[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Summers uśmiechnął się i pokiwał głową. Chyba rzeczywiście możecie mi podziękować, bo mam tu coś jeszcze. Pokazał im kartkępapieru. Nazwisko: Donald Holmgren. Kto to? spytała Michelle. Był wtedy obrońcą z urzędu wyjaśnił Summers. Wielu z tych demonstrantów to były jeszczedzieciaki, z tego połowa naćpana trawą.Tak jakby wszyscy, którzy przedtem protestowali przeciwkoWietnamowi, hipisi i inni kontestatorzy, przerzucili się na Nixona.Jest duża szansa, że ten aresztowanybył właśnie kimś takim.Większość z nich nie miała pieniędzy, więc dostawali obronę z urzędu.Holmgren może coś wiedzieć.Też jest na emeryturze i mieszka w Marylandzie.Nie rozmawiałem znim, ale jak mu wytłumaczycie, o co chodzi, nie powinien robić problemów. Wielkie dzięki, Paul powiedziała Michelle. Jesteśmy twoimi dłużnikami. Uściskała go napożegnanie. Przekaż swojemu staremu, że mówił o tobie prawdę. Summers uśmiechnął się do niej.Chciałbym, żeby moje dzieciaki takie były.15058Donald Holmgren mieszkał na przedmieściu Rockville w Marylandzie.Jego dom pełen był książek,czasopism i kotów.Gospodarz, wdowiec około siedemdziesiątki, miał gęste siwe włosy i był ubrany wsweter i luzne spodnie.Zrzucił z kanapy kilka kotów, pozbierał książki i zaprosił ich gestem, żebyusiedli. Dziękujemy, że zechciał pan nas przyjąć tak bez zapowiedzi powiedział King. W niczym mi nie przeszkodziliście odparł Holmgren. I tak mam niewiele zajęć. Z pewnością miał ich pan więcej w czasach, gdy był pan obrońcą z urzędu zauważyła Michelle. O tak.To były rzeczywiście ciekawe czasy. Jak wspomniałem przez telefon rzekł King próbujemy dowiedzieć się czegoś na temat śmierciczłonka Gwardii Narodowej podczas demonstracji w maju tysiąc dziewięćset siedemdziesiątegoczwartego. Pamiętam to doskonale oświadczył mężczyzna. Gwardziści nie giną codziennie, i dziękiBogu.Ale ten dzień był wyjątkowy.Występowałem akurat przed sądem federalnym, kiedy zaczęła siędemonstracja.Posiedzenie przerwano i wszyscy poszli to oglądać w telewizji.W życiu czegoś takiegonie widziałem i mam nadzieję, że już nie zobaczę.Kojarzyło mi się to ze szturmem na Bastylię. Wiemy, że ktoś został oskarżony o zabójstwo. Zgadza się.Zabójstwo pierwszego stopnia.Kiedy jednak pojawiło się więcej szczegółów, okazałosię, że sprawę trzeba zamknąć. Wie pan, kto się nią zajmował? Ja odparł Holmgren.Michelle z Kingiem wymienili spojrzenia. Pracowałem w Biurze Obronyz Urzędu od szesnastu lat, jeszcze od czasów Agencji Pomocy Prawnej wyjaśnił. Broniłem też wkilku dużych sprawach.Ale tej, szczerze powiedziawszy, chyba nikt nie chciał wziąć. Tak mocne były dowody przeciwko oskarżonemu? spytała Michelle. Nie, dowody wcale nie były przekonujące.O ile dobrze pamiętam, oskarżonego aresztowano, bowychodził z ulicy, w której popełniono tę zbrodnię.Zwłoki, szczególnie w mundurze, a do tego stadarzucających kamieniami hipisów, to gotowa recepta na nieszczęście.Sądzę, że aresztowali pierwszego,który się nawinął.Cóż.miasto było wówczas jak w oblężeniu, a nerwy ludzi napięte do ostateczności.To był chyba jakiś student.Nie zakładałem, że to zrobił, a jeśli nawet, nie sądziłem, żeby to było za-mierzone.Może wywiązała się jakaś szarpanina, ten żołnierz upadł i po prostu rozbił sobie głowę?Urząd prokuratorski miał w tamtym czasie opinię instytucji, która często naciąga oskarżenie.Zdarzałosię, że policjanci kłamali pod przysięgą, że montowano fałszywe dowody i fabrykowano świadectwa. Jak się nazywał ten oskarżony student? Próbowałem to sobie przypomnieć po waszym telefonie, ale nic z tego.Bystry młody człowiek, tylepamiętam.Przykro mi, uczestniczyłem jednak od tamtej pory w tysiącach rozpraw, a ta akurat nietrwała długo.Pamiętam często przebieg oskarżenia czy obrony, ale osoby już nie bardzo.No i minęłotrzydzieści lat.King zdecydował się strzelić. Czy to mógł być Arnold Ramsey? zapytał wprost.Holmgren namyślał się chwilę. No cóż, głowy bym nie dał, ale chyba ma pan rację.Skąd pan to wie? To długa historia.Ten sam Arnold Ramsey przed ośmiu laty zastrzelił Clyde'a Rittera, kandydata na151prezydenta.Pamięta pan? Oczywiście.I to był ten sam człowiek? spytał z niedowierzaniem prawnik. Właśnie. No to może szkoda, że się wywinął w siedemdziesiątym czwartym. Wtedy jednak pan tego nie żałował? Wtedy nie.Mówiłem już, pewnym ludziom zależało wówczas często nie tyle na prawdzie, co nauzyskaniu wyroku skazującego. Ale w sprawie Ramseya go nie uzyskali stwierdził King. Ano nie.Według mnie sprawa była marginalna, ale tak czy inaczej musiałem się trzymać faktów, anie było ich zbyt wiele.Z drugiej strony rząd zagrywał bardzo ostro.Chcieli rezultatu, co częściowopotrafię zrozumieć, zważywszy na atmosferę tamtych czasów.A potem odsunięto mnie od tejsprawy. Dlaczego? Oskarżony dostał innego obrońcę, płatnego.Jakaś firma z Zachodniego Wybrzeża.Ramsey, jeżelito faktycznie był on, chyba pochodził z Kalifornii.Uznałem, że jego rodzina dowiedziała się, co sięstało, i chciała go ratować. Czy pamięta pan nazwę tej kancelarii? spytała Michelle.Holmgren namyślał się przez chwilę. Nie odparł. To już tyle lat, tyle spraw. I udało im się uzyskać wycofanie oskarżenia? Nie tylko.Słyszałem, że w ogóle doszło do wymazania sprawy z rejestru, ze wszystkimi szczegó-łami.Musieli być naprawdę dobrzy.W moich potyczkach z prokuraturą takie rzeczy się nie zdarzały. Mówił pan, że niektórzy z prokuratorów naruszali zasady etyki powiedział King. Może ktośpo prostu podpłacił prokuratora i policjantów? Trudno to wykluczyć zgodził się Holmgren. Skoro ktoś jest zdolny do naciągnięcia oskarże-nia, może też wziąć łapówkę, żeby je utrącić.Prawnik rządowy był młody, diabelnie ambitny i zawszewydawał mi się jakiś taki zbyt zręczny.Ale był dobry w te klocki.Wyraznie mierzył wyżej.I nigdy niezłapałem go na krętactwie, natomiast jego kolegów po fachu wiele razy.Pamiętam, że szkoda mi byłojego szefa, Billa Martina
[ Pobierz całość w formacie PDF ]