[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Trochę mojej własnej kontroli.Wiedziałam, że przejmie ją ode mnie, kiedy zorientuje się, że mu pozwalam.Ale na razie, skoro miał ciągle przynosić mi różne poczęstunki, chciałam, żeby poczuł, że było warto.że nie trafił na śniętą rybę, tak jak obiecałam nigdy się nie zachowywać.Godzinę później, nie śpiesząc się z jego ustami i od czasu do czasu dając mu pociągnąć albo popić, byłam gotowa.Powiedziałam mu, żeby położył się na wznak i wyobraził siebie, co chce.powiedziałam, że ma zbudować w głowie marzenie i pozwolić swej fantazji iść za mną.To było tylko dla niego, wiedzieliśmy o tym obydwoje.Włożyłam go, twardego, do ust, a w głowie miałam obraz ręki BOBA, jak robi to sam.jak kładzie na tym moją rękę.po czym byłam z powrotem w stodole.Zwolniłam, znalazłam rytm, który lubił, i ciągle poruszając w środku językiem jeździłam po nim w górę i w dół, kierując się dźwiękami, jakie wydawał, pojękiwaniem.nasłuchując delikatnie, upewniając się, że trzymam go tam, gdzie pragnie być.Tym razem nie chodziło o złośliwe wprowadzenie go w przyjemność i wytrącenie z niej.Eksplodował tak, jak robią to mężczyźni w moich marzeniach.z gwałtownością, następującą po długiej wewnętrznej wspinaczce, siedząc wyprostowany ze spojrzeniem pełnym zdumienia i grozy.zaspokojenia.Uśmiech.Następną godzinę, mniej więcej, spędziliśmy zatopieni w sobie, aż musiało się to stać.Wślizgnął się we mnie.Otworzyłam oczy i zobaczyłam, jak on je zamyka.Wysiliłam pamięć, żeby tego.nie chcieć.Czułam, że byłoby to takie proste, a przecież nie mogłam być słaba.Poruszaliśmy się razem i stwierdziłam, że łatwiej mi panować, łatwiej rozkoszować się z zamkniętymi oczami.Mogłam poruszać się razem z nim, przewracać na wierzch, kłaść jego ręce tam, gdzie uwielbiam je czuć.Jest dla mnie taki dobry, bez żadnych słów.Chciałam, żeby wiedział, jak cudownie go czuć, kiedy jest zamknięty wewnątrz, nie chce wyjść nigdy, pragnie ze mnie coraz więcej.Turlaliśmy się, pchali i ciągnęli siebie, aż rozłączyliśmy się parę godzin później, kiedy nie można było już kontynuować.Czułam się w pełni zaspokojona, jak gdyby wyzwolona z lat naigrawań i emocjonalnych szarpań.Stalowy pręt, który - wyobrażałam sobie - trzyma mnie sztywno pionowo, zginał się, zamieniał w ciało i topniał.Topniało napięcie i niepokój, jakie czułam tak długo, wyobrażając sobie jak to będzie, kiedy ktoś naprawdę będzie mnie pragnął - nie dlatego, że będzie chciał, żebym płakała albo umierała powoli z niewypowiedzianego smutku.Ktoś, kto dba o to, jak ja czuję, chce upewnić się, że sprawia przyjemność.Czułam się tak, jak powinnam, tak jak powinny wszystkie dziewczęta.ale nie mogłam zapomnieć, że muszę myśleć i o innych światach, innych chwilach.Brutalne przebudzenia w najciemniejsze godziny nocy; uśmiechający się mężczyzna w moim oknie.który rzuca wyzwanie machając czarną rękawicą.Leżałam zastanawiając się, czy nadejdzie wkrótce, czy też został jakoś wyeliminowany moim prostym postanowieniem, że już mnie nie przeraża.Nie mogłam opierać się na tego rodzaju marzeniach.Nagle powstał straszny problem.Straszny i smutny problem, któremu musiałam stawić czoła bez emocji, którą tak bardzo chciałam dać! Z ust Bobby'ego dolatywały powoli słowa miłości, potem wyznania.Wkrótce potem - obietnice wierności i szczęścia na zawsze.Laura, Laura, nie mogę ci pozwolić tego słuchać.Patrz na ruch jego warg, ale nie słuchaj, powtarzałam sobie bez przerwy.Ale Bobby mówił serio.Był w końcu chłopcem, który podziwiał mnie od lat, który ciągnął mnie za kucyki, dopóki je nosiłam, a wkrótce potem postawił sobie za zadanie mijać się ze mną przynajmniej raz dziennie na korytarzu w szkole albo łapać mój wzrok w klasie.Wtedy uśmiechał się, jakby