[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na całej jego długości, niczym monstrualne robaki, wiły się tłuste macki, liczbądorównując odnóżom stonogi.Wolno wsunęło się pod powierzchnię jeziora i zniknęło.Jedynie zamierające fale stanowiły ślad jego obecności.Rand zamknął usta i napotkał wzrok Perrina.Wiedział, że w jego wzroku musi byćto samo niedowierzanie, które zobaczył w żółtych oczach przyjaciela.Nic tak wielkiegonie mogło żyć w jeziorze o takich rozmiarach.291 To coś na końcu tych macek, to nie mogły być dłonie.To niemożliwe. Namyśliłem się powiedział słabym głosem Mat tu mi się nawet podoba. Otoczę to wzgórze pasem ochronnym powiedziała Moiraine.Zdążyła jużzsiąść z Aldieb. Prawdziwa bariera przyciągnęłaby do nas niepotrzebną uwagę, takjak miód przyciąga muchy, jeśli jednak jakieś stworzenie Czarnego albo cokolwiek, cosłuży Cieniowi, zbliży się do nas na odległość mili, będę o tym wiedziała. Ja tam bym wolał taką barierę oświadczył Mat, stawając na ziemi skoro nieprzepuszczałaby tych, tych.stworów z tamtej strony. Och, zamilknij wreszcie, Mat skarciła go Egwene w tym samym momencie,w którym odezwała się Nynaeve. I chciałbyś, żeby zasadziły się na nas rankiem, kiedy będziemy stąd odjeżdżali?Jesteś głupcem, Matrimie Cauthon.Mat popatrzył spode łba na obydwie kobiety, zsiadające właśnie z koni, ale nieotworzył ust.Rand ujął wodze i wymienił uśmiech z Perrinem.Przez moment byłe nieomal tak jakw domu, gdy się słyszało Mata mówiącego coś najmniej odpowiedniego w danej chwili.Potem uśmiech na twarzy Perrina zbladł, w świetle zmierzchu jego oczy naprawdę sięjarzyły, tak jakby pod nimi płonęło jakieś żółte światło.Randowi też odebrało ochotędo śmiechu. Tu wcale nie jest jak w domu.Rand, Mat oraz Perrin pomogli Lanowi rozsiodłać i spętać konie, pozostalizabrali się za rozbijanie obozu.Loial mruczał coś pod nosem w trakcie rozstawianiamaleńkiego palnika Lana, jednak jego grube palce poruszały się z dużą wprawą.Egwenenapełniała czajnik wodą z wybrzuszonego bukłaka, nucąc coś cicho.Rand przestał sięjuż zastanawiać, dlaczego Strażnik tak uparcie chciał zabrać aż tyle napełnionychbukłaków.Ustawił siodło gniadosza w jednej linii z pozostałymi, odwiązał swoje torby i zwiniętąderkę od tylnego łęku, odwrócił się i zamarł, czując, jak mrowi go lęk.Ogir i kobietyzniknęły.Tak samo palnik i wszystkie wiklinowe kosze zdjęte z grzbietu jucznego konia.Na szczycie wzgórza nie było nic prócz wieczornych cieni.Zdrewniałą dłonią sięgnął niezdarnie do rękojeści miecza, jak przez mgłę słyszącprzeklinanie Mata.Perrin wyciągnął zza pasa topór, jego kudłata głowa obracała siędookoła w poszukiwaniu niebezpieczeństwa. Pasterze mruknął Lan.Niczym nie zaniepokojony Strażnik przeszedł przez wzgórze i po trzecim krokuzniknął.Rand, Mat i Perrin spojrzeli na siebie szeroko rozwartymi oczami i w tym momenciewszyscy trzej biegli już co tchu w stronę miejsca, w którym zniknął Strażnik.Nagle292Rand zatrzymał się z poślizgiem i zrobił jeszcze jeden krok, gdy wpadł na niego Mat.Egwene podniosła na nich wzrok znad czajnika, który właśnie ustawiała na maleńkimpalniku.Nynaeve zasuwała osłonkę na zapalonej latarni.Byli tam wszyscy, Moirainesiedziała