[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ja sam to wino przyniosłem, nicnie słyszałem, ale panowie mówili, śmieli się.Wielki Boże, pomocnik jubilerawyszedł, znikł, a zaraz potem.tak, zaraz potem, jako następny, ten posłaniecz bilecikiem, podniósł krzyk.Pomocnik jubilera.Nadzieja Justyny nagle nabrała rumieńców. Policja przerwała gwałtownie. Skąd policja, dlaczego? Kto ją we-zwał? No, jak to, kamerdyner zobaczył.Policję od razu.Justyna znów prze-rwała zaskoczonemu słudze. Ta książka, którą mój kuzyn oglądał.Gdzie ona jest? Nie, zaraz.Pro-szę mi przynieść wody.Myśl jej biegła niepowstrzymanie.Potworne dzieło o sokołach trzeba odzy-skać natychmiast, może jeszcze nie zdołali odgadnąć pochodzenia trucizny, bab-ka z pewnością nie życzyłaby sobie ujawnienia takiej kompromitującej tajemnicyrodzinnej! Gaston coś oglądał, mogło to być cokolwiek.A nawet jeśli zginie.Katarzyna Medycejska nikomu nie przyjdzie do głowy, odebrać to, mogłaby le-galnie.Nie, nic z tego, nie zaraz, Gaston nie był żonaty, pojawią się komplika-cje spadkowe, żyje za to jego ojciec, hrabia de Pouzac, dziedziczy chyba, zanimprzyjedzie z prowincji.W rezultacie dzieło o sokołach Justyna zwyczajnie ukradła.Prośbą o wodępozbyła się lokaja, wiedziała doskonale, gdzie znajduje się gabinet kuzyna, udała87się tam, zajrzała i pierwsze, co zobaczyła, to była gruba księga, leżąca na konsolceprzy samych drzwiach.Nie patrzyła na nic więcej, w gabinecie byli jacyś ludzie,coś robili, ktoś się chyba ku niej odwrócił, wolała nie zwlekać, chwyciła ciężkietomisko i uciekła.W pamięci jej tkwił pomocnik jubilera.Był tam w kluczowym momencie,a jeśli policja.Bo może jednak.?Wiedziała, który to jubiler, znała go, zaopatrywał w precjoza całą rodzinę,mgliście pamiętała nawet pomocnika, takie duże coś, góra mięsa w ludzkiej po-staci.U jubilera znalazła się w dziesięć minut.Pomocnika nie było, jeszcze nie wrócił z miasta.Do wicehrabiego został wy-słany z bransoletką, na której należało wygrawerować napis czułej treści, wicehra-bia zostawił ją i dzisiaj miała mu być dostarczona.Rzeczony pomocnik, silny jakbyk, z reguły był wysyłany z rozmaitymi drogocennościami, bo dokonanie na nie-go napadu nie leżało w możliwościach przeciętnych opryszków, wręcz przeciw-nie, to raczej on mógł być dla opryszków grozny, ale jego uczciwość już dawnozostała sprawdzona.Dlaczego jeszcze nie wrócił, nie wiadomo, bo do załatwieniamiał tylko dwie sprawy i już powinien być z powrotem.U jubilera Justyna przesiedziała przeszło godzinę, mniej dla zyskania wiedzy,a więcej dla wytchnienia.Musiała wyrzucić z siebie świeżo przeżyty wstrząs,a niewiele miejsc nadawało się do tego lepiej niż wnętrze jubilerskiego magazynu.Wiedzę o nieobecnym pomocniku zyskała niejako okazjonalnie, między innymipoznając jego plany matrymonialne, bo jubiler był dość gadatliwy.Najważniejsza rzecz, odzyskane dzieło o sokołach, leżało w powozie.Nie do-czekawszy się powrotu upragnionego świadka, spragniona podzielenia się wraże-niami z babką, zdecydowała się wracać od razu, bez odpoczynku.Była pewna, żew Orleanie konie będą na nią czekały.Klementyna czekała również z wielką niecierpliwością.Osobiście wniósłszy ciężką księgę do domu, Justyna z ulgą i triumfem rąbnęłają na stół.Widząc, jak babka otwiera zabytek i pośpiesznie sięga do kart z dłońmibez rękawiczek, wydała okrzyk przerażenia. Babciu, nie.! Co robisz.?!Klementyna powstrzymała gest.O truciznie Katarzyny