[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Stanęły w krzakach i patrzyły, a nad ich głowami siedział dzięcioł.Potem wspólnymi siłami opowiedziały, co udało im się zobaczyć, bo nikt inny nie zdążył przed odjazdem ludzi.— Nic nie jedli — powiedziały dziki z oburzeniem.— Chodzili, chodzili i chodzili w kółko, a jeden kawałek człowieka zostawił pod krzakiem coś takiego, że nawet się do tego zbliżyć nie można.Wielkie i wstrętne.— Śmieci rzucali, owszem — powiedział dzięcioł.— Chodzili i stawali naprzeciwko siebie…Zanim zdążył powiedzieć więcej, nadleciała zdyszana sroka, okrążyła polankę i porwała do dzioba zgniecione sreberko, w jakie pakuje się klisze fotograficzne.— O, właśnie — powiedział dzięcioł.— To rzucili.I jeszcze inne.Przefrunął kawałek, złapał puste opakowanie po papierosach i zaniósł je do dołu borsuka.Wrócił i oczyścił sobie dziób.— Wyjątkowa obrzydliwość — oznajmił.Obecni już byli prawie wszyscy, Pafnucy, borsuk, Klementyna, Kikuś i jedno wilczątko.Dziki uczyniły kilka kroków i z daleka pokazały to wielkie i wstrętne pod krzakiem.Miały zupełną rację.Przedmiot był większy niż głowa Pafnucego i wydzielał z siebie woń wprost dławiącą.Nikt nie był w stanie nie tylko go dotknąć, ale nawet powąchać z bliska.Nikt też nie wiedział, czy jest to ciężkie, czy lekkie, i nikt nie widział sposobu przeniesienia tego do dołu.— Każdy dzik mógłby to raz popchnąć z rozpędu — powiedziały dziki.— Na krótką chwilę można wstrzymać oddech.Ale trzeba wyjąć spod krzaka.Nie czujemy się na siłach.— Po jednym razie popchniemy wszyscy — zadecydował borsuk.— Kikusiowi będzie najłatwiej, bo już ma małe rogi.Powinien może popchnąć dwa razy.— No wiecie…! — krzyknął z wyrzutem Kikuś i odskoczył w las.— Przede wszystkim chciałbym wiedzieć, kto to wyjmie spod krzaka — zauważył krytycznie dzięcioł.Pafnucy westchnął ciężko.Wiedział doskonale, że jest najsilniejszy i że wystarczy mu jedno machnięcie łapą, żeby nawet bardzo ciężka rzecz potoczyła się daleko.Uważał, że powinien załatwić tę okropną sprawę.Nie chciał wcale, bo wstrętna woń dławiła go z dużej odległości, ale miał szlachetny charakter i postanowił spełnić obowiązek.— Dobrze — powiedział z determinacją.— Spróbuję.Odetchnął głęboko kilka razy, potem zatrzymał oddech i popędził do krzaka.Zwierzęta aż znieruchomiały, patrząc na niego z podziwem.Pafnucy zatrzymał się gwałtownie, przysiadł, wygarnął przedmiot spod gałązek i z całej siły popchnął łapami.Przedmiot okazał się lekki.Pafnucy popchnął go tak, jakby ważył całe dziesiątki kilogramów, ohydna rzecz przefrunęła prawie przez całą polankę i walnęła w głowę jednego dzika.Dzik kwiknął przenikliwie, szarpnął głową i odrzucił obrzydliwość jeszcze dalej.W rezultacie kłopotliwy śmieć w jednej chwili pokonał pół drogi do dołu.— Brawo! — zawołał dzięcioł z drzewa.— Wspaniale! Jeszcze drugie tyle i będzie koniec!Dwa pozostałe dziki zdecydowały się spełnić obietnicę.Każdy z nich kolejno podbiegł i wykonał energiczne pchnięcie ryjem.Przedmiot wpadł w krzaki po drugiej stronie polanki, jeszcze bliżej dołu.— No, Kikuś — powiedział borsuk.— Teraz ty.Nikt inny nie zdoła tego przepchnąć dalej, tobie może się udać.— Ja nie chcę! — krzyknął Kikuś.— Powinieneś — powiedziała stanowczo Klementyna.— Jestem twoją matką i zrobiłabym to za ciebie, ale nie mam rogów.Postaraj się wstrzymać oddech, tak jak Pafnucy.Prawie płacząc ze wstrętu i obrzydzenia, Kikuś ustawił się przed krzakami.Chciał odetchnąć, ale owionęła go dławiąc woń.Kichnął, parsknął i zdenerwował się straszliwie.Pochylił głowę, z rozpaczą wziął przedmiot na swoje małe różki i gwałtownie rzucił przed siebie.Przedmiot upadł zaledwie o kilka metrów od dołu, a Kikuś popędził w las i zaczął dyszeć.— Potworne! — powiedział.— Co za koszmarny zapach! Ci ludzie są chyba nienormalni! Och, młode szyszki! Niech ja pój wącham młode szyszki!Borsuk ruszył się z miejsca.— No dobrze — powiedział mężnie.— Zrobię, co mogę.Zatkał nos, rozpędził się i popchnął przedmiot całym sobą.Do dołu został tylko jeden metr.Borsuk prychnął i odsunął się na bok.— Nie jest ciężkie — zauważył.— Gdyby nie cuchnęło tak nieznośnie, nie sprawiłoby kłopotu.Wstrętny smród, to jest główna wada tej rzeczy.— Zapaskudziło całą polanę — powiedziała z rozgoryczeniem Klementyna, pocieszając Kikusia.Wszyscy odpoczywali po nieprzyjemnym przeżyciu.Przedmiot leżał o metr od dołu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]