na skrzyżowanych nogach, Lan leżał wsparty na łokciu, Loial wyjmowałksiążkę ze swego tobołka.Rand obejrzał się ostrożnie za siebie.Zbocze wzgórza było takie samo jak przedtem,drzewa tonęły w cieniu, dalekie jeziora pogrążyły się w mroku.Bał się zrobić krok w tył,bał się, że oni wszyscy znowu znikną i być może już nigdy nie uda mu się ich znalezć.Obchodzący go ostrożnie Perrin wypuścił z siebie długie westchnienie.Moiraine zauważyła, że wszyscy trzej stoją i patrzą na nich z rozdziawionymi ustami.Wyraznie zmieszany Perrin wsunął topór za pętlę przy pasie, jakby mu się wydawało, żenikt tego nie widzi.Na jej ustach zapełgał nieznaczny uśmiech. To prosta rzecz powiedziała ugięcie, dzięki któremu oko, które na nas patrzy,widzi tylko to, co nas otacza.Nie możemy pozwolić, by zauważono nasze światła.Ugórto nie jest miejsce, w którym bezpiecznie jest przebywać po zapadnięciu zmroku. Moiraine Sedai twierdzi, że ja może też potrafię to robić. Oczy Egwene byłyroziskrzone. Mówi, że już trochę mogę władać Jedyną Mocą. Najpierw musisz przejść szkolenie, dziecko ostrzegła ją Moiraine. Dlaniewyszkolonej i tych, którzy ją otaczają, najprostsza rzecz związana z Jedyną Mocąmoże się okazać niebezpieczna.Perrin parsknął głośno, a Egwene wyglądała na tak strapioną, że Rand zastanawiałsię, czy przypadkiem już nie wypróbowywała swych umiejętności.Nynaeve postawiła latarnię na ziemi.Razem z maleńkim płomykiem palnika dwielatarnie dawały sporą łunę światła. Kiedy pojedziesz do Tar Valon, Egwene zaczęła ostrożnie to być może pojadęz tobą. Spojrzenie, którym obdarzyła Moiraine, było osobliwie potulne. Dobrze jejzrobi, jeśli wśród obcych twarzy będzie widziała znajomą.Ktoś inny oprócz Aes Sedaibędzie jeszcze musiał udzielać jej rad. Być może tak będzie najlepiej, Wiedząca zapewniła ją szczerze Moiraine.Egwene zaśmiała się i klasnęła w ręce. Och, tak będzie cudownie.i ty, Rand.Ty też pojedziesz, prawda? Znieruchomiałnaprzeciwko niej, po drugiej stronie palnika, po chwili powoli usiadł.Przyszło muna myśl, że jej oczy nigdy nie były większe albo jaśniejsze, że nigdy tak bardzo nieprzypominały dwóch stawów, w których z chęcią by zatonął.Plamki rumieńca zabarwiłyjej policzki, śmiała się teraz ciszej. Perrin, Mat, wy też pojedziecie, prawda? Wszyscybędziemy razem. Mat wydał z siebie pomruk, który mógł oznaczać wszystko, a Perrintylko wzruszył ramionami, co ona przyjęła za znak zgody. Widzisz, Rand.Wszyscybędziemy razem.293 Zwiatłości, toż człowiek mógłby zatonąć w tych oczach i jeszcze byłby szczęśliwyz tego powodu.Kaszlnął, zażenowany. Czy w Tar Valon są owce? Znam się przecież wyłącznie na hodowaniu owieci tytoniu. Wierzę powiedziała Moiraine że będę potrafiła znalezć coś dla ciebie doroboty w Tar Valon.Dla was wszystkich.Niekoniecznie wypas owiec, ale coś, co waszainteresuje. No przecież powiedziała Egwene, jakby już wszystko zostało ustalone. Już wiem.Uczynię cię moim Strażnikiem, kiedy już będę Aes Sedai.Chciałbyś byćStrażnikiem, prawda? Moim Strażnikiem?Mówiła pewnym głosem, ale w jej oczach widział pytanie.Czekała na odpowiedz,potrzebowała jej. Bardzo bym chciał być twoim Strażnikiem powiedział
[ Pobierz całość w formacie PDF ]