Medycejskiej nie mia-ła najmniejszego pojęcia, zdumiała się zatem niebotycznie.Obejrzała się nawnuczkę. Dlaczego.? Co się stało? Babciu, oni nie żyją! Kto nie żyje?Justynie dopiero teraz popłynęły łzy z oczu. Wszyscy! wyszlochała. Każdy, kto czytał! Antykwariusz! Kuzyn88Gaston! Nie dotykaj tego! Nie wierzyłam, nikt nie wierzył, ale to musi być zatru-te.! Bzdura odparła babka gniewnie.Ujęła nóż do papieru, energiczniedziubnęła w sklejony środek i jednym gestem otwarła księgę w połowie.Justynie zabrakło głosu.Klementynie też, każdej z innego powodu.Klej sięzestarzał, wysechł, zaczynał kruszeć, księga otworzyła się łatwo, chociaż z lekkimtrzaskiem, strzępiąc tylko nieco po brzegach zlepione ze sobą karty.W środkuukazała się duża, pusta, dawno wycięta dziura.Diamentu nie było.Po długiej chwili milczenia Justyna, dziewczyna mężna i energiczna, odezwa-ła się pierwsza. Nic nie rozumiem rzekła żałośnie i z niepokojem. Babciu, ja cięproszę, umyj ręce natychmiast, na wszelki wypadek.Trzech ludzi padło trupemprzy oglądaniu tego, podobno przedtem otruł się Karol IX, to zostało sklejonespecjalnie. Moje dziecko, mówisz androny przerwała Klementyna z irytacją.Oczywiście, że zostało sklejone specjalnie, uczyniłam to własnoręcznie, a przed-tem kleił twój dziadek.I zapewniam cię, że nie żadną trucizną, tylko zwyczajnymklejem.Cóż tam się stało w Paryżu i skąd ta hekatomba? Powiedz mi wszystkospokojnie i po kolei.Justyna odetchnęła głęboko co najmniej kilka razy, zebrała siły i po bardzodługiej chwili zdołała wreszcie w pełni odzyskać panowanie nad sobą.Uwierzyłababce.Ponadto nie była idiotką, na widok dziury w samym środku księgi domy-śliła się, że nie zbrodni służyło to dzieło o sokołach.Kryło w swoim wnętrzu coś,czego już nie ma, a musiało to być coś niezmiernie cennego, skoro od początkubabka napomykała o wielkiej wartości zabytkowego dzieła.Z dziurą w środku,zdewastowane, samo sobą takiej wartości nie mogło wszak przedstawiać! Rozumchyba straciła w trakcie tych poszukiwań, skoro uwierzyła w truciznę, jakaż tru-cizna może stanowić wielki skarb.?!Zdała babce relację ze swojej podróży.Słuchając, jak zwykle, w milczeniu,Klementyna zastanawiała się, czy wyznać wnuczce całą prawdę.Wciąż kołata-ła się w niej ta sama myśl, skoro diament przepadł, po cóż ujawniać tajemnice,być może kompromitujące? Z drugiej strony, gdyby jednak istniała szansa na od-zyskanie klejnotu.Należałoby go poszukać, a nie sposób szukać, nie wiedząc,czego się szuka.Do jutra.Przemyśli kwestię do jutra, Justyna i tak na razie mu-si odpocząć, młoda jest wprawdzie, ale nawet młodość potrzebuje bodaj z jednejspokojnej nocy na sen.Justyna ochłonęła po wydarzeniach, ale gryzła ją niecierpliwość.Węszyła tujakąś sensację, nie czuła się zmęczona, a rozbudzona ciekawość dodawała jej sił.Usłyszawszy, że na wyjaśnienie osobliwej sprawy ma czekać do jutra, zbunto-wała się i pozwoliła sobie na protest, usiłowała namówić babkę, żeby uchyliła89bodaj rąbka już dziś, od razu, ale Klementyna wykazała kamienny upór z bardzoprostego powodu, którego wcale nie zamierzała kryć. Ja ci nie robię na złość, moje dziecko rzekła smętnie. Najzwyczajniejw świecie sama nie wiem, co zrobić, i muszę się nad tym zastanowić.Nie mogęna poczekaniu podjąć takiej decyzji, ważnej, być może, nie tylko dla mnie i dlaciebie, ale nawet dla całych pokoleń.Nie szarga się bez potrzeby dobrego imieniawłasnej rodziny
[ Pobierz całość w formacie PDF ]