[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Krótkofalówka, nastawiona na odbiór, na określoną częstotliwość, mam tylko słuchać.Po angielsku powiedzą: „O, jaka wielka meduza, trafiłem ją”.I wtedy mogę wracać.- A jak tego kretyństwa nie usłyszysz?- Też mnie to ma nie obchodzić.- I co, do stu piorunów, też masz wracać czy na zawsze zostaniesz w morzu, na granicy wód terytorialnych?! Zamieszkasz tam?! Czy może masz się utopić?!- Nie, utopić nie, chociaż może byłoby to najlepsze wyjście.Odczekać dwie godziny i ściągnąć łódeczkę z powrotem, ale powiedzieli, że to czysta teoria.Hasło usłyszę.- Bo je sami wygłoszą, co? - powiedziałam ze złością i nagle znów mnie tknęło.Minione olśnienie błysnęło ponownie i zgasło jeszcze szybciej.Jak zepsuta żarówka, rozstroju nerwowego można było dostać.Bodzio siedział nad szklanką piwa zatroskany i posępny.- Tak między nami mówiąc, wrócę, a niedźwiedzia niech diabli wezmą, bo zaraz potem przewidują dla mnie następną rozrywkę.Podsłuchałem, jak gadali między sobą, jakiś wyjazd zagraniczny, chyba przez Szczecin.- Z czego wynika, że z tego rejsu wrócisz szczęśliwie?- No, tak wychodzi.Jedno, co wiem, to że mam jechać z torbą.Przypuszczam, że turystyczną, a nie na przykład papierową.- I z tą torbą cię złapią?- O tym nie było mowy.Może właśnie nie złapią.- Nie podoba mi się to wszystko zgoła przeraźliwie - oznajmiłam z niezadowoleniem, bo jakaś część mojego wnętrza, słabo związana z umysłem, ciągle się krzywiła.- Głupie jakieś.Tyle zachodu dla dwóch paczek.- A diabli ich wiedzą czy dwóch - przerwał Bodzio z nagłym drgnięciem energii.- Może się nazajutrz okaże, że znów mam płynąć i Szwedzi odeślą mi łódeczkę, potem się pojawi drugi niedźwiedź albo wyrośnięty krasnoludek, albo inna zaraza, i będziemy się tak gimnastykować codziennie.- Mnie wychodzi, że co drugi dzień.- Nie.Dzień przerwy może być potrzebny, żeby odbiorca połapał się w tym zdalnym sterowaniu.I duperele o meduzie będziemy wygłaszać na zmianę, oni po angielsku, a ja po polsku.Po angielsku też mogę.Dwa miesiące, póki jeszcze lato, dwa kilo dziennie, to jest sto dwadzieścia kilo.Chyba im się opłaci? Łódeczka wcale nie wypadła kosztownie, a w przyszłym roku też się przyda.Pomysły narkotycznych przemytników zaczęły mi się wydawać odrobinę mniej głupie.- Dopadnę jutro Wydry i sprawdzę, czy tego niedźwiedzia jeszcze ma - obiecałam w zadumie.-Jestem pewna, że ona mieszka w „Pelikanie”, a i tak mam tam liczne interesy.Bodziu, słuchaj, dopóki jeszcze masz trochę luzu, musisz mi pomóc, sama nie dam rady.Czynię założenie, że ten rozmachaniec przyjechał tylko na chwilę po to, żeby zabić Gawła, i zaraz odjechał.Ale może zanocował.Trzeba popytać ludzi w prywatnych domach, czy nie wzięli kogoś na jedną noc, ostatnio.Jedna noc, to nietypowe.Ty ruchliwy jesteś, spróbuj polatać.Bodzio przyglądał mi się z wielkim zainteresowaniem.- Znaczy, bierze się pani za prywatne śledztwo?- Bierzemy się - poprawiłam z naciskiem.- Samotność w tym wypadku wykluczam.Ale nie widzę innego wyjścia, ponieważ policja musi spełniać zalecenia prokuratury i palcem o palec nie ma prawa stuknąć sama z siebie.Poza wszystkim, cholernie jestem ciekawa, co będzie, jak się im podetknie pod nos mordercę i niezbite dowody, i chcę widzieć, jak to zatuszują.- To ja też chcę widzieć - zdecydował się nagle Bodzio.- W obliczu tego czegoś, w co mnie wrąbali, takie śledztwo to sama przyjemność.