[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nikt inny ci nie uwierzył - sędzia w swojej arogancji, reszta wswojej ignorancji.Ale ja nadstawiłem uszu.Dlaczego miałabyś kłamać,zastanowiłem się.Nie ma Ŝadnego powodu, zatem musi to być prawda.- To jest prawda - powiedziała Kitty.- Ale nikt, kto dostał Czarnym Bębnem, nawet jeśli zaklęcie przeszłobokiem, nie uniknie jego piętna.Wiem o tym.- Skąd? - zapytała ostro Kitty.- Jest pan czarodziejem?Stary mrugnął.- Proszę, moŜesz mnie obraŜać jak tylko chcesz.Powiedzieć, Ŝe jestemłysym, obrzydliwym starym durniem cuchnącym kapustą albo jak tamzechcesz.Ale nie nazywaj mnie czarodziejem.To obraŜa moją duszę.Zcałą pewnością nie jestem magiem.Ale nie tylko oni wiedzą to i owo,panno Jones.Inni teŜ potrafią czytać, nawet jeśli nie mają takskrzywionego charakteru jak oni.Czytasz, panno Jones?Kitty wzruszyła ramionami.- Oczywiście.W szkole.- Nie, nie, to nie jest dobre czytanie.KsiąŜki, które tam masz, pisane sąprzez magów.Nie moŜesz im ufać.Ale to tylko dygresja.Wierz mi,Czarny Bęben wyciska swe piętno na wszystkim, czego dotknie.Dotknąłcię, jak mówisz, ale ty nie jesteś napiętnowana.To paradoks.- Kitty pomyślała o dwubarwnej twarzy Jakoba i poczuła falę wyrzutówsumienia.- Nic na to nie poradzę.- A ten demon, który zaatakował cię teraz? Opisz go.- Czarniawe skrzydła.Wielka czerwona gęba.Dwa cienkie, prosterogi.- Szerokie podbrzusze pokryte futrem? Bez ogona?- Zgadza się.Pokiwał głową.- Mouler.Mniejszy demon pozbawiony prawdziwej mocy.Ale i takpozbawiłby cię przytomności, bo wydziela koszmarny zapach.185Kitty zmarszczyła nos.- Rzeczywiście strasznie śmierdział, ale dało się wytrzymać.- Poza tym moulery zazwyczaj nie wybuchają.Wpijają się we włosyrękami i tak zostają, aŜ ich pan kaŜe im odejść.- Ten po prostu pękł.- Moja droga panno Jones, proszę mi wybaczyć, Ŝe znów wpadłem wradosny nastrój.Widzisz, jestem zachwycony tym, co mi opowiadasz.Toznaczy, Ŝe posiadłaś coś szczególnego, odporność na magię.Wyprostował się w krześle, wezwał kelnera i uśmiechając się, zamówiłkolejne napoje i ciastka, nie zwaŜając na wyraz oszołomienia na twarzyKitty.Kiedy oczekiwali na posiłek, nic nie mówił, tylko uśmiechał się doniej zza stołu, co jakiś czas chichocząc do siebie.Kitty zmuszała się douprzejmości.Gotówka nadał była poza jej zasięgiem, w kieszeni jegopłaszcza.- Proszę pana - powiedziała wreszcie.- Przepraszam, ale w ogóle pananie rozumiem.- To przecieŜ oczywiste! NiŜsza magia - nie moŜemy być pewni co dozaklęć o duŜej mocy - nie ma na ciebie wpływu.Albo prawie wcale go niema.Kitty potrząsnęła głową.- Bzdury.Czarny Bęben zbił mnie z nóg.- Powiedziałem: wcale albo prawie wcale.Nie jesteś całkowicie uod-porniona.Ja takŜe nie, ale wytrzymałem atak trzech diablików na raz, co,jak sądzę, jest rzeczą całkiem niezwykłą.Kitty nic to nie powiedziało.Parzyła na niego bez wyrazu.PanPennyfeather wykonał zniecierpliwiony gest.- Mówię właśnie, Ŝe ty i ja, i parę innych osób, bo nie jesteśmy osa-motnieni, jesteśmy w stanie oprzeć się niektórym z magicznych zaklęć!Nie jesteśmy czarodziejami, ale nie jesteśmy bezsilni, w przeciwieństwiedo reszty pospólstwa - to ostatnie słowo wyrzucił z siebie z nieskrywanąnienawiścią - w tym biednym, zapomnianym przez Boga kraju.Kitty kręciło się juŜ w głowie, wciąŜ jednak nie czuła się do końcaprzekonana.- Dla mnie to nie ma sensu - powiedziała.- Nigdy nie słyszałam o tej„odporności”.Interesuje mnie tylko to, jak uniknąć więzienia.- CzyŜby? - Pan Pennyfeather wsunął dłoń za połę marynarki.