to był przypadek.Wiedziałam, że to zaplanował.Ale Laura, która kiedyś go kochała, młoda dziewczyna, która miała taką rozpaczliwą nadzieję, że w odpowiednim czasie po nią przyjdzie, nie może wyjść się bawić.Jest wewnątrz i odpoczywa.Głęboko wewnątrz, ukołysana w odważniejszej połowie.Tej, która uważa Bobby'ego za zadowalającego, tak, ale nie interesującego poza tym.Nie ma w nim siły.nie ma wyzwania.Zatrzymam go przy sobie, zachowam dla niej, kiedy będzie bezpiecznie, żeby wyszła.Ale te słowa miłości są zbyt realne, zbyt niewinne.Ten chłopiec, taki młody, to zaledwie posłaniec Laury, która żyje tu i teraz.Zmuszona byłam zrobić coś okrutnego.Coś, co zmusiłoby go, być może, do zrewidowania całej idei Laury.Musiał ją ujrzeć jako coś, czego istnienia nigdy się nie spodziewał.Musiałam go wyśmiać.Ostro.Śmiać się, aż jego oczy straciły blask.Musiałam go zestrzelić, nie mogłam pozwolić, żeby podobał się tej samej młodej Laurze, którą chce BOB.Tej, na którą jestem pewna, że czeka.Żeby ratować siebie, musiałam śmiać się w twarz chłopcu, który może już nigdy nie będzie tak uczciwy.Musiałam to zrobić! Dlaczego obrona jest tak bolesna? Gdzie była ta miłość, kiedy błagałam o nią na klęczkach? Cholera.Wiem, że go ranie.Mam nadzieję, że kiedyś zrozumie dlaczego.Nigdy bym kogoś nie druzgotała tak, jak sama byłam druzgota-na.Gdyby to ze mnie zrobiono pośmiewisko, nie wiem, czy kiedykolwiek podniosłabym się.Nigdy nie podeszłabym do kogoś z najmniejszym komplementem, bo wspomnienie śmiechu ciągle dźwięczałoby mi w uszach.Wstydzę się i jestem znowu skonfundowana rzeczami, które mi się przydarzają.Czy to jakiś trick BOBA wobec mnie? Kolejny test? Rujnować moją szansę miłości z właściwym chłopcem poprzez zmuszanie mnie do poniżania go, tak jak teraz? Potem staję się zimna i zgorzkniała przez te blizny.czy Bobby pozbiera się i zorientuje, że to nie było serio? Czy też wrobiono mnie w zepsucie relacji, która mogła mnie chronić przynajmniej w ciągu dnia?Czego życie chce ode mnie? Co zrobiłam i co mam teraz robić?! Chciałam tylko powstrzymać cierpienie, nie - zacząć je rozsiewać.Myślę.Myślę.Wszystko, co miało zostać zrobione, zostało zrobione.Jeśli zrobił to BOB - odniesie niesłychane zwycięstwo, jeśli tylko okażę jakikolwiek żal.jakiekolwiek.wyrzuty sumienia.Nie mogę na to zważać.Muszę wierzyć, że Bobby wróci - przyjaźnie.Jeśli nie, znajdę gwizdek, na który reaguje.Będzie musiał zarobić na moją uwagę poza lubieżną stodołą, poza pocałunkami, które rozdaję tylko wtedy, kiedy mam na to ochotę, nigdy tak sobie.Stanę się zawodowcem w nieodczuwaniu niczego.Znajdę na to sposób.Nie mogę zrezygnować.W pięćdziesięciu procentach nie wierzę nawet, że to, co przeżywam jest realne.Jestem zagubiona.Zagubiona.Ale silniejsza, większa manipulantka Laura podnosi głowę i otwiera się na pogróżki i gry rozgrywane tylko w ciemnościach.Kiedy odkryję, kim on jest, rozpowiem to wszystkim!Za Nową Siłę, Laura.Kochany pamiętniku! 3 sierpnia 1986 r.Minęła dwudziesta druga, jest wieczór po katastrofie z Bob-bym Briggsem.Byłam zaskoczona, kiedy zadzwonił niecałe piętnaście minut temu i.jakoś, wśród powodzi słów, które brzmiały bardziej jak wyuczone niż spontaniczne, przeprosił za składane pochopnie przysięgi miłości, bo dla mnie, być może, nie było to atrakcyjne w chłopaku.Że może chciałam kogoś, kto najpierw powinien być trochę złamany, żeby to wszystko wyszło.Dodał, że wszystko, co powiedział, było prawdą, ale zrobił błąd mówiąc to za szybko.Wszystko brzmiało jak gdyby wyjęte słowo po słowie ze słownika, a ja myślałam, że powinnam się pod ziemię zapaść.Oto przepraszał za coś, o czym - jestem pewna - dziewczyny gdzie indziej, nawet poza Peaks, marzą, żeby usłyszeć od chłopaka
[ Pobierz całość w formacie PDF ]