* * *Co przeżyłam z odciskami palców, ludzkie pojęcie przechodzi.Tkwiły we mnie i stanowiły jedyny element konkretny, jaki miałam nikłe szansę uzyskać, rwałam się do nich z namiętnością nie do opanowania.Niecierpliwość szarpała mnie pazurami, o żadnej zwłoce nie mogło być mowy.Przezornie spróbowałam najpierw na sobie.Po wyjściu Bodzia wcale nie poszłam spać, tylko z wielkim przejęciem przystąpiłam do pracy.Starannie naodciskałam mnóstwo palców na własnym krześle, po czym w skupieniu jęłam badać efekty.Nic nie było widać, nie szkodzi, należało obsypać proszkiem.Zaczęłam od pudru, okazał się do bani, krzesło jasne, puder jasny, nadal nic nie widać.Poodciskałam palce z drugiej strony, bo ten puder, nie dość, że nieprzydatny, to jeszcze mógł zaszkodzić, i przerzuciłam się na sproszkowaną czarną hennę do oczu.Hennę widać było wyraźnie, owszem, jakieś mazidło na tym krześle wyszło, jednakże raczej abstrakcja niż linie papilarne.Z wysiłkiem, wytężając wzrok i wyobraźnię, obejrzałam to przez lupę i, wielce rozczarowana, doszłam do wniosku, że narzędzie mam niedobre.Oni to robią pędzlem albo rozpylaczem, argentorat, czy jak mu tam, w aerozolu, kłąb waty nie nadaje się wcale.Moje szaleństwo przekroczyło wszelkie granice.Trzęsąc się z zapału, o najbledszym świcie popędziłam do sklepu, wielobranżowy otwarty był od szóstej rano.Nabyłam pędzel do golenia, taśmę klejącą przezroczystą i mnóstwo pocztówek z gładką tylną stroną, bo zdążyłam się zastanowić nawet nad zabezpieczeniem tych piekielnych śladów.Przy okazji wielką przyjemność sprawiła mi myśl, że nareszcie żyję w kraju pod niektórymi względami prawie normalnym, towary znajdują się w sklepach i można je kupić.Uświadomiłam sobie sztuki i wysiłki, jakie musiałabym czynić w minionym ustroju, po ten pędzel i taśmę jechać chyba do Kopenhagi, i na tę czarowną myśl omal nie popadłam w szampański humor.Z nowym zapałem poodciskałam palce wszędzie, wysypałam hennę na papier, posłużyłam się pędzlem i dmuchnęłam w nadmiar proszku, dzięki czemu udało mi się upstrzyć czarnymi smugami firankę gospodyni, serwetę na stole, własny szlafrok, dwa pomidory, słone orzeszki i siebie.Powinnam była pamiętać, że ta henna z arabskiego bazaru jest szalenie wydajna.Do rozmazanych abstrakcji w licznych miejscach poprzylepiałam taśmę, oderwałam ją, przylepiłam do pleców pocztówek i chwyciłam lupę.Wyszło! Jak Boga kocham, wyszło! Może nie przecudownie i może należało dobrze wytężyć wyobraźnię, wiedząc przy tym, co to ma być, żeby w tym czarnym galimatiasie ujrzeć palce.Ujrzawszy jednak, już się rozpoznawało dalszy ciąg, jakieś nikłe fragmenty pętelek i zakrętasów.Z wielką nadzieją pomyślałam, że do odczytania obrazu potrzeba zapewne fachowca, a fachowca, nie ma obawy, już jakoś dopadniemy, jak nie ja, to Jacek.Później okazało się, że od zastosowanej przeze mnie metody najlepszy nawet fachowiec prędzej by osiwiał niż cokolwiek odczytał.Zważywszy skutki uboczne całej operacji, zakłopotałam się nieco, jak mi to wyjdzie w „Pelikanie”.Czort bierz tajemnicę, ale przeciwko rozmazanym czarnym smugom mogą energicznie zaprotestować.Mam tam iść ze ścierką, mydłem i mleczkiem kosmetycznym.? Ta henna była dobra, niełatwo schodziła.No, solniczki i wazoniki ostatecznie mogłam ukraść, pardon, nie ukraść, pożyczyć, ale krzesło? Na którym w ogóle podejrzany siedział? Może będę musiała rąbnąć kilka krzeseł.? Ciężarówką po nie przyjadę czy jak.? Z drugiej znów strony, może wystarczą wazoniki? Zaczęłam od krzeseł, żeby mieć z głowy najtrudniejsze, jeśli wyszło na drewnie, wyjdzie i na fajansach, tylko czy ten roztrzepotaniec na pewno je łapał.?Starannie przesypałam hennę z papieru z powrotem do buteleczki, przy okazji upiększając także i podłogę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wpserwis.htw.pl