- W ta-kim razie, moŜesz od razu wziąć pieniądze i pójść swoją drogą.W po-186rządku.Ale sądzę, Ŝe chciałabyś czegoś więcej.Widzę to po twojej twa-rzy.Pragniesz jeszcze kilku rzeczy.Chcesz pomścić swojego przyjacielaJakoba.Chcesz zmienić tutejsze porządki.Chcesz kraju, w którym ludzietacy jak Julius Tallow nie chadzają dumnie wyprostowani i nie powodziim się tak doskonale.Nie wszędzie jest tak jak tu, są państwa.gdzie wogóle nie ma magów! Ani jednego! Pomysł o tym, kiedy następnym razemodwiedzisz swojego przyjaciela w szpitalu.Mówię ci.- kontynuował, alejuŜ cichszym głosem - moŜesz to zmienić.Jeśli tylko mnie posłuchasz.Kitty zerknęła na resztki herbaty na dnie swojego kubka i przypomniałajej się wyniszczona twarz Jakoba.Westchnęła.- No, nie wiem.- MoŜesz być pewna jednego.Pomogę ci się zemścić.Spojrzała naniego.Pan Pennyfeather uśmiechał się, ale oczy lśniły mutym samym, złowrogim blaskiem, który ujrzała, kiedy przepychał się przeztłum na ulicy.- Magowie cię skrzywdzili - powiedział spokojnie.- Razem uniesiemymiecz zemsty, ale najpierw musisz mnie wesprzeć.PomóŜ mi, a ja pomogętobie.To uczciwy układ.Przez chwilę Kitty oczyma wyobraźni widziała Tallowa, jak złośliwieuśmiecha się po drugiej stronie sali sądowej, napęczniały pewnością siebiei bezpieczny pod opieką swych przyjaciół.ZadrŜała z obrzydzenia.- Najpierw powiedz, jakiej pomocy ode mnie oczekujesz - oznajmiła.Ktoś, kto siedział dwa stoliki dalej, kaszlnął głośno i nagle dziewczynauświadomiła sobie, na jakie niebezpieczeństwo się naraŜa.Jakby z jejumysłu nagle zerwano zasłonę.Siedziała przecieŜ wśród obcych i otwarcierozmawiała o zdradzie.- Chyba zwariowaliśmy - syknęła ze złością.- KaŜdy moŜe nas tuusłyszeć.Zaraz wezwą Nocną Policję, a ci zamkną nas w areszcie.Starzec roześmiał się.- Nikt nie moŜe nas podsłuchać! - powiedział.- Nie bój się, pannoJones.Wszystko jest pod kontrolą.Kitty prawie go nie słuchała.Jej uwagę przykuła młoda, jasnowłosakobieta, która siedziała przy stoliku za lewym ramieniem panaPennyfeathera.Choć stała przed nią pusta szklanka, nie wstawała,zatopiona w lekturze ksiąŜki.Głowę miała pochyloną, oczy skromnieopuszczone.Jedna z dłoni187bawiła się koniuszkiem kartki.Nagle Kitty uświadomiła sobie, Ŝenieznajoma udaje.Jak przez mgłę, przypomniała sobie tę kobietę wchwili, gdy tam usiadła, zajmując dokładnie taką samą pozycję.Choćdziewczyna obserwowała ją tylko przez moment, nie przypominała sobie,aby od tamtej pory kobieta przewróciła choćby jedną stronę.Chwilkę później była juŜ tego całkiem pewna.Kobieta, gdy Kitty na niąspoglądała, uniosła wzrok, spojrzała jej w oczy i nieznacznie, chłodnouśmiechnęła się.Potem wróciła do ksiąŜki.Nie było wątpliwości, onawszystko słyszała!- Nic ci nie jest? - głos pana Pennyfeathera wyrwał dziewczynę zpaniki.Kitty ledwie mogła mówić.- Za panem.- wyszeptała.- Kobieta.szpieg, informator.Wszystkosłyszała.Pan Pennyfeather nie odwrócił się.- Blondynka? Czyta ksiąŜkę w tanim wydaniu? To pewnie Gladys.Niebój się, ona jest jedną z nas.- Jedną z.Nieznajoma znowu uniosła wzrok i mrugnęła do Kitty.- Po jej lewej stronie siedzi Anne, po mojej prawej, zaraz za kolumną -Eva.Z mojej lewej jest Frederick.Za tobą są Nicholas i Timothy.Stanley iMartin nie znaleźli wolnego stolika, dlatego są w pubie naprzeciwko.Kitty, oszołomiona, rozejrzała się wokół.Zza prawego ramienia panaPennyfeathera szeroko uśmiechnęła się do niej czarnowłosa kobieta wśrednim wieku.TuŜ obok, teŜ po prawej stronie, znad sfatygowanegoegzemplarza „Motorbike Trader” spojrzał pryszczaty, ponury chłopak.Kobietę za kolumną częściowo zasłaniała czarna kurtka, wisząca na opar-ciu jej krzesła.Kitty, ryzykując zwichnięcie karku, zdołała zerknąć jeszczena dwie twarze, młode i powaŜne, których właściciele spoglądali zzasąsiednich stołów
[ Pobierz całość w formacie PDF ]