcie.Przekaż, że zgromadzenie się udało.Uspokój go.Aleuczyń to przez posłańca, tak by Olbijczycy widzieli, że nie tańczymy, jaknam zagrają.Jesteśmy ich sojusznikami, nie poddanymi.Kineasz patrzył na niego nieufnie, pełen obaw, że taka postawa mogłabynadwerężyć sojusz.Nikomedes pokręcił głową.- A patrz sobie wilkiem, jeśli chcesz.Pełnoprawne zgromadzenie, któ-re właśnie obaliło tyranię, jest potężnym i niebezpiecznym zwierzęciem.Kineasz skrzywił się.- Nie podoba mi się to - powiedział.Zbyt wiele się wydarzyło międzymną a królem.Ale przywołał gestem Ajasa.Ajas poszedł do króla i wrócił.Do obozu wjechała grupka CierpliwychWilków z pustymi siodłami i wieloma rannymi, a gromadka sarmackiejstarszyzny, uzbrój na od stóp do głów, odjechała gdzieś na zachód.Kineasz stał przy wejściu do swego wozu, patrząc na obóz króla i ma-rząc o tym, by monarcha posłał po niego.Był ciekaw najnowszych wieści.Jego sen - sen na jawie - powiedział mu, że niebezpieczeństwo jest jużblisko.Podszedł do niego Filokles, wycierając dłonie o kawałek płótna.Miał umyte włosy, a jego skóra lśniła od oliwy.419- Złożyłem ofiarę bogom - powiedział.Kineasz skinął głową.- To dobry dzień na kontakt z bogami - odrzekł, ciągle wpatrzony wobóz króla.- Diodor pewnie też składa ofiarę?Filokles usiadł na stopniu wozu i zaczął niewielkim nożykiem wydłu-bywać zza paznokci krew ze złożonej ofiary.Na wzmiankę o Diodorzepokiwał tylko głową, a następnie zapytał:- A ta twoja bitwa?Kineasz nie zrozumiał pytania.- W czasie bitwy będzie inaczej - odrzekł.- Sakowie mają ciężką kon-nicę i są zaskakująco dobrze uzbrojeni.Poza tym sam widziałeś Sarmatów,którzy są jak piece na koniach.Za to my umiemy lepiej manewrować.-Spojrzał na Filoklesa i uświadomił sobie, że Spartaninowi wcale nie o tochodziło.- Pytałeś jednak o coś innego.- powiedział zakłopotany.Filokles pokręcił głową.- Tak, to ciekawe, ale rzeczywiście.Gdzie masz umrzeć? I czy mógł-bym jakoś temu zapobiec?Kineasz zmarszczył brwi, a potem się uśmiechnął.- Chyba już pogodziłem się z tą myślą.Zmierć stała się najważniej-szym faktem w moim życiu.Wiem, kiedy nastąpi, wiem, że będzie to chwi-la naszego triumfu.Odnoszę wrażenie, że taka transakcja jest opłacalna.-Wzruszył ramionami, bo trudno było o tym mówić - wyjaśnić cały ogarnia-jący go fatalizm.- Nie martwię się już tak bardzo jak kiedyś - dodał, licząc,że te słowa zabrzmią jak żart.Filokles poczerwieniał na całej twarzy, a oczy mu zabłyszczały.Uderzyłpięścią w pryczę, aż cały wóz zadrżał.- Bzdura, hipparcho! Nie musisz umierać.Mam wielki szacunek dlaKam Baksy.Ale trans, w który wpada, jest wywoływany przez wyziewy ztych jej ziaren.Powtórzę raz jeszcze: przewidziała własną śmierć i ten faktwpłynął na wszystkie jej sny.- Westchnął ciężko.- Gdzie masz umrzeć?420Kineasz również westchnął.Wskazał na bród.- Nie tutaj.Ale w miejscu podobnym do tego.Na drugim brzegu po-winno być duże drzewo i mokre kłody, duże, ogromne.Tyle pamiętam.-Wzruszył ramionami.- Nie przyglądałem się uważnie.Filokles wyglądał jak wściekły lub sfrustrowany byk.Oddychał ciężkoprzez nos.- Nie przyglądałeś się.Myślisz, że ta bitwa odbędzie się tutaj?Patrząc na zewnątrz przez klapę w wejściu do wozu, Kineasz widziałEumenesa, Nikiasza i stojącego z nimi masywnego mężczyznę.Był to ko-wal ze spalonej syndyjskiej osady.Kineasz napełnił winem swój kielich.Spojrzał pytająco na Filoklesa,który potwierdził ruchem głowy, nalał więc i jemu.- Myślę, że tak, to będzie tutaj - powiedział.- Trakt prowadzi do tegobrodu, a jest to najlepszy bród w okolicy, na przestrzeni dziesiątek, możenawet setek stadiów.Tak przynajmniej twierdzi król
[ Pobierz całość w formacie PDF ]